W Sopocie kluby pękały w szwach nie tylko w sezonie i w weekendy. Na zdjęciu zabawa w klubie SPATiF.
W Sopocie kluby pękały w szwach nie tylko w sezonie i w weekendy. Na zdjęciu zabawa w klubie SPATiF. Fot. Damian Kramski / Agencja Gazeta

Sopot się zmienia. I choć tych zmian mamy dopiero początek, już w tym roku można na Monciaku odczuć, że część z osób masowo przybywających tu w poszukiwaniu dobrej zabawy po prostu... nie jest już mile widziana. Szczególnie, gdy nie stać ich na to, by bawić się z klasą. Sopot stanowcze "nie" mówi bowiem już tradycyjnemu dotąd piciu na plaży, barom z tanim alkoholem i walczy o możliwość wprowadzania okresów właściwie pełnej prohibicji. Sopocianie się cieszą, ale przyjezdni mogą się nieźle zdziwić.

REKLAMA
Nowy (lepszy?) Sopot
Wizja Sopotu pozbawionego imprezowego ducha po raz pierwszy pojawiła się przed rokiem. W kampanii wyborczej przed wyborami samorządowymi Małgorzata Tarasiewicz – jedna z najpoważniejszych wówczas kontrkandydatek prezydenta Jacka Karnowskiego walczyła o głosy sopocian przekonując, że miasto musi wrócić do typowego kuracyjnego klimatu. Czyli przede wszystkim ciszy i spokoju w centrum. – Nasze miasto zmieniło się w imprezownię. Chciałabym, aby Sopot wrócił do swojej pierwotnej funkcji kurortu. Dziś wielu mieszkańców jest niezadowolonych – powtarzała.
Tarasiewicz przegrała z Karnowskim, ale między innymi dlatego, że dość szybko przejął on część jej pomysłów. Bo wbrew temu, co widać tu na ulicach, Sopot jest miastem ludzi starszych. To oni dominują w aktach meldunkowych. Władzę utrzyma tu dziś tylko ten, kto dopieści właśnie ich. Tysiące (a latem nawet i setki tysięcy) obcych co dnia "spływających Monciakiem" przecież oddać głosu nie może. I choć do następnych wyborów samorządowych zostały ponad trzy lata, to już chwilę po zakończeniu tych minionych ekipa Jacka Karnowskiego rozpoczęła kolejną kampanię.
Kampanię przede wszystkim przeciwko alkoholowi, "imprezowniom" i po prostu zbyt wielkiemu – jak na gusta prawdziwych sopocian – tłumowi przyjezdnych. Bo miasto już nie chce być "bałtycką Barceloną". Może i nigdy nawet tego ni chciało, ale jakoś akceptowało. Teraz cierpliwość dla tłumów żądnych upojnej zabawy do białego rana w Sopocie się kończy.
Zakazane plażowe piwko symbolem zmian
Już na początku roku, trochę po cichu, sopocka rada miejska wprowadziła całodobowy zakaz picia alkoholu na plażach. W ten sposób, likwidując jeden z głównych powodów, dla których właśnie Sopot cieszył się w Trójmieście największym powodzeniem wśród imprezowiczów. Bo wiadomo było, że spotkanie przy piwie w okolicach molo nie grozi problemami z prawem takimi, jak na plażach Gdańska i Gdyni. Zakaz panował dotąd dopiero od 18:00 ze względów bezpieczeństwa. Tyle wystarczało jednak wielu na przyjemny nadmorski "before".
Tymczasem teraz przyjemnie już nie jest, bo budżet z mandatów podobno wzrasta dość szybko. Nic w tym dziwnego, skoro większość plażowiczów o zmianie podejścia Sopotu do imprezowania na plaży nie ma pojęcia. Krótki spacer późnym popołudniem między Zatoką Sztuki a Łazienkami Północnymi i przy wielu ręcznikach plażowych widać procenty. Gdy podchodzę do kilku dobrze bawiących się grupek reakcja jest ta sama. Ekipa studentów z Warszawy bawiąca w Sopocie przed koncertem Major Lazer na Open'erze: No co Ty, nieprawda. Przyjeżdżamy do Sopotu od lat, tu jest lajtowo. Trzy pary urlopowiczów z Białegostoku: No nie żartuj.... Kilkunastoosobowa grupka maturzystów z Łodzi: Ej, a co się stało, że tak się pozmieniało?
