Pracodawcy mają niebotyczne wymagania, ale sami nie potrafią dobrze przeprowadzić rekrutacji. Lista błędów jest długa!
Bartosz Świderski
03 czerwca 2015, 14:13·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 03 czerwca 2015, 14:13
Niedoświadczony rekruter może zaszkodzić firmie i zniszczyć jej wizerunek nie tylko w oczach potencjalnego pracownika. W dzisiejszych czasach, m.in. za sprawą mediów społecznościowych, informacje o braku profesjonalizmu obiegają świat lotem błyskawicy i trafiają także do klientów! Tymczasem jak sprawdziliśmy, nawet duże firmy bezsensownie próbują zaoszczędzić pieniądze na rekrutacji nowych pracowników, zamiast pozwolić odpowiednio przygotowanym fachowcom zająć się całym procesem.
Reklama.
W Internecie na różnych forach osoby aplikujące o prace wymieniają się doświadczeniami z rozmów kwalifikacyjnych, przy okazji wskazując grzechy główne potencjalnych pracodawców. Najczęściej powtarzające się zarzuty to: brak odpowiedzi na złożone dokumenty, nieinformowanie o wynikach procesu rekrutacyjnego, chaos na rozmowie kwalifikacyjnej, itp. Postanowiłem sprawdzić czy rzeczywiście jest tak źle. Przygotowałem i wysłałem sto CV do różnych firm. Zaledwie z siedmiu nadeszły w odpowiedzi podziękowanie za zainteresowanie ofertą pracy i de facto informacja, że moje dokumenty do nich trafiły. Nieco większa była skuteczność, bo aż ośmiu potencjalnych pracodawców zaprosiło mnie na spotkanie.
Pytania, które nie powinny paść
Wnioski, po rozmowach nie są optymistyczne. Pracodawcy czasem popełniają kardynalne błędy. Jak chociażby te, które miałem wątpliwą przyjemność zaobserwować w pewnej firmie zajmującej się tworzeniem materiałów promocyjnych i reklamowych. Ku mojemu zaskoczeniu rozmowa z szefem dość szybko zeszła na tematy dotyczący życia pozazawodowego:
- Ma pan dzieci? – zapytał bezceremonialnie szef.
- Tak, pięcioletniego syna i roczną córkę, ale co to ma wspólnego z pracą tutaj? – zapytałem udając, że nie rozumiem o co chodzi
- Pana żona pracuje?
- Tak, ale też nie widzę związku z tematem naszej rozmowy.
- A kto się opiekuje dziećmi kiedy są chore?
- Lekarz – postanowiłem brnąć w absurd
Mój rozmówca roześmiał się. Za to pracownica działu kadr milczała wpatrując się w stół, chyba było jej wstyd. Swoją drogą ciekawe jakie ona dostała pytania podczas rekrutacji?
Potencjalny szef popatrzył na mnie uważnie. – Ale kto zostaje z nimi jak się rozchorują? – spytał wprost. – Mam nadzieje, że pana żona – dodał nie owijając w bawełnę.
– Jak mnie pan zatrudni i odpowiednio zapłaci, to zajmie się nimi na przykład opiekunka – miałem już dosyć tej rozmowy i absolutnie nie zamierzałem wyjaśniać kto w domu i w jakiej sytuacji zajmuje się dziećmi.
W tym momencie byłem pewien, że jeśli nawet zaproponują mi etat, to go nie przyjmę. Pracodawca nie ma prawa pytać kobiet o plany macierzyńskie i tak samo nie powinien sprawdzać, czy pracownik przypadkiem nie opiekuje się np. samotnie dziećmi.
Prawie podręcznikowo, ale prawie czyni różnicę…
Zupełnie inaczej było w dużej firmie zajmująca się sprzedażą towarów z grupy dóbr szybkozbywalnych. Tam również aplikowałem na stanowisko związane z marketingiem.
Zaczęło się profesjonalnie, po dość szczegółowej rozmowie kwalifikacyjnej, dostałem do rozwiązania test. Chyba miał sprawdzać moją wiedzę ogólną, ale bardziej przypominał klasówkę z matematyki. Trzeba było wyliczać procenty, sumować, dzielić. Niestety nie było okazji, żeby zapytać potencjalnych przełożonych po co mi to potrzebne w pracy związanej z PR.
Ostatnim etapem rekrutacji była szczególna forma case study. Z grupy osób, które były rekrutowane stworzono zespół mający przygotować rozwiązanie sytuacji kryzysowej. Pomysł był fajny: wypuszczono na rynek partię towaru spożywczego, w którym znalazły się drobiny szkła. Kryzys wizerunkowy murowany, bo media takiej sprawy nie przepuszczą.
Teoretycznie Assessment Centre powinien sprawdzać m.in. umiejętność pracy grupowej, jednak w tym wypadku nikt nie obserwował naszych narad i prób znalezienia rozsądnego rozwiązania (chyba, że w pokoju były ukryte mikrofony i miniaturowe kamery). Propozycje rozwiązań przedstawiało się również samodzielnie.
Na tym etapie poległem, ale do dziś nie wiem jakie błędy popełniłem. Po prezentacji nie usłyszałem żadnego komentarza ze strony prowadzących rekrutację. Zamiast niego padło tradycyjne: „dziękujemy, skontaktujemy się z panem.” I nie było już możliwości żeby dopytać co zrobiło się źle.
Wychodząc miałem poczucie, że nie sprawdzono moich wszystkich umiejętności, bo absolutnie nikt nie miał pomysłu jak to zrobić. A potem doszedł jeszcze żal, że nie poinformowano mnie o tym dlaczego nie dostałem pracy, ponieważ mimo obietnicy nie skontaktowano się ze mną. Na podobne traktowanie narzeka zresztą większość znajomych, która miała w ostatnich latach rozmowy kwalifikacyjne i odpadła na którymś z etapów. Mimo solennego zapewnienia „skontaktujemy się z panem/panią” nikt nie dzwonił. To chyba grzech główny naszych pracodawców.
Chaos na rozmowie
Trudno powiedzieć co jest gorsze brak informacji czy ich nadmiar. Zbyt wiele komentarzy tworzy koszmarny chaos. I to również utrudnia rekrutacje. Podczas konkursu na stanowisko związane z promocją w urzędzie miejskim, w jednym z podwarszawskich miasteczek, rozmowę prowadziły trzy osoby. Zaczęło się raczej słabo, bo członkowie komisji konkursowej zamiast siedzieć razem, zajęli miejsca w różnych częściach dość długiego stołu. W efekcie nie dało się nawiązać kontaktu wzrokowego z całą trójką. Do tego zdarzało się, że wszyscy mówili jednocześnie i w związku z tym natychmiast powstał chaos nie do opisania. Być może miała to być symulacja pracy w tym miejscu?
W takich warunkach wystarczyło dosłownie kilkanaście minut żebym zrozumiał, że nie mam ochoty być urzędnikiem. Zwłaszcza, że pensja, którą zaproponowano absolutnie nie rekompensowała tego co mogłoby się dziać w pracy.
Podczas ośmiu rozmów, w których miałem okazję uczestniczyć, potencjalni pracodawcy tylko w dwóch przypadkach nie popełnili poważniejszych błędów. Wniosek jest następujący: pozorna oszczędność na rezygnacji z powierzenia procesu rekrutacji dobrej firmie HR może tak naprawdę spowodować spore straty. Błędy popełniane w czasie rekrutacji nie tylko zepsują opinie o firmie, ale przede wszystkim zrażą najlepszych potencjalnych pracowników.