Na reklamach kremów do opalania - piękne złocisto-brązowe ciała. Tuż obok, tubki, których liczba oznaczająca wysokość ochrony przed słońcem zaczyna się od SPF 30 w górę. Dlaczego więc Polki i Polacy najchętniej sięgają po te poniżej SPF 10 i czego tak naprawdę się obawiamy? Sprawdzam.
1.„Nie opalę się, bo nie zdążę przed końcem urlopu”
- Kiedy używam kremu z filtrem SPF 30, czy, jak radzą dermatolodzy - 50, za każdym razem z urlopu czy dłuższego weekendu wracam biała jak córka młynarza. Moje wakacje są zbyt krótkie, żebym używając blokerów słonecznych zdążyła się opalić – mówi Kasia, moja sąsiadka o bardzo jasnej cerze. Ma jasne jak len włosy i śnieżnobiałą skórę. Przy takim fototypie skóra rzeczywiście opala się wolniej i powinno się ją bardziej osłaniać przed słońcem niż wystawiać na jego działanie. Karnacje o fototypie I lub II są podatne na poparzenia i opalają się najpierw na czerwono. Marzenia o złocistobrązowej opaleniźnie w stylu J. Lo można więc sobie podarować, chyba, że planujemy co najmniej trzytygodniowy wyjazd do ciepłych krajów.
Ale niezależnie od długości i kierunku wczasów, warto pamiętać, że filtr nie blokuje promieniowania UV, tylko chroni skórę przed jego szkodliwym działaniem. Im wyższa jest więc wartość SPF, tym dłuższa i skuteczniejsza ochrona przed poparzeniem i fotostarzeniem. Ale uwaga: trzydziestka na kremie nie oznacza, że możesz spędzić 30 godzin w pełnym słońcu! Co dwie godziny dokładamy kremu z filtrem, inaczej zamiast opalenizny po urlopie będziemy mieć jedynie odpadające jak kora platana płaty skóry.
2.„Boję się, że przez te kremy mój syn będzie gejem”
Tak, to autentyk. I najbardziej absurdalne zdanie, jakie słyszałam na temat używania filtrów przeciwsłonecznych. Podobno, jak twierdzi jedna z moich koleżanek, kobiety, które stosują je w ciąży – rodzą gejów. Nawet ciężko to skomentować… Jeżeli rzeczywiście by tak było, prawdopodobnie za kilka lat przestałyby się rodzić osoby o orientacji heteroseksualnej, bo dziś SPF zawierają nawet zwykłe kremy nawilżające, szminki i podkłady. A nawet balsamy do ciała! Których jak wiemy niema każda kobieta w ciąży używa.
Ciąża to czas, kiedy jesteśmy narażone na poparzenia słoneczne i bardzo nieestetyczne przebarwienia zwane melazmą. Tworzą się wówczas ciemne plamy na twarzy i dekolcie, o których mówi się potocznie maska ciążowa. Dlatego filtrów trzeba używać, a najlepiej smażenie się na słońcu sobie przez tych dziewięć miesięcy z kawałkiem – odpuścić. Choć znam wiele kobiet, które uwielbiają się opalać nawet z pokaźnych rozmiarów brzuszkiem. I jeśli nie mają problemów – ja też ich nie widzę. Jeżeli zaś chodzi o teorię mojej koleżanki, czekam z niecierpliwością na badania, które ją potwierdzą.
3.„Będę mieć niedobory witaminy D”
Wyświechtane jak stare skarpetki zdanie. Dermatolodzy uważają je za jedno z „ulubionych”. Ostatnio się nawet o nie pokłóciłam ze znajomym, który wystawił swojego noworodka na ostre słońce i mały zrobił się na twarzy buraczany. Zapytany przeze mnie o to czy posmarowali go przed wyjściem filtrem, nakrzyczał na mnie, że nic podobnego, bo to jedyna szansa, żeby dziecko przyswoiło witamine D…
A prawda jest taka, że nikt jeszcze nie stworzył takiego filtra, który dawałby stuprocentową ochronę przed promieniowaniem UV, w związku z czym nasza skóra syntetyzuje witaminę D3. Nawet kiedy chodzimy wysmarowani kremami z filtrem. Większą zmorą niż ochrona przed słońcem jest unikanie go w góle. Jeżeli dzień zaczynasz od zjazdu widną do garażu, a następnie do kolejnego garażu – w pracy i cały dzień spędzasz pod dachem, jest wielkie prawdopodobieństwo, że cierpisz na niedobory witaminy D. Jak około 70 procent Polaków. Natomiast jeśli zamiast do windy rano idziesz pobiegać po parku czy na spacer z psem, to wystarczy 15 minut na powietrzu, żeby tę dawkę D3 uzupełnić. Oczywiście w sezonie letnim, który właśnie się zaczyna.
4.„Popsuje mi się cera”
Wiele osób cierpiących z powodu trądziku pospolitego narzeka na konsystencje kremów z filtrem. Bywają ciężkie, tłuste, a w połączeniu ze skórą łojotokową tworzą nieprzyjemny, lepki film na skórze. - I ma się wrażenie, jakby na twarzy nosiło się pancerz – mówi Tomek, mój kolega borykający się od lat z trądzikiem - szczególnie kiedy temperatura przekracza 25 stopni.
Podobnie jest w przypadku cer atopowych i wrażliwych. Natomiast sprawdziłam na własnej skórze (trądzik plus atopia), że filtry dziś są zupełnie inne niż choćby pięć lat temu. Marki apteczne proponują specjalną pielęgnację przeciwsłoneczną zaprojektowaną dla skór problematycznych. I tak, dla wrażliwców są delikatniejsze formuły, a dla osób z trądzikiem – lżejsze konsystencje, jak żel czy pianka. Stan cery po ich użyciu się na pewno nie pogarsza, a SPF dodatkowo ochronią skórę przed przebarwieniami. Bo blizny trądzikowe, które słońce tak ładnie „tuszuje” kiedy jesteśmy opaleni, po sezonie letnim zamieniają się w bordowe przebarwienia.
5."Rozmaże mi się makijaż i szybciej przetłuszczą włosy"
To bardziej głos lenistwa niż prawdziwe problemy. W warunkach miejskich o tej porze roku najlepsze są kremy koloryzujące typu BB, które jednocześnie chronią, ale dają efekt zbliżony do podkładu. Jeśli masz tendencję do zwiększonego łojotoku (wysoka temperatura i słońce często go nasilają, bo pobudzają gruczoły łojowe do jego produkcji), po nałożeniu kremu BB na twarz, odciśnij jego nadmiar chusteczką jednorazową. Albo bibułką matującą. Makijaż pozostanie na miejscu, a niechciane błyszczenie – na chusteczce.
Natomiast jeśli chodzi o kwestię mycia głowy, to warto ją teraz myć albo codziennie, albo co drugi dzień. Kurz, pył i kwitnące trawy, które osadzają się na włosach mogą podrażniać drogi oddechowe i spojówki. I powiedzmy sobie szczerze – im rzadziej myjemy włosy, tym gorzej od nas pachnie, co łatwo można poczuć jeżdżąc codziennie komunikacją miejską…