Prohibicja kontra libacjom
W Sopocie podejście do imprezowiczów zmienia się jednak nie tylko na plaży. Ze szerokiego centrum miasta powoli znikają sklepy monopolowe. W pierwszym rzucie odebrano je dziesięciu sklepom. A na wszystkich nałożono prohibicję w 21 marca, oraz w Boże Ciało w punktach położonych na trasie procesji. Prezydent Karnowski otwarcie zapowiada jednak, że na przedłużenie koncesji będą mogli liczyć tylko niektórzy handlowcy. I walczy o zmianę prawa, by pozwalało ono samorządom na ograniczanie sprzedaży alkoholu w określonych godzinach. Jeśli wywalczy odpowiednią nowelizację, prohibicję wprowadzą w Sopocie od północy. Także na stacjach benzynowych.
Na celowniku sopocian są jednak nie tylko sklepy, lecz także kluby, puby, a przede wszystkim najpopularniejsze lokale jak "Przekąski Zakąski". Chyba najsłynniejszym sopockim odpowiednikiem miejsc tego typu było "Białe Wino i Owoce". Mieszkańcy kamienicy, w której pierwotnie mieścił się ten popularny lokal po latach walki właścicielami skutecznie ich przegonili. Do samego końca do "Białe Wino i Owoce" lgnęły jednak tłumy, więc lokal się nie poddał i wiosną wynajął nowe miejsce. Tam okazało się jednak, że nie mogą otrzymać koncesji na alkohol. Dlaczego? Bo sprzeciw wnosił jeden z członków wspólnoty mieszkaniowej. Kto? Sopocki magistrat.
Kogo zbyt imprezowego Sopotowi nie udaje się wykurzyć w taki sposób, na tego poluje osobiście patrolujący centrum prezydent Jacek Karnowski. I nie pozostaje bez sukcesów w tych wysiłkach. Na sprzedaży alkoholu osobie nietrzeźwej udało mu się przyłapać sprzedawców z najczęściej odwiedzanego przez imprezowiczów sklepu "Non-stop". Stracili koncesje, a co za tym idzie prawdopodobnie sens istnienia tego miejsca. Tak samo tracić prawo do sprzedaży alkoholu mają inne sklepy, a także lokale, w których Karnowski lub jego ludzie zauważą, że alkohol podawany jest komuś, kto ewidentnie wygląda na pijanego lub niepełnoletniego.
Jesteś mile widziany, ale...
– Przecież ci wszyscy pijani w sztok nie śpią koło klubu. Idą więc do tych wszystkich pensjonatów, hosteli ulicami i drą japę, kłócą się, czasem biją – mówił już przed rokiem pan Roman Widtke, gdy wojna sopocian z imprezowiczami dopiero się zaczynała. Po roku wróciłem zapytać, czy mieszkańcy miasta poczuli już jakąś zmianę. – Cudów nadal nie ma. Latem różnicy nie widać. Jednak na pewno mniej jest już tego spędu z Gdańska, Gdyni i okolic. To efekt tych mandatów za picie i ostrzejszego podejścia policji po tych głośnych Połowinkach Trójmiasta. Ja się cieszę, jak widzę już choć trochę mniej tej pijanej gówniarzerii. Dobrze, że miasto zaczęło słuchać mieszkańców – stwierdza 62-latek.
Bo miasto zdaje się myśleć bardzo podobnie. W jednym z ostatnich wywiadów dotyczących wspomnianego boju z "Białe Wino i Owoce" rzeczniczka sopockiego magistratu chyba dość jasno dała do zrozumienia, że miasto nie będzie miało nic przeciwko imprezowiczom, ale takim, których stać na zabawę z klasą. – W Sopocie (...) jest bardzo dużo miejsc, gdzie w sposób kulturalny można spożywać alkohol – kawiarni i restauracji – oznajmiła Magdalena Jachim.

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl