Spacerem po Sodomie, czyli czego dowiedziałem się od uczestników Parady Równości w Nowym Jorku
Tomasz Hollanek
15 lipca 2015, 15:38·6 minut czytania
Publikacja artykułu: 15 lipca 2015, 15:38
Największa parada równości na świecie odbyła się w tym roku dwa dni po ogłoszeniu historycznej decyzji Sądu Najwyższego USA, legalizującej małżeństwa homoseksualne w całych Stanach Zjednoczonych. “Roznegliżowani, nihilistyczni sodomici, łaknący dewiacji” – tak piszą o nich prawicowe media w Polsce. Jaka jest prawda o uczestnikach nowojorskiej Pride Parade?
Reklama.
Cathy
Mówi o sobie fag hag – pedziowa wiedźma. Jest hetero, ma 59 lat, męża, dorosłego syna, ale to z gejami rozumie się najlepiej.
– Marc, mój wieloletni przyjaciel, jest gejem. Poznaliśmy się w pracy. On handluje designerskimi meblami robionymi na zamówienie, ja urządzam wnętrza. Sześć lat temu Marc zaproponował, żebym poszła z nim i jego partnerem, Juanem Carlosem, na paradę równości. Spróbowałam, bawiłam się tak dobrze, że chodzę co rok.
Zawsze ustawiają się w tym samym miejscu, na rogu Piątej i Osiemnastej. W Nowym Jorku pić w miejscach publicznych nie wolno, dlatego piwo przelewają do puszek po coli. Gadają, śmieją się, tańczą i obserwują pochód idący Piątą Aleją.
– Miłość to miłość. W przyszłym miesiącu Marc i Juan Carlos będą obchodzić drugą rocznicę ślubu, ale razem są już od czternastu lat. Bycie homo to więcej niż seks. Wyobrażasz sobie, jak się cieszyliśmy, kiedy zalegalizowano małżeństwa dla osób tej samej płci w Nowym Jorku? Juan Carlos dostał wtedy obywatelstwo. Dziś świętujemy decyzję Sądu Najwyższego. Sam chyba zresztą widzisz, że wszyscy tu wariują ze szczęścia, to historyczny moment.
W pochodzie maszerują przedstawiciele kilkudziesięciu grup. Są reprezentanci miasta z burmistrzem Nowego Jorku na czele. Są grupy aktorów, wśród nich Ian McKellen i Derek Jacobi, obaj zdeklarowani geje, w tym roku pełniący honorową rolę “Wielkich Marszałków” parady. Są grupy katolików wspierających ruch LGBT. Są też drag queens, półnadzy mężczyźni w skórzanych kostiumach BDSM i słynne Dykes on Bikes, czyli grupa przebranych lesbijek na motocyklach.
– W tłumie można wypatrzeć trochę "dziwadeł". Ale gorszący się purytanie to potworni hipokryci. Jeśli tak bardzo brzydzi ich ludzkie ciało, to błagam, niech w pierwszej kolejności zajmą się europejskimi plażami, gdzie do dziś pojawiają się mężczyźni z Polski czy Rosji paradujący w zbyt opiętych slipach.
Rose
Emerytka, wykładała literaturę na jednym z nowojorskich uniwersytetów. Pierwszy raz na paradę poszła w 71. roku. Tłumaczy, że atmosfera była zupełnie inna niż dziś, uczestników marszu otaczał korowód policjantów, było niebezpiecznie.
– W tamtych czasach dużo ryzykowaliśmy. Ale warto było. To właśnie podczas jednej z parad poznałam moją żonę. Ślub mogłyśmy wziąć dopiero trzy lata temu. Mamy 28-letnią córkę i wiesz co? W szkole nikt nie dokuczał jej dlatego, że miała dwie mamy. Nieprzyjemności wynikały z tego, że rodzice żyli bez ślubu. Małżeństwo to dla nas ważny symbol. Płacimy podatki tak jak wszyscy, jesteśmy normalnymi ludźmi. Ten rok jest wyjątkowy. Wreszcie czuję, że lata walki ze stereotypami popłaciły.
