Media bardzo często przedstawiają Woodstock w złym świetle. Młodzież tam pije, biega naga, tapla się w błocie. Co rusz jakiś wypadek, lepiej nie puszczać tam swoich dzieci. Ale są też głosy, które mówią, że to najbardziej przyjazny festiwal na świecie. Wiedzą o tym dojrzali festiwalowicze. Czyiś rodzice, sąsiedzi, koledzy z pracy. Raz w roku zapominają o obowiązkach i pakują namiot.
Tak to się zaczęło
Pani Zdzisława Orlikowska od pięciu lat jeździ z mężem na Przystanek Woodstock. Ma 55 lat. Mąż jest kilka lat młodszy. Od niedzieli są już w Kostrzynie nad Odrą. Podczas naszej rozmowy w słuchawce telefonu słychać czasem okrzyki radości obozowiczów. Jak to się stało, że państwo Orlikowscy tak bardzo ukochali sobie tę imprezę?
– Zdecydowaliśmy się pojechać na festiwal, ponieważ nasza córka była tam rok wcześniej. Powiedziała, że już jest pełnoletnia i jej nie zabronimy, więc szybko zapytałam – to co ci zapakować? A na drugi rok mój mąż doszedł do wniosku, że jak ma ją zawieźć, to może my jednak będziemy na tym Woodstocku. Mówimy córce – słuchaj, mamy dla ciebie wiadomość, nie wiemy czy będzie dobra. Jak ojciec już ma cię zawieźć, to może my też zostaniemy na tym Woodstocku? Córka na nas spojrzała, my zastygliśmy w oczekiwaniu i powiedziała – super, zupełnie inne pakowanie! I tak zaczęła się nasza przygoda z Woodstockiem – wspomina pani Zdzisława.
Dla małżeństwa wypad na kajaki, żagle czy pod namiot to żaden problem. Nie boją się brudu i hałasu, są zawsze dobrze przygotowani. Nie myślą o tym, że pchają się tam, gdzie nie ma dla nich miejsca. Woodstock to miejsce dla wszystkich. Pani Zdzisława wspomina, że jak przyjechali tam pierwszy raz, to była zachwycona serdecznymi reakcjami młodych ludzi. Znajomi córki mówili – Weronika, jak super, że twoi rodzice z tobą przyjechali!
Na Woodstocku jest atmosfera
Pani Zdzisława była fryzjerką. Teraz jest na świadczeniu przedemerytalnym. Jej mąż to inżynier, wciąż aktywny zawodowo, jeszcze zostało mu kilka lat pracy. Przystanek traktują jako formę wypoczynku – jeśli można to nazwać wypoczynkiem – dodaje pani Zdzisława.
– Na Woodstocku jest atmosfera. My jako dorośli uważamy, że tu jest super. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Młodzież sobie pomaga, a to, że wyjedzie z domu i przeklina, no to chyba nawet w domu niektórych to się odbywa – mówi pani Orlikowska. – Młodzi są opiekuńczy. Oczywiście, zawsze się znajdzie znajdzie jakaś czarna owca. Przyjechaliśmy, bo nie czuliśmy jakiegoś zagrożenia. Odpukać, bo jestem właśnie na Woodstocku - dodaje.
Atmosfera nie jest jednak ważniejsza od wydarzeń i koncertów. Para zawsze szuka w programie, na co chce iść. Gra kilka scen i jest w czym wybierać. Chodzą na koncerty i na spotkania, na przykład z Markiem Belką. Potem jakieś warsztaty. – No i zawsze jesteśmy pod wrażeniem otwarcia. Jak po 15 jest otwarcie Woodstocku, to zawsze pojawia się adrenalinka – przyznaje pani Zdzisława.
Od początku do końca
Państwo Orlikowscy przyjechali już w niedzielę. Koncerty zaczynają się dopiero w czwartek, ale wierni fani Przystanku na kempingu są już właśnie w niedzielę. Jeszcze nie wiedzą co ich interesuje, mają przecież czas. Dopiero będą się zastanawiać. W zeszłym roku był to koncert Budki Suflera. W tym roku jeszcze nie dostali programu.
