Pod absurdalnym zarzutem skarbówka nalicza niebotyczne 400 tys. zł akcyzy. Komornik blokuje konta bankowe. Co robić? Niejeden by się załamał. Pani Joanna, sprzedawca oleju opałowego, wygrała swoją wojnę dzięki lojalnym klientom i lokalnej społeczności. Przez 7 lat prowadziła biznes rozliczając się w gotówce – z ręki do ręki. Aż sprawa znalazła szczęśliwy finał w sądzie.
Nieduża wieś w woj. mazowieckim, brak gazociągu, sporo mieszkańców ma piece olejowe, bo to wygodniejsze niż kotłownia na węgiel. Do punktu pani Joanny przyjeżdżają klienci z miejscowości odległych o 15 kilometrów. W 2007 roku ceny paliw poszły zacznie powyżej 4,50 złotych za litr. Na wsiach zaczęły się „domowe” sposoby na tankowanie. Ludzie kupowali olej roślinny w promocji w marketach, albo tankowali opałowy wprost do baku traktora czy samochodu. Orlen słał już alarmujące komunikaty, że już 10 procent oleju napędowego na rynku to produkty z kontrabandy albo opałówka.
Pistolet dowód przestępstwa
Rząd, czyli fiskus i celnicy, ruszyli do walki z przestępczością. To wtedy w straszono, a nawet próbowano realizować drogowe kontrole, które analizowały skład paliwa w bakach aut. Kontrolerzy zjawili się u pani Joanny. Dokumentu w porządku, podatki w porządku, księgi prowadzone jak trzeba. A to co!? – urzędnik triumfalnie wskazał na nalewak pod beczką. Właścicielka biznesu używała takiego samego pistoletu do nalewania, jak na stacji benzynowej. Zdaniem urzędników, to dowód na przestępczą działalność. Przecież nocą, albo kiedy nikt nie widzi, może tankować samochody. Olej opałowy ma tylko 230 zł akcyzy, zwykły diesel 1500 zł za tysiąc litrów. "Akt oskarżenia" opiewał na 400 tys. dodatkowej akcyzy do opłacenia i taką też decyzję wydał UKS, następnie wkroczyła kontrola VAT..
– Nie wnikałam co klient robi z kupionym olejem. Do głowy by mi nie przyszło, że można ot tak jedną decyzją zablokować normalną firmę. Wszedł komornik, zablokował płatności pomimo mojego odwołania do sądu – opowiada właścicielka. Afera stała się głównym tematem w wiejskim sklepie. – Pani Joanno, dalej będziemy kupować – skrzyknęli się sąsiedzi. Regularnie zasilali ją transakcjami. W ciągu kilku lat właścicielka uzyskała korzystny wyrok. Firma działa działa do dziś.
27 lat handlował butami i został aferzystą
Takie afery są możliwe, bo tylko w prawie podatkowym nie obowiązuje zasada domniemania niewinności. Decyzje urzędników skarbowych od razu i bez weryfikacji sądowej przynoszą podatnikom srogie konsekwencje: blokady rachunków, odmowa zwrotu naliczonego podatku VAT. Zawirowania finansowa rozłożyły już niejedną firmę.
– Mam 55 lat, 300 tys. długu, a umiem tylko butami handlować. Na wściekłego Stonogę nie mam zadatków. Nie chciałem jak Krystyna Chojnacka połknąć tabletek, myślałem o wynajęciu prawników, ale podali zaporowe stawki. Co miałem robić. Zacząłem biznes od nowa – opowiada Piotr Mendelski, właściciel firmy handlującej obuwiem. W wyniku tak zwanych krzyżowych kontroli branży obuwniczej, w 2010 roku został przestępca VATowskim – zakwestionowano 300 tys. zł podatku VAT, a urząd skarbowy podobną kwotę podatku dochodowego. Potem już standardowo. Blokada kont, przez komornika, zajęcie samochodu, towaru itd.
Dowodem przekrętów były fałszywe faktury wystawione przez firmę reklamującą się na szyldzie „tanie obuwie”. Organizatorzy procederu oprócz legalnego biznesu szukali klientów, którzy potrzebowali kosztów. Wystawiali faktury potwierdzające fikcyjne transakcje. A nawet jeśli dostarczali komuś buty, to nie rozliczali miesięcznych deklaracji VAT.
Obuwniczy Al Capone
Cała sprawa była groteskowa, firma "tanie obuwie" prowadziła podwójne księgi. Jedne gdzie uczciwie deklarowała transakcje i rozliczała podatki. Druga księgowość jak u amerykańskiego gangstera Ala Capone dotyczyła łapówek, przychodów przestępczych. Było tego sporo, z 15 tys. lewych faktur wyłudzono jakieś 5 mld złotych. Mendelski klął się, że błędnie zaliczono go do wyłudzaczy. Przedstawił świadków, którzy odbierali jego buty. Ba, nawet Wietnamczycy mówili, że firma jako jedna z nielicznych nalega na wystawianie faktur w centrum hurtu na Wólce Kosowskiej.
– Miałem 3 mln zł rocznie, uczciwie płaciłem podatki od 10 tys. zł dochodu miesięcznie – podkreśla biznesmen. Powiecie, że tak tłumaczyłby się każdy przestępca, ale firma hurtownia Mendelskeigo istnieje od 1988 roku. Jeszcze za PRL produkowała kapcie, a buty importuje z Chin od 1993 roku. Jej klienci to Auchan i Carrefour, sieci sklepów w Szwecji, Łotwie, Niemczech. Jak przekonuje, dowodem koronnym przestępstwa były zeznania półprzytomnego lumpa - podstawionego przez oszustów na prezesa pięciu spółek. Podobno prezesował w zamian za wódkę i psychotropy. Niczego nie pamiętał. I kto by wnikał w szczegóły.
Mimo świadków, w 2012 roku Mendelski przegrał w pierwszej instancji. Doradzano mu: jakoś przebiedujesz 5 lat, a kiedy długi się przedawnia, odkujesz się. – Biznesmen podjął walkę w sądzie. Zabawa trwa. – Ale byłem głupi. Mamy 2015 rok, skarbówka wciąż wznawia postępowania, mam kupę długów, bo nikt nie chce handlować z podejrzanym – dodaje.
To tylko histeria?
Mendelski nie poddał się, założył nową spółkę. Nauczony doświadczeniem, wywiesił na stronie internetowej 19 punktowy manifest, w którym jasno oświadcza, że nie handluje podejrzenie tanim obuwiem, na wszystko wystawia faktury, odcina się od szarej strefy i temu podobne. Przewiduje, że za kilka lat wyjdzie na prostą.
Jacek Kapica, wiceminister finansów, któremu podlegają celnicy i służby podatkowe twierdzi, że takie relacje to histeria antypodatkowa. Bo liczba kontroli podatkowych w małych firmach spada. – Jest jednak bardziej agresywna i musi przynosić dochody budżetowe – twierdzi z kolei Mieczysław Sajler, kontroler UKS i wiceprzewodniczący Federacji Związków Zawodowych Pracowników Skarbowych. W rozmowie z naTemat ujawnił, że aparat skarbowy przegrywa w starciu ze sprytnymi przestępcami oraz wielkimi firmami ochranianymi przez doradców podatkowych. Naciskani na wyniki w ściganiu urzędnicy biją w kogo popadnie. Kary, domiary, mandaty dotykają często uczciwych przedsiębiorców.