Na pytanie, co powiedziałaby tym, którzy twierdzą, że geje nie powinni mieć prawa do małżeństwa, Rose wyrywa mi dyktafon i wykrzykuje:
– Homoseksualiści to wasi sąsiedzi, nauczyciele, rodzeństwo. Jesteśmy wszędzie, jesteśmy tacy jak wy i do tego samego dążymy. Nie odmawiajcie nam prawa do szczęścia! Geje i lesbijki z Polski, pokażcie się! Niech was wreszcie dostrzegą!
Ania
Studiuje na New York University, pochodzi z Warszawy. Wpadamy na siebie wśród przedstawicieli organizacji "Planned Parenthood", postulującej przemyślane rodzicielstwo, walczącej o wolny dostęp do antykoncepcji i aborcji.
– Nigdy nie udało mi się pójść na paradę w Polsce. Jakoś się nie składało, ale może nie miałam też tak silnej motywacji. Jestem heteroseksualna, na uczelni poznałam sporo gejów, lesbijek i osób trans. Chcę dziś coś zamanifestować… Może rodzaj sprzeciwu wobec tego, co dzieje się w Polsce. To nie jest tak, że w Stanach wszyscy kochają homoseksualistów. Ale tu się ich nie piętnuje. Na moim uniwersytecie można spotkać skrytych homofobów, ale nikt nie próbuje tu przeciwko gejom protestować, czy ich “nawracać”.
Z grupą “Planned Parentood” maszeruje wiele heteroseksualnych par z dziećmi. Jedną z matek pytam, czy nie uważa, że oglądanie kobiet topless i mężczyzn w stringach dla kilkuletnich córek może okazać się czymś niewłaściwym. Po jej spojrzeniu wnioskuję, że to w moim pytaniu jest coś niestosownego – że zmuszam ją, by tłumaczyła oczywistości.
– Zanim tu przyszliśmy, długo rozmawialiśmy o tym, czego dziewczynki powinny się spodziewać. Pierwszy raz byliśmy na Pride rok temu, miały wtedy po 9 i 11 lat. Bardzo im się podobało, zwróciły uwagę na kolory, pozytywną atmosferę, muzykę, taniec. To dla nich było po prostu fun. Nic z tego, co widziały, ich nie frasowało. Od urodzenia uczymy je z mężem, że wyrażać siebie w nieskrępowany sposób, to w życiu najważniejsze. Przecież taka jest idea Pride – bądź dumny z tego, kim jesteś.
Dlaczego przyłączyła się do grupy “Planned Parenthood”?
– Jestem położną. Po piętnastu latach pracy w nowojorskim szpitalu, dochodzę do wniosku, że tylko zaplanowane rodzicielstwo ma sens. Dzieci powinny uczyć się akceptacji – siebie i innych. To więcej niż tolerancja. Żeby nie krzywdzić, lecz wychowywać, potrzeba świadomości.
John i Deborah
Należą do jednego z nowojorskich kościołów episkopalnych, który akceptuje homoseksualistów wśród wiernych i duchownych. Ich pastorem jest kobieta – lesbijka. John wychowywał się w katolickiej rodzinie.
– Odszedłem z Kościoła katolickiego, bo czułem, że nie ma w nim dla mnie miejsca. Prawie połowa naszej kongregacji to byli katolicy. Wszyscy docenialiśmy obrządek rzymskokatolicki. Z dzieciństwa pamiętam zapach kadzidła, przyjemny chłód kościelnych murów, dźwięki pieśni. Nie chciałem z tego rezygnować. Jestem głęboko wierzący. Jezus mówił o dwóch rzeczach: miłości do Boga i bliźniego. Nienawiść nie jest przymiotem chrześcijaństwa. Jeśli spojrzymy na historię naszej religii, nawet w średniowieczu można znaleźć dowody na istnienie nieformalnych związków homoseksualnych, które funkcjonowały niemal jak małżeństwa w obrębie Kościoła. Jeśli uważasz, że coś teraz wymyślam, to polecam książkę Johna Boswella, profesora Yale University – “Same-Sex Union in Pre-Modern Europe”.
Deborah dopytuje, czy jestem z Polski.
