Kiedy w latach 70. Polakom żyło się na pozór dobrze, bo rządząca ekipa – z "proeuropejskim" towarzyszem Edwardem Gierkiem na czele, zaciągnęła olbrzymie pożyczki, aby zapewnić gospodarczy wzrost, mało kto wieszczył chude lata. Te jednak w końcu przyszły, a recesję lat 80., w którą wpisała się smutna rzeczywistość stanu wojennego, zapamiętano nad Wisłą na długo.
Przykład zadłużonej Grecji trwoży Europę. Kraj stoi na krawędzi bankructwa, obywatele strajkują, na forum unijnym wręcz prześcigają się w wymyślaniu nowych scenariuszy ratowania kolebki cywilizacji. W Polsce przyglądają się problemom Greków, ale nie każdy widzi w nich groźbę poważnych reperkusji europejskich. Błędnie. Powinniśmy przy okazji wiedzieć, ile przeszliśmy ponad trzy dekady temu. Grecja była wówczas przyjmowana do Unii Europejskiej...
PRL znaczy kryzys
W latach 80. staliśmy nad przepaścią – byliśmy bankrutem finansowym. Stosunek długu publicznego do PKB oscylował wokół 47 proc. Kiedy w zimną grudniową noc 1981 roku czołgi wyjechały na ulice polskich miast, władza przekonywała, że "ojczyzna jest na krawędzi", że trzeba ratować niewydolną gospodarkę. Ale było za późno – cały system się walił, Związek Sowiecki stawał się kolosem na glinianych nogach. Wiedział o tym dobrze Michaił Gorbaczow, który przyznał w końcu, że "tak dalej się nie da". Nastały trudne czasy transformacji, także gospodarczej. A gdzie było źródło PRL-owskiego kryzysu?
Pierwsze oznaki niemocy gospodarki centralnie planowanej uwidoczniły się już w latach 50. Ledwo zmarł Bolesław Bierut, a krajem nad Wisłą wstrząsnęły wypadki poznańskie. Ludzie domagali się pracy i chleba, podczas gdy rządzący, nie bacząc na społeczne koszty, na siłę chcieli przestawić rodzimą gospodarkę na tory socjalistyczne. Kolejny kryzys – także na tle ekonomicznym – wybuchł w grudniu 1970 roku. Strajkowało polskie Wybrzeże, wojsko krwawo stłumiło protesty. Kompromitacja ekipy Władysława Gomułki wyniosła do władzy Gierka.
Gierkowskie "Eldorado"
Człowiek obyty z zagranicą i swobodnie posługujący się językiem francuskim, był nadzieją na lepsze jutro. Tak też chciał być widziany – rozpoczął inwestycje na szeroką skalę. Nie za polskie pieniądze.
Pożyczki zagraniczne przeznaczono głównie na sprowadzenie do kraju potrzebnych surowców do produkcji (głównie przemysłowej), import żywności oraz artykułów spożywczych. Kredyty wystarczyły na budowę autostrad, na sfinansowanie wielu inwestycji budowlanych, ale każdy przewidujący polityk powinien wiedzieć, że wiązanie się w kredyty to wielkie ryzyko.
Głęboki kryzys był faktem. O ile w pierwszej połowie lat 70. dochód narodowy rósł – przekraczając w 1975 roku granicę 5 proc. PKB, w kolejnych latach zanotowano drastyczne spadki. W międzyczasie szalała inflacja – w 1980 roku na poziomie 9,4 proc.
Miliardy dla zagranicy
Sen z powiek rządzącym spędzała kwestia polskiego zadłużenia zagranicznego. W 1971 roku, kiedy szarym obywatelom żyło się jeszcze dobrze, w przeliczeniu na amerykańskie dolary (waluta wymienialna) wynosiło "zaledwie" okrągły miliard. Pięć lat później – Polacy byli dłużni krajom zachodnim już 6 miliardów. W 1980 roku – bagatela ponad 24 miliardy (dodatkowo Polska była winna 2 mld państwom bloku wschodniego – co łącznie dawały ponad 26 mld długu).
– Polska wykorzystała w ciągu całej dekady nawet 40 mld dolarów zaciągniętych z kredytów z zagranicy (krótkoterminowych i długoterminowych), dramatycznie było jednak w przypadku wypłacalności. Łącznie w latach 70. – podaje Zofia Szpringer z Biura Analiz Sejmowych – spłacono niespełna 19 mld długu. Wysokość naliczonych w tym czasie odsetek wyniosła aż 7,6 mld. Aby sumę tę pokryć, trzeba było było w 1980 roku przeznaczyć roczne wpływy z eksportu. A chodziło tylko o odsetki...
Smutną rzeczywistością był fakt, że znaleźliśmy się w niechlubnym rankingu 10 najbardziej zadłużonych państw globu. – Wbrew oczekiwaniom, koszty kredytów dość szybko rosły, co było związane ze wzrostem stóp procentowych na rynkach międzynarodowych (z 6,5% w pierwszej połowie dekady do 8,7% w drugiej połowie). Podrożenie kredytów wiązało się też z coraz szerszym wykorzystaniem droższych kredytów finansowych i krótkoterminowych oraz z pogarszającą się oceną wiarygodności kredytowej Polski – tłumaczy analityczka.
Stan wojenny, czyli gospodarczy krach
Właśnie zmieniała się ekipa rządząca, a Gierek – po dziś dzień sentymentalnie wspominany przez wielu rodaków – nie odchodził bynajmniej w glorii. Dotychczasowe władze rozbudziły apetyty Polaków na lepsze życie – w końcu musiało przyjść srogie rozczarowanie. Ale Polacy nie godzili się na podwyżki, wyszli na ulice, strajkowali. Władza poszła na ustępstwa – sygnowała tzw. Porozumienia Sierpniowe – ale najgorsze było jeszcze przed Polską. Latem 1981 roku w różnych miejscach kraju odbywały się marsze głodowe...
Aby ratować sytuację – przynajmniej propagandowo – rządzący od 1981 roku gen. Wojciech Jaruzelski ogłosił reformy ekonomiczne. Stan wojenny, choć po myśli władzy stłumił strajkującą opozycję, nie stworzył jednak warunków, które zapewniałyby wzrost gospodarczy. Pomimo że utworzono nawet specjalną komisję, która miała czuwać nad reformą, której celem było wydobycie kraju z zapaści ekonomicznej. Rzeczywistość była bezlitosna, gospodarka całego systemu chwiała się. Ceny rosły. W 1980 roku za kilogram kiełbasy myśliwskiej płacono 200 zł; pięć lat później był to już wydatek 860 zł. Nie tylko drożyzna była problemem – nawet z pieniędzmi niewiele można było zdziałać, stojąc przy pustych sklepowych ladach.
"Laboratorium pierestrojki"
Na domiar złego, sankcje zastosowane przez świat Zachodu, z USA na czele, wbiły gospodarce PRL-u przysłowiowy gwóźdź do trumny. Polska straciła po wielokroć, rodzimy import się załamał, byliśmy stratni nawet na 15 mld dolarów.
Ożywienie gospodarcze przyszło w 1983 roku, gdy władze znosiły właśnie stan wojenny. Ale sytuacja była ciągle dramatyczna – i to w różnych krajach bloku wschodniego – że Gorbaczow w 1986 roku wypowiedział znamienne słowa dotyczące konieczności zaprzestania dalszego utrzymywania państw tzw. demoludów "na karku" Moskwy. – Główny powód to gospodarka – mówił przewodniczący KC KPZR. W międzyczasie zapewnił gen. Jaruzelskiego o dobrych chęciach w stosunku do Polski, która miała stać się swoistym "laboratorium pierestrojki" – jak wspominał po latach generał.
Ale uzdrowienie gospodarki, w warunkach rozkładu politycznego państwa, było zadaniem niewykonalnym. Reform liberalizujących tę sferę działalności państwa próbował jeszcze w latach 1988-1989 za sprawą nowego pierwszego sekretarza – Mieczysława Rakowskiego i ministra przemysłu Mieczysława Wilczka (autora tzw. Ustawy Wilczka z grudnia 1988 roku). – Gdyby wkrótce potem nie doszło do załamania systemu politycznego, reformy Rakowskiego mogły doprowadzić do realizacji tzw. chińskiego modelu transformacji, czyli gospodarki rynkowej przy zachowaniu autorytarnego systemu politycznego – podkreśla prof. Antoni Dudek.
Postulaty władz trafiły w próżnię – Nie miały szans na realizację, bo właśnie sypał się cały system. W 1989 roku byliśmy dłużni światu już... ponad 42 mld dolarów (z czego prawie całość w walucie państw zachodnich). Polską gospodarkę należało przebudować. Co też uczyniono, nie bez społecznych kosztów, zaraz po upadku żelaznej kurtyny.
Lata siedemdziesiąte dowiodły, że system gospodarki centralnie planowanej w Polsce wyczerpał swoje możliwości, a zewnętrzne zasilanie kapitałowe z całą mocą ujawniło niską efektywność i marnotrawstwo występujące w „realnym socjalizmie”.
J. Kaliński, Ekonomiczne aspekty kryzysów systemu ekonomicznego w Polsce (1956-1980), "Pamięć i Sprawiedliwość", 2007, nr 1 (11)
Zofia Szpringer
W przypadku Polski strategię zaciągania kredytów zagranicznych oparto na błędnym założeniu, że zadłużanie okaże się korzystne, gdyż w warunkach wysokiej inflacji w krajach uznawanych na rozwinięte, spłaty będą niższe od realnej wartości zaciąganych kredytów. Nie brano pod uwagę żadnego ryzyka, w tym ryzyka zmiany kursu walut.
Z. Szpringer, Publiczne zadłużenie zagraniczne Polski z perspektywy historycznej, "Analizy", 2012, nr 2 (69)
Antoni Dudek
Rygory stanu wojennego nie były jednak główną przyczyną, która sprawiła, że nie udało się wprowadzić rzeczywistej reformy w niewydolnym systemie gospodarki PRL. Była nią faktyczna niereformowalność systemu, ujawniająca się w postaci niemożliwego do przełamania oporu stawianego przez kadrę zarządzającą gospodarką.
A. Dudek, Kryzys systemu komunistycznego w Polsce lat osiemdziesiątych, "Pamięć i Sprawiedliwość", 2007, nr 1 (11)