SLD powtarza metody narodowców i korwinistów. Wiceszef partii Dariusz Joński wdarł się na spotkanie ministra zdrowia Mariana Zembali w Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi i próbował mu wręczyć petycję w sprawie szpitala. Oczywiście w świetle kamer. Nowy minister szybko usadził go do ławki. – Pan nawet nie wie co ja chcę powiedzieć. Może część propozycji rozwiąże problemy, o których pan pisze? Niech pan najpierw posłucha– powiedział.
Sojusz Lewicy Demokratycznej w walce o przetrwanie sięga po metody innych partii spod progu wyborczego. Tak jak kuce od Janusza Korwin-Mikkego i narodowcy od Mariana Kowalskiego & Co. postanowił prowadzić kampanię wyborczą zakłócając spotkania polityków partii rządzącej. Tym razem padło nie na Bronisława Komorowskiego, ale ministra zdrowia Mariana Zembalę.
Polityk PO odwiedził Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, najbardziej zadłużony szpital w kraju, aby poznać jego problemy i przedstawić swoje propozycje. To element zapowiadanego tuż po zaprzysiężeniu planu objazdu po szpitalach w kraju. W tym samym miejscu i o tej samej porze SLD zwołało konferencję prasową pod hasłem "Kolej na rozliczenia", która ma być początkiem szerszej akcji punktowania złamanych obietnic PO.
Jednak zamiast standardowego briefingu na tle szpitala Dariusz Joński, wiceszef SLD, wszedł do audytorium, gdzie właśnie zaczynało się spotkanie z ministrem i próbował wręczyć mu petycję. Oczywiście wszystko w świetle kamer. Taki polityczny photobombing. Ale szef resortu zdrowia szybko ustawił młodego rzecznika SLD do pionu.
– Przychodzi pan tutaj na moje spotkanie, chce ze mną rozmawiać. Po pierwsze powinien pan zacząć od "dzień dobry". Po drugie pan nawet nie wie co ja chcę powiedzieć. Może część propozycji rozwiąże problemy, o których pan pisze? Niech pan najpierw posłucha – mówił Zembala. – Ja chcę z panem porozmawiać, ale najpierw niech pan usiądzie i posłucha co mam do zaproponowania z moim doskonałym zespołem – dodał.
Może po pierwszej porażce SLD porzuci swój nowy sposób na robienie polityki. Bo to polityczne szczeniactwo i chuliganeria. Partię parlamentarną powinny obowiązywać wyższe standardy niż grupę młodzieńców od pana w muszce. A jeśli nie stać tej partii na nic więcej, to chyba nie zasługuje na 128 mln zł jakie dostała z budżetu w latach 2001-2013.