
Pierwsze ciemne chmury nad głową Domosławskiego zaczęły się gromadzić w 2010 roku. Jego książka "Kapuściński non-fiction"stała się przedmiotem ogólnopolskiej debaty na temat tego, co wolno, a czego nie wypada reportażyście. Tak jak w przypadku politycznych preferencji, tak i w tej sprawie Polacy, a wśród nich komentatorzy, podzielili się na pół.
Wokół autora biografii Kapuścińskiego, zgodnie z przewidywaniami, znowu zrobiło się gorąco, a opinie, tak jak poprzednio, są podzielone. – Uważam, że Domosławski nie dochował wszystkich powinności dziennikarskich, zabrakło mu skrupulatności, tak istotnej dla tej profesji. Nie krytykuję go za to, że podjął próbę odbrązowienia autorytetu, jakim niewątpliwie jest Kapuściński, w tym akurat nie widzę nic złego. Mój sprzeciw budzą metody, po jakie sięgnął, żeby to osiągnąć. Decydując się na pokazanie intymnej sfery, trzeba być niezwykle ostrożnym, a Domosławski opublikował fragmenty bez zgody i konsultacji z córką bohatera książki, posiłkując się jedynie relacjami z drugiej ręki. Tak nie powinno się postępować, tym bardziej, że córka żyje, jest osiągalna i można było uczynić z niej źródło informacji. To takie trochę pisanie biografii "na kolanie" – mówi naTemat Julianna Jonek, redaktor naczelna wydawnictwa Dowody na Istnienie, które specjalizuje się w wydawaniu książek niefikcyjnych.
Artur Domosławski, autor biografii zasłużonego reportażysty po wyroku nie kładzie po sobie uszu – niekorzystną decyzję przyjmuje "na klatę" i wykorzystuje sposobność, żeby powiedzieć co myśli o całym zamieszaniu wokół książki. W wywiadzie dla Krytyki Politycznej, którego udzielił już po werdykcie sądu, stwierdził, że jest gotów przeprosić w każdej chwili. Wyraził ubolewanie nad tym, że wdowa po Kapuścińskim poczuła dyskomfort, ale – jak zaznaczył – "nie było możliwe napisanie pełnej biografii Ryszarda bez sprawienia przykrości". Córka Kapuścińskiego, która również zgłaszała obiekcje, jak podkreśla autor, pozostawała nieuchwytna, a kolejne próby nawiązania kontaktu, spełzały na niczym i kończyły się niepowodzeniem.
Jeśli orzeczenie się uprawomocni w tej formie, następni autorzy biografii czy nawet prasowych artykułów biograficznych, sylwetek i portretów, filmów dokumentalnych będą się poddawali autocenzurze. (...)Niezależnie jednak od najlepszych intencji sądu, nakaz usunięcia fragmentu utworu może budzić u opinii publicznej skojarzenie z cenzurą. Nawet jeśli to są trzy strony, czy tylko trzy zdania.
Grzebanie w czyimś życiu i wyciąganie niewygodnych faktów, nawet wbrew woli bohaterów książki, jest jednym z dojmujących problemów reportażystów, o czym boleśnie przekonał się właśnie Domosławski. Ale to nie koniec przewinień tej grupy zawodowej. Reportażystów równie często stawia się w ogniu krytyki z powodu przekroczenia cienkiej linii dzielącej prawdę od zmyślenia. Pokusa podkolorowania relacji jest tak duża, że niektórzy jej ulegają, odkładając na bok nudnawą rzeczywistość. Ostatnio o przykrych konsekwencjach takiego postępowania przekonał się Jacek Hugo-Bader.
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl