Instalacja artystyczna Roberta Rumasa "Bóg w mojej ojczyźnie jest honorowy" budzi mieszane odczucia nie od dziś. Artysta umieścił w słoikach symbole narodowe i kościelne, co wzbudziło protesty środowisk prawicowych.
Prawicowy serwis prawy.pl w związku z ekspozycją pisze o bezsensownym wydawaniu przez Polskę pieniędzy na sztukę nowoczesną - tym bardziej, że - jak przekonuje - pochodzą one z kieszeni podatników. A to wszystko - czytamy - "w ramach bankructwa Polski – projektu współfinansowanego przez Unię Europejską".
Prezentowana przez Narodową Galerię Sztuki Zachęta w Warszawie praca przedstawia weki z polską flagą, figurkami Matki Boskiej, różami, hostiami, banknotami i bilonem oraz kiełbasą. Zdaniem prawicy, instalacja jawnie godzi w uczucia patriotyczne i religijne, bezcześci polską flagę oraz profanuje Hostię.
Kontrowersyjną instalację wykonał 21 lat temu rzeźbiarz i malarz Robert Rumas. W jednym z wywiadów dla "Magazynu Sztuki" artysta tłumaczył przesłanie ekspozycji: – Sacrum jest zawekowane, odłożone "na potem", poddane hibernacji, a nuż, na wszelki wypadek, bo może się jeszcze przydać. To tak, jak z jakimiś gratami – nie wyrzucamy ich, bo mogą się jeszcze przydać. Ale ich los i tak jest już przesądzony. Nie sądzę, by religię można było uratować.
Dalej Rumas wyjaśniał, że nie odrzuca religii jako takiej. – Natomiast odrzucam to, co się wiąże z jej populistycznym rozumieniem. Odrzucam sposób, w jaki zostałem wychowywany, czyli tę całą powierzchowność, która zabija naturalną potrzebę "wiary".
– Marynowanie żywności miało chronić człowieka przed głodem w gorszy czas, dawało poczucie bezpieczeństwa. Czy wiara i wielkie idee żyją jeszcze, gdy „zawekowane” mają zapewniać komfort psychiczny? – zdaje się pytać Rumas. To pytanie w dwadzieścia lat po powstaniu jego pracy wciąż nie straciło na aktualności – pisała z kolei Ewa Kiedio na łamach kwartalnika "Kontakt".