Weronika Karwińska, absolwentka pedagogiki, mieszkanka Warszawy bierze niedługo ślub. – To nie lada przedsięwzięcie – mówi. – Lista gości, rezerwacja lokalu, kwiaty, jedzenie, suknie... – wymienia. Do listy zmartwień ostatnio doszło jeszcze jedno. Jej narzeczony poprosił ją o podpisanie intercyzy. – Staram się go zrozumieć, ale przyznam szczerze, że czuję się tak, jakby odgórnie skazywał nasze przyszłe małżeństwo na porażkę. Jeszcze nie podpisałam, ale chyba to zrobię, bo co niby mam zrobić. Mogę jeszcze ewentualnie zerwać zaręczyny i uciekać, gdzie pieprz rośnie, ale nie wyobrażam sobie życia bez mojego narzeczonego – mówi.
Za pół roku wychodzę za mąż. Wszystko byłoby cukierkowo, gdyby nie fakt, że mój przyszły mąż chce podpisać ze mną intercyzę. Uważa, że lepiej, aby każde z nas dysponowało i rozporządzało własnymi pieniędzmi. Ja uważam, że on mi nie ufa i zakłada, że nasz związek się rozpadnie i to jest jego zabezpieczenie. Nie jesteśmy jakimiś krezusami. Ja pracuję w przychodni stomatologicznej, a mój narzeczony ma własną firmę budowlaną. Nie wiem, po prostu nie rozumiem po co nam ta intercyza. To tak jakby mówił, że mi nie ufa.
Kiedy najczęściej decydujemy się na rozdzielność majątkową? – Och, o tym można by mówić ze dwa tygodnie na jednym wydechu – mówi nam Anna Tarczyńska, radca prawny, która od ponad dwóch lat prowadzi bloga poświęconego m.in. tematyce intercyzy. Niewiele natomiast wiadomo na temat dokładnych liczb – nie ma żadnego oficjalnego rejestru intercyz. – To prawda, nie ma ten temat żadnej wzmianki, co utrudnia stwierdzenie, ile osób rzeczywiście decyduje się na rozdzielność majątkową – mówi ekspertka. Ze szczątkowych informacji wiadomo jednak np., że w 2009 roku było ich ok. 40 tys. – tyle par stawiło się u notariusza lub w Sądzie, żeby podzielić majątek.
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl