"Nie ma takiej możliwości, aby po dniu 1 września 2015 r. jakikolwiek policjant ośmielił się odebrać prawo jazdy na podstawie pomiaru dokonanego urządzeniem pomiarowym Iskra-1" - zapowiadają członkowie Stowarzyszenia Prawo na Drodze, które właśnie wypowiedziało otwartą wojnę jednemu z najczęściej stosowanych podczas kontroli drogowych radarów typu "suszarka". Przekonują, że za nimi stoi prawo i wskazują na orzeczenie sądu, który w ubiegłym roku zakwestionował wykorzystanie materiału z kontroli Iskrą. Wygląda jednak na to, że to wbrew tym wszystkim nadziejom, to wojna przegrana.
Wśród "świadomych" kierowców Iskra-1 jest postrzegana jako największe zło już od lat. "Radar ISKRA-1 to niekwestionowany lider w kategorii ręcznych przyrządów do pomiaru prędkości. Jego lekkość, dokładność, szybkość działania, czynią zeń najpopularniejszy ręczny przyrząd do pomiaru prędkości" - zachwala urządzenie polski dystrybutor tego sprzętu. Problem w tym, że w pełni prawdziwa jest tylko pierwsza cześć opisu tego dzieła rosyjskiej myśli technicznej. Jest niezwykle popularny, ale jego dokładność bywa kwestionowana.
"Precedensowy" wyrok
"W grupie pojazdów znajdujących się w zasięgu pomiaru wyodrębnia i dokonuje pomiaru prędkości najszybszego celu. Przyrząd posiada 3 tryby pracy: pomiar prędkości pojazdów oddalających się, nadjeżdżających, oraz wszystkie kierunki" - informują dystrybutorzy miernika. Wśród tylu opcji rosyjscy inżynierowie z firmy Simicon nie zdołali jednak wcisnąć możliwości zidentyfikowania badanego pojazdu, a tylko wyznaczenia "najszybszego celu". To sprawia, iż dowody z kontroli przeprowadzonej urządzeniem Iskra-1 mogły słabo radzić sobie w sądach.
Podstawą buntu kierowców przeciw Iskrze-1 jest bowiem ubiegłoroczne orzeczenie sądu w Siemianowicach Śląskich, w którym pomiar prędkości dokonany rosyjskim miernikiem uznano za niezgodny z prawem. W ten sposób jesienią jeden z walczących przed sądem kierowców ocalił się przed karą, którą policja chciała na niego nałożyć za rzekome przekroczenie prędkości o 30 km/h. Sąd uznał, iż na podstawie odczytu z Iskra-1 nie można oceniać ewentualnego przekroczenia prędkości ze względu na wspomniany wcześniej brak możliwości dokładnej identyfikacji badanego pojazdu.
W ocenie sądu, w chwili kwestionowanej kontroli Iskra nie spełniała wymogów metrologicznych z rozporządzenia Ministra Gospodarki w sprawie wymagań, którym powinny odpowiadać przyrządy do pomiaru prędkości pojazdów w ruchu drogowym, oraz szczegółowego zakresu badań i sprawdzeń wykonywanych podczas prawnej kontroli metrologicznej tych przyrządów pomiarowych.
Gdy o tej sprawie zaczęło robić się głośno, do odmowy mandatów zaczęto namawiać innych kierowców, którzy zauważyli, iż mandat został na nich nałożony na podstawie kontroli prędkości dokonanej miernikiem Iskra-1. Jeszcze większe emocje pojawiły się jednak w ostatnich tygodniach, gdy zaczęły obowiązywać nowe przepisy pozwalające na odebranie prawa jazdy na trzy miesiące za jazdę powyżej 50 km/h w terenie zabudowanym. Powody do wyjścia na wojnę z Iskrą-1 stały się więc dla wielu znacznie poważniejsze niż te – być może niesłusznie – nałożone kilkaset złotych mandatu z przeszłości.
Ofensywę czas zacząć
"Od początku jednak akcentujemy, że sprawą, która wymaga natychmiastowego załatwienia jest kwestia wiarygodności pomiarów prędkości, na podstawie których prawa jazdy odbierane są niewinnym kierowcom. Policja nie dba o to, aby z ruchu drogowego eliminowani byli prawdziwi szaleńcy. Dla policji liczy się tylko statystyka: odebranie praw jazdy jak największej grupie kierowców. Policja nadal bowiem używa do pomiarów prędkości miernika Iskra-1, który mierzy prędkość… nie wiadomo czyją" - czytamy w manifeście Stowarzyszenia Prawo na Drodze, które zapowiada w najbliższym czasie przeprowadzenie eksperymentu ostatecznie kompromitującego użytkowników miernika Iskra-1.
A o takową kompromitację nie powinno być trudno, bo kierowcy widząc podczas kontroli Iskrę-1 węszą policyjne oszustwo nie tylko ze względu na wspomniane orzeczenie. W sieci można już znaleźć wcześniejsze testy tego miernika prędkości wykonane przez blogerów motoryzacyjnych. To materiały wyraźnie udowadniające, że rosyjski sprzęt prędkość kilkadziesiąt km/h odczytuje już na widok stojącego auta z włączonym silnikiem, a wycelowanie go w stojący w pokoju odkurzacz sprawia, że Iskra-1 zapewnia, iż sprzęt AGD właśnie mknie ponad... 200 km/h.
– Nikt z nas nie jest przeciwnikiem pomiarów prędkości. Nigdy nie występowaliśmy przeciwko takim pomiarom. Walczymy tylko z karygodną nierzetelnością policji w tym względzie – tłumaczy Artur Mezglewski ze Stowarzyszenia Prawo na Drodze. – Walczymy także o to, aby funkcjonariusze pełniący służbę w ruchu drogowym przechodzili szkolenia w zakresie obsługi tych urządzeń. Takich szkoleń obecnie się nie przeprowadza. Wielu z nich nie ma pojęcia o prawidłowej obsłudze tych urządzeń – dodaje.
Artur Mezglewski podkreśla, że jego organizacja stara się, by stosowane przez polskich funkcjonariuszy urządzenia gwarantowały możliwość rejestracji danego zdarzenia i identyfikację pojazdu. Tak, jak do niedawna jasno wymagała tego treść ministerialnego rozporządzenia, które stanowiło podstawę rozstrzygnięcia w głośnym procesie kierowcy z Siemianowic.
– Spośród ręcznych mierników prędkości, będących na wyposażeniu policji, żaden nie spełnia tych wymagań. Gdy sprawa trafia do sądu, jedynym dowodem przekroczenia prędkości jest zeznanie policjanta. Słowo policjanta przeciwko słowu kierującego. Sądy zawsze dają wiarę zeznaniom policjanta i po procesie. Czy tak ma rzecz wyglądać demokratycznym państwie prawa? – pyta.
Ale problemu już nie ma?
Problem w tym, że od lutego ubiegłego roku treść rozporządzenia dotyczącego norm wymaganych od mierników prędkości jest nieco bardziej zawiła niż było wcześniej (np. wtedy, gdy miała miejsce kontrola rozpatrywana przez siemianowicki sąd). Przez lata rejestracji i identyfikacji wymagano w zasadzie od każdego urządzenia. Dziś wymagane minimum to jedynie "wskazywanie" pojazdu, wyświetlanie wynik pomiaru, oraz możliwość utrzymania wyniku na wyświetlaczu do czasu skasowania go przez funkcjonariusza.
Policja zapewnia więc, że wszystkie radary na jej wyposażeniu to sprzęt wykorzystywany w pełni legalnie i spełniający normy. – Wszystkie radarowe mierniki prędkości stosowane przez policję posiadają zatwierdzenie typu oraz legalizację pierwotną i ponowną, w związku z czym posiadają gwarancję Głównego Urzędu Miar w zakresie poprawności ich działania. Organ ten stosuje w imieniu państwa nadzór metrologiczny nad przyrządami do pomiaru prędkości i dopuszcza je do użytku, a policjanci używają ich zgodnie z instrukcją obsługi – zapewnia w rozmowie z naTemat Maria Balcerzak z Komendy Głównej Policji.
Jak tłumaczy KGP, Główny Urząd Miar potwierdził, iż stosowane przez policję przyrządy pomiarowe spełniają warunki ich stosowania określone w ministerialnym rozporządzeniu. – Należy również wskazać, że GUM prowadził kontrolę użytkowanych przez policję radarów Iskra-1 i nie stwierdził nieprawidłowości w ich działaniu. Warto jednak pamiętać, że każdy kierowca ma prawo odmówić przyjęcia mandatu i wówczas sprawa jest kierowana do sądu – stwierdza przedstawicielka policji.
Zdarzają się sytuacje, gdy policjanci składają zeznania, chociaż w rzeczywistości żadnego pomiaru nie wykonali. Nie działamy na rzecz piratów. Zmierzamy do tego, aby wszelkie działania policji były transparentne i zgodne z prawem.