– Niedawno czytałam o polskim księdzu, który twierdzi, że homoseksualne lobby odpowiedzialne jest za skandale pedofilskie w Kościele. Całkowity odlot, zupełnie tak, jakby odciął się od współczesnej wiedzy, rzetelnych informacji. Odrażające. Jaki wpływ mają takie teorie prezentowane publicznie na dorastających homoseksualistów? Od najmłodszych lat czują się napiętnowani, przeszyci złem. Wierzę, że Kościół katolicki się zreformuje. Inaczej – coraz więcej ludzi będzie odchodzić.
Karen
Na Pride przyjeżdża z dwóch powodów. Po pierwsze, chce zamanifestować szacunek do wszelkiego rodzaju inności. Po drugie, nowojorska parada to raj dla dziwaków, wielbicieli kostiumów i make-upu. Podczas tego jarmarku, żadne wariactwo nikogo nie dziwi.
– Moje stowarzyszenie zrzesza zakręconych fanów ery wiktoriańskiej. Wybierając stroje i akcesoria, wyobrażamy sobie, jak wyglądałby dziewiętnastowieczny Londyn, gdyby wiktoriańskie społeczeństwo było bardziej akceptujące, mniej kostyczne. Kolorujemy szary świat Dickensa na nowo. Gdzie indziej moglibyśmy pokazać się w naszych strojach? Nigdzie nie spotkałam ludzi tak otwartych i serdecznych, jak na paradzie równości. W innych warunkach pewnie zostalibyśmy wyśmiani.
Wzięcie udziału w procesji podążającej Piątą Aleją to świetna reklama. Dla niszowych grup, lecz także – dużych korporacji. Przedstawiciele banków, koncernów medialnych, ugrupowań politycznych – od lat wysyłają do Nowego Jorku reprezentantów. Christopher, przedstawiciel American Express, wręcza mi okulary z firmowym logo, kilka ulotek i butelkę wody i tłumaczy, że nie pokazać się na Pride, to po prostu obciach.
– Jesteśmy LGBT-friendly już od 15 lat. To znaczy, że w naszej firmie nie ma miejsca na dyskryminowanie ze względu na orientację seksualną czy tożsamość płciową. Chcemy, żeby ludzie zdawali sobie z tego sprawę. Te wszystkie zmiany związane z legalizacją małżeństw homoseksualnych bywają problematyczne dla niektórych korporacji. American Express zapewnia swoim pracownikom, niezależnie od orientacji, wszelkiego rodzaju udogodnienia – na przykład ubezpieczenia rodzinne dla par homoseksualnych.
Russel
Jego rodzice są włoskimi imigrantami. Długo nie mogli pogodzić się z tym, że syn jest gejem. Russel na paradę przyszedł po raz pierwszy.
– Uznałem, że trzeba to przeżyć chociaż raz. Mam wielu znajomych gejów, którzy nie mają ochoty uczestniczyć w Pride. Przyszedłem, bo jestem dumny z tego, kim jestem: Amerykaninem, Włochem, gejem, studentem. Podoba mi się, ale za rok chyba już nie wrócę. Tłum i hałas trochę mnie przytłaczają.
Może na tym polega paradoks nowojorskiej Pride Parade? Coś, co jeszcze trzydzieści lat temu kojarzyło się z półświatkiem, AIDS i seksualnym wyuzdaniem, dziś stało się jednym z wielu miejskich wydarzeń, w którym – choćby dla lansu – wziąć udział wypada. Wśród przechodniów szukam kogoś, kto powie mi, że zamieszanie związane z Pride mu nie odpowiada – na przykład ze względu na utrudniony ruch samochodowy. Ale nie pojawia się nikt.
Narzekanie na paradę równości w Nowym Jorku jest po prostu passé. Na Manhattanie knajpy i sklepy wywieszają tęczowe flagi, banki przygotowują specjalne screeny do bankomatów i życzą “przyjemnego Pride”. Nawet policjanci w nieoficjalnych komentarzach przyznają, że parada to dobra rozrywka, jakieś urozmaicenie.
I może w ten cukierkowy obraz dałoby się w pełni uwierzyć, gdyby nie regularne doniesienia amerykańskich gazet o napaściach na gejów czy osoby transseksualne. Wygląda jednak na to, że ludzie dobrej woli – na czas kataklizmu – zdążyli uciec z Sodomy.