Obraża, śmieszy, zaskakuje dziwnym zachowaniem. Ekscentryczny amerykański miliarder Donald Trump niespodziewanie prowadzi w sondażach popularności przed prawyborami prezydenckimi w Partii Republikańskiej. Publika bawi się dobrze, ale im dalej w kampanię, tym bardziej widać, że dla Republikanów milioner staje się niewygodny.
Kandydat wpadka
Kampania Trumpa, który walczy o nominację w wyborach prezydenckich z ramienia Republikanów, toczy się od skandalu do skandalu. Ten potentat rynku nieruchomości i gwiazdor programów reality show co rusz szokuje wypowiedziami, po których spotyka go ostracyzm czołowych polityków i mediów. Od momentu, gdy 69-latek ogłosił zamiar walki o Biały Dom, minął miesiąc, a jego wpadkami można byłoby obdzielić kilka kampanii.
W połowie czerwca Trump oskarżył meksykańskich emigrantów o sprowadzanie narkotyków i przestępczości do Stanów Zjednoczonych. – Meksykanie uderzają w naszą gospodarkę, nie są naszymi przyjaciółmi. Uwierzcie mi, zabijają naszą gospodarkę. USA stały się śmietnikiem problemów innych nacji – przekonywał, po czym znalazł się w ogniu krytyki i oskarżeń o rasizm. Po tej wypowiedzi współpracę z miliarderem zerwała telewizja NBC.
To był jednak dopiero początek. Wkrótce potem Trump oznajmił, że senator John McCain, weteran wojny w Wietnamie, wcale nie jest bohaterem. – Okrzyknięto go nim, bo dostał się do niewoli. Wolę tych, którzy nie zostali złapani – stwierdził, nazywając republikańskiego polityka “cieniasem”.
I znów rozpętała się burza, w której przeciwko Trumpowi wystąpili nawet jego kontrkandydaci. Były gubernator Teksasu Rick Perry nazwał komentarze Trumpa “haniebnymi”, a były gubernator Florydy Jeb Bush powiedział: “dość tych obelżywych ataków”.
Jakby tego było mało, Amerykę zszokowała kolejna skandaliczna wypowiedź – tym razem nie samego miliardera, a jego prawnika. Portal “The Daily Beast” przypomniał, że w 1989 roku dzisiejszy kandydat Republikanów został oskarżony o gwałt przez swoją żonę Ivanę. Prawnik pytany o tę sprawę odpowiedział, że “mąż nie może zgwałcić żony”, bo takiej sytuacji prawo nie przewiduje.
Niszczenie Godzilli
Kompromitacja? Postawa dyskwalifikująca polityka? Koniec marzeń o nominacji? Takie pytania byłyby się na miejscu. Kandydat bez hamulców może zaszkodzić nie tylko sobie, lecz także całemu obozowi Republikanów. Szczególnie za sprawą wypowiedzi o imigrantach, bo poparcie Latynosów będzie kluczowe w generalnych wyborach.
Poza tym pytanie o klęskę Trumpa zdawałaby się uprawdopodabniać postawa wpływowych amerykańskich mediów. Te nazywają go klaunem, prymitywem i nieokrzesanym szarlatanem. Atak jest zmasowany.
Co zaskakujące, ma jednak skutek odwrotny do oczekiwanego. Poparcie dla Trumpa od maja wzrosło sześciokrotnie. Obecnie prowadzi on w sondażach popularności wśród polityków ubiegających się o nominację Republikanów. Ma poparcie rzędu 24 proc., prawie dwukrotnie większe niż następny w rankingu gubernator stanu Wisconsin Scott Walker.
Dlaczego? Najlepiej ujął to publicysta dziennika “Washington Post” Eugene Robinson. “Atakowanie go za pomocą krytyki, to jak próba zniszczenia Godzilli prądem: to go tylko uczyni silniejszym” – napisał.
Powodów, dla którego Amerykanie wspierają miliardera, jest więcej. Z Trumpem jest trochę jak z Korwinem czy Kukizem na naszym podwórku. Społeczeństwo, a przede wszystkim ta republikańska część, ma dość prezydenta, Kongresu, całego politycznego establishmentu. W sondażu "Washington Post" prawie 40 proc. Republikanów zadeklarowało złość na rządzących. Dla porównania w 1998 roku, w szczycie afery z Moniką Lewinsky, wściekłych było tylko 14 proc. I tak jak my przy okazji wyborów prezydenckich przekonaliśmy się, jak potężnym czynnikiem może być złość na "system", tak teraz na przykładzie Trumpa przekonują się o tym za oceanem.
Dlaczego akurat wspieranie Trumpa ma być ujściem dla takich emocji? M.in. dlatego, że to jedyny kandydat z zewnątrz. Wcześniej kilkakrotnie rozważał start w wyborach, ale się wycofywał. Teraz wyróżnia się na tle zawodowych polityków. Jest bardziej wiarygodny, kiedy mówi, że może wstrząsnąć amerykańską polityką.
Pozostaje jeszcze kwestia poparcia dla wygłaszanych przez niego poglądów. Np. wypowiedź o imigrantach, choć skandaliczna, zyskuje poklask wielu Amerykanów. – Trump uderza w nerw, kiedy mówi o przestępstwach popełnianych przez nielegalnych imigrantów w Arizonie. On demonstruje, że to zjawisko było ignorowane z powodu politycznej poprawności, więc wypełnia tę przestrzeń – zdiagnozował Don Edwards, emerytowany profesor ekonomii z Arizony.
Granat w ręku
Kluczowe pytanie brzmi: jak długo jeszcze? Czy Trump jest w stanie utrzymać wysokie poparcie do przyszłego roku? Gdzie są granice tolerancji na błazenadę, obelgi, rasistowskie komentarze? Już teraz nie brakuje komentarzy, że to tykająca bomba i granat w ręku Republikanów.
Część mediów sugeruje nawet, że został specjalnie nasłany przez Demokratów, by prowadzić dywersję. Dowodem na to ma być informacja, że w ciągu 30 lat przeznaczył na "swoją" partię 430 tys. dolarów w dotacjach, a na Demokratów 330 tys.. A także, że przez prawie 10 lat był zarejestrowany jako demokrata, wspierał centralizację systemu ochrony zdrowia, wyższe podatki dla bogatych, był również za prawem kobiet do aborcji i opowiadał się za legalizacją narkotyków.
Na linii Trump – Republikanie coraz bardziej iskrzy. Po krytyce, jaka go spotkała, miliarder zapowiedział, że jeśli nie dostanie nominacji partii, wystartuje w wyborach jako kandydat niezależny. I być może dla Republikanów byłoby to lepsze wyjście. Trump może ich pogrążyć. Oni Trumpa, człowieka z 10 miliardami na koncie, niekoniecznie.