SLD zdaje się tracić monopol na lewicy, ma tylko o 1 pkt. proc. więcej niż Partia Razem, która niemal nie istnieje w mediach. – SLD był, jest i będzie stałym elementem polskiej sceny politycznej. Nie martwię się więc o przekroczenie progu 5 proc. – mówi w "Bez autoryzacji" Krzysztof Gawkowski, sekretarz generalny SLD.
Partia Razem powstała kilka tygodni temu, nie jest eksponowana medialnie, a w sondażu ma tylko o 1 pkt. proc. mniej, niż SLD. Ta partia grozi Waszej dominacji na lewicy?
SLD był, jest i będzie stałym elementem polskiej sceny politycznej. Nie martwię się więc o przekroczenie progu 5 proc. Nigdy nie miałem nic przeciwko nowym inicjatywom na lewicy, bo im więcej osób chce coś budować po lewej stronie, tym dla lewicy lepiej. Jestem przekonany, że z wieloma ludźmi z Partii Razem będziemy mogli współpracować, bo dlaczego nie?
Mówił pan o możliwości zrezygnowania z szyldu SLD na wybory. Czy rozważacie przyjęcie nazwy, która w ogóle nie kojarzy się z SLD, tylko czegoś zupełnie nowego? A może pójdziecie pod szyldem Partii Razem?
Jeżeli chcemy budować wspólną listę lewicy, która będzie pozwalała każdemu zachować swoją tożsamość, powinniśmy dyskutować. Nie może być tak, że rzucamy jedną nazwę i jak się zgodzicie ją przyjąć, to jesteśmy razem, a jak nie, to współpracy nie będzie. Jestem gotowy – i do tego będę namawiał – żeby to nie była koniecznie nazwa SLD, ale rozumiem, że wszyscy partnerzy będą rozmawiać.
A partnerów jest wielu: od Zielonych, przez Partię Kobiet po ruchy społeczne i inne partie lewicowe. Nie chciałbym, żeby była jakaś z góry narzucana nazwa, bo to zaraz niektórych odrzuca. Mam nadzieję, że będziemy o tym dyskutować.
Kiedyś SLD też było koalicją partii, a nie jedną partią...
Powrót do dobrych czasów, łączenia partii lewicowych w jeden front to coś, co powinno przyświecać wszystkim na lewicy. Chodzi o to, żeby łączyć. Ale też nie chcemy nikogo jednoczyć na siłę. Chcemy, żeby przyszły Sejm nie był zdominowany przez prawicę.
Wyniki sondażowe nowych partii pokazują potrzebę nowych twarzy. Czy SLD będzie sięgało po nowe twarze, po działaczy z regionów?
Na pewno będziemy dawali szansę wielu nowym osobom, ale też doświadczonym. Najlepszym dowodem na to jest to, że na czele zespołu programowego SLD stanęła Paulina Piechna-Więckiewicz.
Jak będzie wyglądało przywództwo, kierowanie kampanią w tej nowej lewicowej koalicji?
Zaczynamy od spotkania programowego, jesteśmy jeszcze przed nim, więc nie mogę nic o tym powiedzieć.
Czy fakt, że spotkanie organizuje OPZZ i Jan Guz oznacza, że to on stanie na czele tej inicjatywy?
To sygnał, że liderzy związkowi są potrzebni. Także po to, by mocno trzymać lejce takiego porozumienia i nie dać odejść od ideałów związków zawodowych, spraw pracowniczych. OPZZ to jeden z największych związków zawodowych, ma blisko 800 tys. członków, którzy wiedzą, że parlament bez lewicy to parlament bez ludzi walczących o płacę minimalną, bezpieczną pracę, pilnowanie kodeksu pracy.
Dotychczas SLD zwalczało środowisko Janusza Palikota. Czy ten topór wojenny jest już zakopany czy ich do rozmów nie zaprosicie?
Lewica siadając do rozmów powinna dawać nadzieję, nikogo nie powinna wykluczać. Im więcej ruchów, które będą chciały budować zjednoczoną lewicę, tym większa szansa, że to się uda. Nikogo nie wykluczamy, zapraszamy wszystkich, od Palikota do Rozenka, od Nowackiej po Nowicką. Chodzi o ludzi, którzy są lewicowi. Podstawą jest akceptacja programu.
Smutno będzie panu bez Ryszarda Kalisza w polityce?
Szanuję każdego polityka. A także osiągnięcia i wkład Ryszarda Kalisza w politykę. Mam nadzieję, że to chwilowy rozwód z polityką i jeszcze się spotkamy.