
- Do coraz większej liczby osób dociera, że Euro jest głównie imprezą komercyjną, na której zarabia przede wszystkim UEFA - twierdzi Rafał Chwedoruk, politolog z UW i kibic piłki nożnej. - Wydaje się też, że rozbudzono zbyt wielkie oczekiwania związane z tym turniejem. Politycy obiecywali, że dzięki Euro powstaną autostrady, nowe dworce, lotniska itd. Dziś każdą informację o nieukończonej na czas inwestycji przyjmuje się jako porażkę Euro.
Nie pomaga też fakt, że największe, by nie powiedzieć jedyne, inwestycje to stadiony, które zbudowano w zaledwie czterech miastach i drogi, które te miast łączą. Dla mieszkańców mniejszych ośrodków Euro 2012 to impreza o której słyszą w telewizji. Tam gdzie mieszkają, nie ma właściwie żadnych namacalnych znaków zbliżającej się imprezy.
- Problem w tym, że organizację tej imprezy w Polsce potraktowano głównie jako projekt infrastrukturalny i sportowy, a nie społeczny - zauważa socjolog Ireneusz Siudem z Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
Cytowani przez "Rz" politycy z PO i z rządu zapewniają, że gdy w Polsce pojawią się drużyny i kibice wszyscy zaczniemy odczuwać euro-gorączkę. Część winy za negatywne nastawienie części Polaków do imprezy zrzucają na media, które według nich pokazują głównie to co się nie udało, zamiast chwalić się tym co zrobiliśmy przez pięć lat.
- Wiele zależeć będzie od gry naszej reprezentacji i reakcji naszych zagranicznych gości. Jeśli Polacy będą wygrywać, a do tego zagraniczni kibice nie będą się skarżyć, tylko chwalić nasz kraj za organizację turnieju, wówczas duma z organizacji Euro 2012 z pewnością powróci - uważa dr Siudem.
Więcej w dzisiejszej "Rzeczpospolitej"