Gibraltar w pigułce… Hmmm. I tu się zacięłam.
Próba krótkiego opisania tego, co warto zobaczyć na Gibraltarze, to chyba najtrudniejsze zadanie, jakie przed sobą postawiłam pisząc o tym miejscu, bo to trochę tak, jakby ktoś kazał mi szybko opowiedzieć co się działo w moim życiu przez ostatnie trzy lata…
Zwykle mam problem z udzielaniem zwięzłych odpowiedzi i nawet przy „Co u Ciebie?” potrafię się zawiesić przez morze wyświetlających mi się przed oczami możliwości, a potem prawie obrazić, że ktoś mi zadał takie trudne pytanie ;)
Wracając do opisania Gibraltaru – jest to dla mnie trudne, bo jak tu wybrać z dziesiątków ulubionych miejsc i zakamarków… Jednak ilekroć coś planuję w związku z wizytą gości, to i tak zawsze słyszę – No dobra, fajnie, tam TEŻ pójdziemy, a teraz zabierz nas do małp. No to najpierw zabieram Was do małp :)
1/ Top of the Rock – czyli szczyt skały Gibraltarskiej i ulubiona destynacja wszystkich osób odwiedzających Gibraltar. Można tam wjechać kolejką Cable Car/informacja o cenach i godzinach przejazdów – Visit Gibraltar/ Cable Car, Gibraltar Info/ Cable Car, która działa przez cały rok i zawodzi zwiedzających na szczyt skały gibraltarskiej, skąd rozpościera się przepiękny panoramiczny widok na okolicę – widać Gibraltar, Hiszpanię i Afrykę. Jest tam restauracja/bar i sklep z pamiątkami, taras widokowy (gdzie można wziąć ślub), no i wszechobecne małpy, które zawsze każdemu, chcąc nie chcąc, wciskają się w kadr.
Niech Was jednak nie zwiedzie ta urocza scenka. Muszę teraz napisać, to co wszyscy – małpy są niezbyt przyjazne, porywają jedzenie i potrafią ugryźć, a za ich karmienie grozi kara w wysokości, bagatela (!) – 500 funtów.
Jeszcze nie spotkałam Gibraltarczyka, który by lubił małpy. Ci, których znam, reagują ze strachem zmieszanym z obrzydzeniem. Sama nadal małpy lubię, bo mimo prawie już trzech lat spędzonych na Gibraltarze, ciągle są dla mnie egzotycznym akcentem i nie wyobrażam sobie lokalnego krajobrazu bez nich. Mała Mysz też zawsze się cieszy, gdy je spotykamy w mieście Małpa i marshmallows. Dużo mniej, kiedy próbują wejść przez okno do domu i porwać coś do jedzenia z naszej kuchni The monkey’s here. Dobrze, że jeszcze na boisku szkolnym nie zabrały Małej Myszy kanapki. Pewnie dlatego, że szkoła otoczona jest murem z powkładanymi kawałkami szkła (tak!), a dzieci, dla bezpieczeństwa, lunch jedzą w środku budynku.
Jeśli mamy więcej czasu na zwiedzanie Gibraltaru, warto jest na szczyt skały wjechać kolejką, a potem zejść na dół wygodną trasą spacerową (trwa to około pół godziny do godziny, widoki są fantastyczne, ale może być bardzo gorąco, zwłaszcza w sezonie – czyli od końca maja do października). Asfaltowa droga prowadzi w dwóch kierunkach, i może nas doprowadzić do tuneli (II World War Tunnels i Great Siege Tunnels), zamku Moorish Castle, skąd jest już blisko do Upper Town i Starówki (więcej informacji i zdjęć w poście Jedynka, albo do przystanku przy ogrodzie botanicznym i starym kasynie, skąd szybko możemy dojechać do Europa Point (Dwójka).
The Top of The Rock najlepiej zwiedzać przy ładnej pogodzie, bo wtedy wszystko wokół wspaniale widać, albo… przy złej – gdy horyzont pokrywa mgła, morze zlewa się z niebem, a człowiek ma wrażenie, że znajduje się na pokładzie samolotu albo w centrum niebieskiego wszechświata. Wszystko wokół jest, jak to mówi Mała Mysz – w kolorze blue, a statki zdają się pływać w niebie. Przy złej pogodzie lubię The Top of The Rock najbardziej.
Jeszcze wspanialsze widoki czekają na osoby, które zdecydują się przejść Mediterranean Steps/ Visit Gibraltar – Mediterranean Steps, piękną trasą po wschodniej stronie skały gibraltarskiej, o czym ciekawie napisała, też mieszkająca na Gibraltarze, Justyna, Smart with Kids – Spacer po Mediterranean Steps. Korzystam z tych dwóch relacji, bo sama, ze względu na lęk wysokości i Małą Mysz, nadal się tam nie wybrałam.
Na szczyt skały można też wjechać samochodem – po 18:00 wjazd jest za darmo. Dostać się tam można z dwóch stron – od strony miasta, przy Moorish Castle, albo od południa i Europa Road, wtedy trzeba podjechać w górę, zgodnie z drogowskazem kierującym nas do Upper Rock.
2/ Europa Point
Europa Point jest miejscem naprawdę wartym odwiedzenia, z którego widać Ceutę, Maroko i charakterystyczną górę Jabal Musa. Oczywiście jest też latarnia morska, kawiarnia z mini sklepem i olbrzymi plac zabaw (co dla zwiedzających z dzieckiem jest dodatkowym udogodnieniem).
Nad całością, trochę przewrotnie, dominuje imponujący meczet Ibrahim-al-Ibrahim Mosque, z którego rozlega się co jakiś czas nawoływanie muezina.
Europa Point jest atrakcją turystyczną o szczególnym znaczeniu dla odwiedzających Gibraltar, Polaków – bo właśnie tam stoi pomnik upamiętniający śmierć gen. Sikorskiego i załogi Liberatora.
Zeszłoroczne uroczyste odsłonięcie pomnika, było dla tutejszej Polonii okazją do spotkania z rodzinami osób, które zginęły w 1943 roku, Polonią mieszkającą w Anglii oraz przedstawicielami rządu polskiego i wojska.
Sporo osób przyjechało też specjalnie z Polski, a ja miałam przyjemność poznać i oprowadzić po Gibraltarze, kolegów (bo w trakcie oprowadzania zdążyliśmy się zaprzyjaźnić :)) z Radia Rzeszów. To były bardzo wzruszające dni i uroczystość. Cieszę się, że mogliśmy wziąć w tym wszystkim udział.
Również tego dnia, udało mi się zrobić zdjęcie, które bardzo lubię, bo pokazuje jak wspaniale multikulturowy jest Gibraltar, i że oznacza to – życzliwe zainteresowanie innymi kulturami, religiami i historią.
Przy okazji rocznicy katastrofy nad Gibraltarem, podpytywałam sąsiadów czy coś pamiętają z tego dnia, 70 lat temu. W końcu mieszkam tuż obok miejsca katastrofy, a niektórzy z sąsiadów byli wtedy mali. Ktoś pamięta, że jego wujek był nurkiem, który poszukiwał zwłok zaginionych, ktoś mówił o jakiejś czarnej walizce. Inni, że do naszej plaży dopłynęła jedyna osoba, która przeżyła katastrofę… Po tylu latach nie wiadomo co jest plotką, a co prawdą, ale były to bardzo ciekawe rozmowy.
Wprowadzeniem do uroczystości na Europa Point była msza w Katedrze przy Main Street (tej, w której znajduje się tyle polskich akcentów – Polski Gibraltar.
Main Street to kolejne miejsce, które trzeba koniecznie zobaczyć.
3/ Casemates Square i Main Street
Casemates Square to najważniejszy plac Gibraltaru, pierwsze albo ostatnie miejsce, które odwiedzają osoby przyjeżdżające zwiedzić Gibraltar.
Organizowane są tam różne imprezy masowe, np. obchodzony 10 września – National Day/ National Day, kiedy wszyscy przebierają się na biało-czerwono (kolory narodowe mamy przecież takie same :)) i świętują cały dzień, albo przypominający mi poznański Festiwal Dobrego Smaku, Calentita Festival – czyli święto jedzenia ze wszystkich stron świata, który co roku ściąga na Casemates Square chyba wszystkich mieszkańców Gibraltaru, trudno się wtedy tam wcisnąć, a co dopiero coś zjeść!
Otoczony restauracjami Casemates Square (jeśli ktoś ma ochotę na coś taniego i lokalnego, raczej powinien pokrążyć po uliczkach Starówki), to popularne miejsce spotkań, pewnie dlatego, że bardzo łatwo go znaleźć.
Dobre jedzenie serwuje wegetariański (i koszerny) bar Verdi Verdi, który mieści się na dole centrum handlowego ICC, po prawej stronie placu, patrząc w stronę Main Street. Uwagę przyciąga tam zwłaszcza charyzmatyczny właściciel, ale tarty, sałatki, pasty warzywne, ciasta i kawa też są naprawdę pyszne. Nie zawiodłam się też nigdy na Cafe Solo, umiejscowionej z drugiej strony placu, obok fabryki szkła.
Fabryka szkła Gibraltar Cristal/ Gibraltar Cristal , wraz ze sklepem i małym muzeum, gdzie można zobaczyć jak wytwarzane jest szkło i materiały szklane (wstęp bezpłatny, za to ceny fabryczne przyprawiają o zawrót głowy) znajduje się przy wejściu na plac od strony pętli autobusowej.
