George Orwell, angielski pisarz znany głównie za sprawą głośnego "Roku 1984" czy "Folwarku zwierzęcego", nie krył swojego oburzenia na politykę zachodnich aliantów, przyglądających się walkom w Warszawie, które wybuchły 1 sierpnia 1944 roku. Do tego stopnia, że... na łamach prasy klnął jak szewc.
– Raz się sk..., k... pozostaniesz – pisał Orwell w artykule z w brytyjskim dzienniku "Tribune", który ukazał się 1 września 1944 roku. Dokładnie miesiąc po rozpoczęciu przez polski ruch oporu walk o miasto, Brytyjczyk nie krył oburzenia na kreowanie w angielskiej prasie antypolskiej propagandy. To nic, że było jasne, że powstanie upadnie - już po kilku dniach walk inicjatywę przejęli Niemcy, rozpoczynając systematyczną rzeź mieszkańców.
Orwell krytykował wojnę "na górze" - zakulisowe zagrywki polityczne w obozie aliantów. Jak wiadomo, Roosevelt i Churchill robili wszystko, aby nie drażnić towarzysza Stalina. Ten mógł rozdawać karty - właśnie pokonał Hitlera na froncie wschodnim. Nie chciał rezygnować z politycznej kurateli nad ziemiami nad Wisłą, przeto zręcznie ukrywał swoje zamiary. Zatrzymując przed Warszawą ofensywę wiedział, czego chce. Polacy mieli się sami wykrwawić, a przy okazji osłabić Niemców. Stalin triumfował.
Później, już w toku powstania, konsekwentnie odmawiał alianckim pilotom prawa możliwości lądowania na terenie Związku Sowieckiego (odległość z alianckich baz we Włoszech była zbyt duża). Ale o rzeczywistych intencjach Stalina mało kto na Zachodzie wiedział, bo prasa - bojąc się o alians ze Stalinem - długo milczała na temat sytuacji w Warszawie. Albo też przedstawiała obraz powstania mocno tendencyjnie. I to właśnie ten zarzut podniósł w swoim tekście brytyjski publicysta ostro ganiąc dziennikarzy-lewicowców.
– Zapamiętajcie, że za nieszczerość i tchórzostwo zawsze trzeba zapłacić. Nie wyobrażajcie sobie, że przez całe lata można uprawiać służalczą propagandę na rzecz radzieckiego lub też jakiegokolwiek innego reżimu, a potem powrócić nagle do intelektualnej przyzwoitości. Raz się sk..., k... pozostaniesz – tłumaczył Orwell.
W jego opinii, przyjaźń angielsko-rosyjską należało budować na szczerości, ta zaś nie wyklucza także konstruktywnej krytyki. – W obecnej chwili postawa niemal całej prasy brytyjskiej jest do tego stopnia służalcza, że zwykli obywatele mają bardzo słabe pojęcie o tym, co się dzieje naprawdę. (...) Przyjaźń angielsko-rosyjska zależy od tego, czy powstanie taka polityka, którą zaakceptują oba kraje; jest to niemożliwe bez swobodnej dyskusji i szczerej krytyki, już teraz. Nie może być prawdziwego sojuszu na zasadzie, iż „Stalin ma zawsze rację”. Pierwszy krok na drodze ku rzeczywistemu sojuszowi to porzucenie złudzeń – podsumował Orwell. Trudno się nie zgodzić. Szkoda, że nie każdy miał wtedy podobne spostrzeżenia.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
Dział Historia od teraz także na Facebooku! Polub nas!