Mówi się, że woodstockowicze jedzą tylko chleb z pasztetową albo paprykarz szczeciński. Pewnie wśród 750 tysięcy ludzi, którzy odwiedzają festiwal, duża część tak się odżywia, żeby zaoszczędzić na przykład na piwo. Ale pani Zdzisława jest przygotowana. – Na trzy pierwsze dni mam domowe jedzenie. Na przykład gulasz, pomidorową, bo ja lubię takie. Ale obiady podawane na Woodstocku są przepyszne i wcale niedrogo. 15 złotych ziemniaczki, kotlet i surówka. Chodzimy na gotowe dania. Żeby już nic nie pichcić. Oczywiście, zawsze mam ze sobą kuchenkę. Żeby herbatkę sobie rano zrobić, coś z tych rzeczy – opowiada pani Zdzisława.
Od kilku lat rodzina Orlikowskich ma podobną strategię. Rodzice wyjeżdżają wcześniej, córka później. – Jak Weronikę znajomi odbierali spod domu, to się dziwili – a ty nie masz dużej torby? Na co ona – nie, bo moi rodzice już tam są i już mi wszystko zabrali. – A jak ty ich znajdziesz na tym kempingu? – Oni ciągle są w tym samym miejscu – odpowiedziała im córka. To sposób na uniknięcie męczącego szukania się wzajemnie na ogromnym terenie zastawionym namiotami. Nie da się wytłumaczyć, gdzie jest namiot, jeśli co roku nie ma się tego samego miejsca.
Młodzież nie jest zła
– Ja, jako osoba dorosła, pewnie już stara dla tych 15 i 16-latków, mam inne podejście do alkoholu. Uważam na to, ile piję. Ale nie mam młodym za złe. Też byłam kiedyś młoda. Uważam, że każdy z tych rodziców, którzy się boją o swoje dzieci, powinien im zaufać – wyjaśnia pani Orlikowska.
Twierdzi, że młodzież Woodstockowa nie jest zdemoralizowana, tak jak lubią przedstawiać ją media. – Na każdej pielgrzymce kościelnej będzie to samo. To po prostu grupa młodzieży – stwierdza. Kiedy wraca z festiwalu ogląda relacje w telewizji i jest zniesmaczona nastawieniem do wydarzenia. Większość mediów jest na nie.
Pani Zdzisława szacuje, że ludzi w jej wieku jest tam około 20 proc. Sama uważa się za starą, bo jednak duża część ludzi to 15-16 latkowie. Więc osoby młodsze o 40 lat, dwa pokolenia. Ale nie czuć różnicy wieku. Wszyscy się ze sobą bawią, przybijają piątki, piją na zdrowie. – Wiadomo, my nie będziemy krzyczeć do młodzieży, raczej młodzież krzyczy do nas – wszystkiego dobrego! Smacznego! – jak sobie jemy. Bardzo miło – ocenia pani Zdzisława.
Tak długo, jak będzie się dało
– Nasi rówieśnicy podziwiają nas, że wytrzymujemy. Bo to jest na przykład 24 godziny na dobę hałas. Na przykład dzisiaj ktoś do rana przepięknie na gitarze grał i śpiewał. Cudownie, ale całą noc – mówi pani Orlikowska.
– Trzeba zasmakować błota, żeby wiedzieć jak ono smakuje. Na co dzień jesteśmy normalnymi ludźmi, zachowujemy się normalnie. Na Woodstocku są zupełnie inne prawa – stwierdza festiwalowiczka. – Poza tym normalnie nigdy nie piję od 9 rano piwa, a na Woodstocku tak. Właśnie to jest to, na takim luziku, odcinamy kupony od rzeczywistości, a co dopiero młodzież. Oczywiście w ramach rozsądku, ale na luzie – dodaje.
Państwo Orlikowscy nie wiedzą jak długo będą jeździli na Woodstock. Tak długo, jak będą cali i zdrowi. Ale nie planują zaprzestać po tych pięciu latach. To miejsce dla każdego, ludzie są serdeczni, można wiele się nauczyć. Na przykład tolerancji.