Tuż nad fabryką położona jest Arts&Crafts Gallery – czyli miejsce do którego mam szczególny sentyment, bo właśnie tam, na początku swojej przygody z Gibraltarem, sprzedawałam sznury z muszli i… pierniki :)/ Arts & Crafts – czyli robótki ręczne.
Południowy koniec placu zwęża się i zgrabnie zmienia w Main Street – ciągnącą się około kilometra główną arterię Gibraltaru, która przecina Starówkę i dociera prawie do stacji Cable Car, czyli wspomnianej wcześniej, kolejki na szczyt skały The Top of The Rock.
Main Street zawsze tętni życiem (oprócz wieczorów i niedziel, kiedy to staje się cudownie pusta), dlatego w ciągu dnia najczęściej wybieram równoległe Irish Town albo Town Range (o tych ulicach na pewno niedługo szerzej napiszę!) .
Każdy budynek mieszczący się przy Main Street ma swoją historię. Niektóre pokryte są, w stylu andaluzyjskim i portugalskim, kafelkami. Zachwycają zwłaszcza klatki schodowe i patia. Dlatego idąc Main Street, warto czatować na otwarte drzwi kamienic i zaglądać do ich środka. Pojawiają też się akcenty genueńskie – żaluzjowe drewniane okiennice i brytyjskie – część budynków przypomina te z czasów brytyjskiej Regencji. Main Street została odbudowana w XIX w. bo większość zabudowań została zniszczona podczas ostrzału artyleryjskiego w czasie Wielkiego Oblężenia (Great Siege) w latach 1779-1783.
Main Street najlepiej się zwiedza w niedzielę – uliczki są wtedy puste, niekiedy tylko przemykają lokalni mieszkańcy i można naprawdę poczuć wyjątkową atmosferę tego miejsca.
Najwięcej Marokańczyków mieszka właśnie na Starówce. Latem, jak wszyscy, szukają ochłody na zewnątrz domów. Rozsiadają się na ławkach i patrzą w dal, czasem tylko odzywając się do siebie chrapliwie.
W weekendy, jeśli znajdziemy się bliżej dzielnicy (chociaż to chyba zbyt duży wyraz, jak na maleńki Gibraltar), powiedzmy lepiej, części żydowskiej, spotkamy dostojne wielodzietne rodziny żydowskie, mniej lub bardziej ortodoksyjne. Gdy nagle wynurzają się z bocznych uliczek i idą powoli opustoszałą Main Street, niezamierzenie pomagają przenieść się w czasie, w lata 60-te albo jeszcze dawniej.
Dziewczynki zwykle noszą długie ciemne spódnice, a kobiety chustki na głowie. W weekendy wszyscy ubierają się bardziej elegancko – kobiety mają starannie uszyte suknie, mężczyźni garnitury, płaszcze i kapelusze, dzieci też ubrane są na wizytowo.
Nie wiem jednak dlaczego, gdy spotykam te same osoby w ciągu tygodnia (Gibraltar ma niecałe 30 tys. mieszkańców, a społeczność żydowska liczy około 600 osób, po pewnym czasie zaczynasz pamiętać ich twarze, zwłaszcza te najbardziej charakterystyczne), kobiety zwykle są w białych adidasach – czym trochę przypominają mi sekretarki spieszące do pracy na Manhattanie.
Fascynuje mnie ten ich osobny, zamknięty dla obcych świat i próby łączenia starego z nowym, powłóczyste spódnice i białe adidasy, jarmułki i deskorolki, czy wspomniane już kiedyś na blogu, noszenie Tory w przezroczystej reklamówce.
Wędrując Main Street warto się zgubić, bo dzięki temu można zobaczyć gibraltarską Starówkę – wszystkie odchodzące od niej uliczki mają swój niepowtarzalny urok i prowadzą do kolejnych ciekawych zakątków. Całość znajduje się na niewielkiej przestrzeni, więc to odkrywanie gibraltarskich zakamarków nie zajmuje wiele czasu.
Przy Main Street znajduje się też Katedra St Mary The Crowned – ta właśnie, w której zobaczymy sporo polskich akcentów, a msze czasem odprawia polski ksiądz.
Na końcu Main Street znajdują się budynki rządowe The Convent, warte odwiedzenia i zrobienia sobie zwyczajowego zdjęcia przy armacie i lekko znudzonym żołnierzu pełniącym wartę honorową.
Na pewno jeszcze nie raz będę wracać do opisu tej części Gibraltaru, bo jeden post nie wystarczy, żeby opowiedzieć historię ulicy, która pod panowaniem brytyjskim ma ponad 300 lat.
…
W następnych częściach Gibraltaru w pigułce, przedstawię Wam moje następne ulubione miejsca na Gibraltarze – Irish Town, Upper Town, Trafalgar Cemetery, Alameda Gardens, Catalan Bay Village, mariny Queensway Quay i Ocean Village, Rosia, i pewnie jeszcze inne miejsca, o których teraz zapomniałam :)