Skrajne ubóstwo w Indiach
Skrajne ubóstwo w Indiach De Visu / Shutterstock.com
Reklama.
Mam wrażenie, że polscy celebryci oraz showbiznes w ogóle, cierpią na, nazwijmy to, syndrom białego człowieka zbawcy ludzkości, którego zadaniem jest ukazanie cywilizacji i pomoc za wszelką cenę mieszkańcom krajów trzeciego świata. Broń boże nie twierdzę, że problemy z jakimi muszą borykać się mieszkańcy Afryki, Ameryki Południowej czy np. Indii, nie są istotne. Są one jak najbardziej poważne i rozwiązanie ich powinno być jednym z priorytetów współczesnego świata.
Zastanówmy się jednak, czy nagranie materiału z celebrytą, pomagającym wybranej osobie faktycznie tak znacząco poprawi sytuację danego człowieka, czy może tylko samego celebryty?
logo
Anna Dereszowska podczas kręcenia dokumentu "Trzy na godzinę" Anna Dereszowska/ Fot. TVN Style
Trzy na godzinę
Kilka miesięcy temu zrobiło zrobiło się bardzo głośno o filmie „Trzy na godzinę”, w którym to Anna Dereszowska naświetlała problem z jakim od dłuższego czasu borykają się Indie. Mianowicie chodzi o plagę zbiorowych gwałtów, których ofiarami są hinduskie dziewczynki, młode kobiety oraz zagraniczne turystki. Tytuł filmu odnosi się właśnie do częstotliwości, z jaką do tych gwałtów dochodzi.
Problem jak najbardziej poważny i wymagający podjęcia odpowiednich działań, jednak zastanawiam się czy faktycznie reportaż Dereszowskiej można do takich zaliczyć. Owszem, aktorka w bardzo wstrząsający sposób przedstawiła losy hinduskich dziewcząt, ich cierpienie, krzywdy i wstyd. Owszem, jej materiał nagłośnił problem w Polsce i sprawił, że wielu nieświadomych Polaków się o nim dowiedziało. Dereszowska nawet przywiozła ze sobą bohaterki swojego filmu, by mogły przejść operację plastyki ścian pochwy. Owszem, tylko co z tego?
logo
Dziewczyna przywieziona przez Annę Dereszowską z Indii podczas badania ginekologicznego Fragment programu Dzień Dobry TVN/ TVN
Problem gwałtów w Indiach jak był, tak jest. Film jedynie nagłośnił sprawę, ale właściwie nie apelował o podjęcie żadnych działań, ani nie instruował jak można pomóc dręczonym kobietom. Dziewczynki przywiezione przez aktorkę do Polski co prawda przeszły operację, lecz kosztem utraty prywatności i anonimowości, a ich krzywda i wstyd ujrzały światło dzienne, przy okazji stając się medialnym produktem, mającym na celu grę na emocjach widzów. No bo jak inaczej nazwać relację z badania dziewczynek, nadawaną wprost z gabinetu ginekologicznego, wyemitowaną w Dzień Dobry TVN? Wystarczy spojrzeć na to video:
Czy zatem film ten pomógł komukolwiek poza samą Dereszowską?
Z łopatą do Nikaragui
„Efekt Domina”, którego drugi sezon wyemituje na jesieni TVN to kolejny przykład programu o dobroczynności, który w praktyce niewiele zmienia. Prowadząca Dominika Kulczyk, córka jednego z najbogatszych Polaków, udaje się do Nikaragui, by w świetle kamer pomóc mieszkańcom wiosek odciętych od świata budować most. Pomijając fakt, że Dominika Kulczyk, absolwentka sinologii i politologii, zna się na budowaniu mostów tak, jak mieszkańcy Nikaragui, których ma tej sztuki nauczyć, to znów pojawia się pytanie co to zmieni?
logo
Dominika Kulczyk w Nikaragui Fragment zwiastuny 5 odc. "Efekt Domina"/ TVN
Naturalnie, most który połączy wioski ze światem to znaczne ułatwienie dla ich mieszkańców, jednak nie sprawi on, że nagle ich sytuacja materialna się poprawi się w odczuwalny sposób. Po co więc obecność kamer i tworzenie kilkuodcinkowego programu? Czy ten program nakłoni kogokolwiek do działania, czy będzie to po prostu kolejny wyciskacz łez z pokrzepiającym zakończeniem, który będą mogły oglądać w niedzielny poranek panie w kapciach? Co ma promować ten program – panią Kulczyk, czy dobroczynność?
Zdaje mi się więc, że programy podobne do wymienionych są, poza elementem strategii promocyjnej, pewnego rodzaju zaspokojeniem potrzeby wypełniania misji białego człowieka, co samo w sobie nie byłoby złe, gdyby nie fakt, że osoby którym udzielana jest pomoc, traktowane są trochę jak okazy dzikiej przyrody w zoo. A ich prawdziwe i rzeczywiste cierpienia, krzywdy i upokorzenia, jako coś co napędza oglądalność.

Napisz do autora: jakub.rusak@natemat.pl