Ofiarą padają lepiej lub gorzej kojarzone osobistości, jak generał Wojciech Jaruzelski czy brytyjska premier Margaret Thatcher. Ale nie tylko. Szerokim echem w sieci odbija się także śmierć dużo bardziej anonimowych osób. Tak było w przypadku 14-letniego Dominika z Bieżunia i tak jest w przypadku Maddinki, blogerki modowej, która kilka dni temu zmarła w szpitalu.
Sieć zawrzała tuż po tym, jak informację o śmierci Maddinki – Martyny Ciechanowskiej – podał na blogu jej chłopak, Jan. Nie wyjaśnił przyczyn zgonu.
Wiadomość o śmierci dziewczyny szybko powtarzały kolejne media, informacja rozchodziła się po sieci. Z wpisów, jakie na fan page'u Maddinki na Facebooku zostawiali jej fani, można wywnioskować, że miała problemy ze zdrowiem. Dopytywali się o jej samopoczucie już w poniedziałek wieczorem, widocznie niepokojąc się przedłużającą się nieco nieobecnością dziewczyny w sieci. Na ich pytania nikt nie odpowiedział. Na Facebooku jako pierwsza o śmierci Ciechanowskiej poinformowała jej koleżanka po fachu, blogerka Kokorinoo.
Umieszczane początkowo wpisy z kondolencjami i wyrazami współczucia szybko zostały zastąpione przez komentarze hejterów.
Poza obelgami i radością wyrażaną z racji tak wczesnej śmierci dziewczyny pojawiły się też sugestie, jakoby ta winna była wielu ludziom pieniądze. Bliscy Maddinki nie komentują tych insynuacji.
Fala hejtu dziwi, tym bardziej, że nie ma dla niej żadnego racjonalnego wyjaśnienia. Ale Maddinka nie była pierwszą jego ofiarą.
Maddinka nie była pierwsza
Nie dalej jak kilkanaście dni temu sieć obiegła informacja o śmierci 14–letniego Dominika, ucznia gimnazjum w Bieżuniu. Chłopak popełnił samobójstwo. Najprawdopodobniej nie poradził sobie z szykanami, jakich doświadczał ze strony rówieśników i szkolnych nauczycieli. Nad chłopakiem pastwiono się nawet po jego śmierci. Internauci stworzyli w tym celu specjalny profil na Facebooku – „Dominik dobrze, że zdechł”. Pisano tam: "Szkoda, bo nie ma kogo gnoić", "Dominik hańbił Białą Rasę, nie mogę powiedzieć, że mi go żal".
Hejterzy dokonali już niemal niemożliwego. W zapalczywym znieważaniu poszczególnych osób zrównali ze sobą osoby prywatne, w dyskursie publicznym pozostające mimo wszystko anonimowe, z osobami publicznymi. Takimi jak chociażby politycy. I tak na przykład po śmierci generała Wojciecha Jaruzelskiego w sieci (i nie tylko) także mieliśmy festiwal nienawiści.
– I Jaruzelskie gówno zdechło. Można by powiedzieć , że w sumie fajnie ale tak naprawdę to smutne, że kolejny zdrajca odszedł sobie z przysłowiowej starości a my do końca płaciliśmy mu wybujałą emeryturkę w podziękowaniu za to że tak ładnie nas gnoił do spółki z radzieckim okupantem. Zło, obłuda, kurestwo i tak dalej znowu wygrało; ale poza tym chociaż na dworze jest ładnie tak, że życzę wszystkim miłego dnia – tak miał pisać na swojej stronie raper Wini cytowany przez serwis Glamrap.pl.
Inni, bardziej anonimowi internauci, nie było gorsi.
Wcześniej, w 2013 roku oberwało się nawet Margaret Thatcher, choć zasadniczo nie zrobiła Polakom nic złego (no, może poza tym, że – razem z Michaiłem Gorbaczowem – miała być przesłuchiwana jako świadek w procesie gen. Jaruzelskiego właśnie). Wpisy dla brytyjskiej premier zniknęły już z sieci, w Google jednak ślad po nich został.
Polacy, co z Wami jest nie tak?
Eksperci, z którymi rozmawiałam nie są do końca zgodni w ustalaniu przyczyn tego, co jest przyczyną tak wielkiej fali nienawiści. Jedni mówią "to prymitywizm", drudzy "niskie poczucie własnej wartości", trzeci składają je na karb zaniedbań, jakich wobec dzieci – dzisiejszych hejterów, mieli dopuszczać się niegdyś rodzice.
– Cholernie wygodne było uciszanie swoich 2-3 letnich dzieci tabletem, zamiast smoczka, bo bachor milczał. Wygodne było zostawianie nastoletnich synów przed ekranem komputerów ze strzelanką sam na sam. Zostawianie podstawówkowych córeczek ze smartfonem, setkami selfie i facebookiem. Mieliśmy spokój, a to przecież najcenniejsze. A teraz hydra wypełza – pisze w naTemat bloger Jarosław Jaworski.
Prof. Wiesław Godzic, psycholog i medioznawca ma jednak na ten temat inne zdanie: – To nie jest tak, że my, Polacy, się w ostatnich latach staczamy. Nie jesteśmy gorsi. Głupota, ze względu na rozmaite ułatwienia technologiczne, zwyczajnie łatwiej dochodzi do głosu.
I – na poparcie swoich słów – przypomina jeden z cytatów Stanisława Lema.
– Jedno z drugim się łączy – przekonuje z kolei psycholog Anna Kędzierska. – Takie wpisy są niezwykle prymitywne a publikują je najczęściej osoby o niskim poczuciu własnej wartości. Krytykując, czy nawet uznając za zero innych, budują siebie. Osoby, których rodzice zadbali o to, by – jako dzieci – czuły się ważne, kochane i rozumiane, nie mają potrzeby takiego hejtu.
Walczyć czy akceptować?
Pytanie „skąd w nas tyle nienawiści” to jednak tylko jedno z wielu, jakie nasuwa się w tej sytuacji. Inne, równie ważne, brzmi „co z tym hejtem robić”. Usuwać, blokować, powiecie, ale w ten sposób część internautów tylko dodatkowo oburzy się i jeszcze bardziej gorliwie zawalczy o „wolność słowa”. Ignorować? Karać? Zaakceptować jako zło konieczne?
– O tym trzeba dyskutować, ale w rozsądny sposób – mówi prof. Godzic. A Kędzierska precyzuje: – Rozmowa o problemie i jego skali jest konieczna, jednocześnie odbywając ją nigdy nie możemy uciekać się do retoryki hejterskiej, nie wygramy z nimi ich własną bronią.
Jest jednak jeszcze jedna możliwość, o której niewielu wie – prawna.
KODEKS KARNY
Art. 216. Znieważanie osoby
§ 2. Kto znieważa inną osobę za pomocą środków masowego komunikowania,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Tyle tylko, że w świetle polskiego prawa tak zniewaga, jak i zniesławienie ścigane jest jedynie z oskarżenia prywatnego. To znaczy, że doniesienie w prokuraturze może złożyć tylko i wyłącznie osoba, która złośliwymi komentarzami w ten czy inny sposób została pokrzywdzona.
W świetle prawa niemożliwe jest też znieważenie osoby nieżyjącej. W tej sytuacji warto więc tak zwyczajnie, po ludzku, przypomnieć sobie zasadę, której niezłomnie trzymali się jeszcze nasi dziadkowie i rodzice – nie mówi się źle o zmarłym, lepiej już milczeć.
napisz do autorki: malgorzata.golota@natemat.pl
Reklama.
Stanisław Lem
Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów.