Polski przemysł tytoniowy apeluje o interwencję do premier Ewy Kopacz. Odpowiednia petycja została podpisana wczoraj w Warszawie przez przedstawicieli branży. Ich zdaniem nowa ustawa tytoniowa opracowana przez Ministerstwo Zdrowia jest zbyt restrykcyjna i stawia pod znakiem zapytania produkcję papierosów w Polsce. Tymczasem przemysł pośrednio i bezpośrednio daje zatrudnienie 500 tys. Polaków i odpowiada za 10. część wszystkich wpływów do polskiego budżetu.
Chodzi o projekt ustawy, który ma implementować do polskiego prawa unijną dyrektywę tytoniową (2014/04/UE). Został opracowany przez Ministerstwo Zdrowia. Przedstawiona przez resort propozycja wywołała prawdziwą burzę w polskiej branży tytoniowej. Jej przedstawiciele mają cały pakiet zarzutów. Jeden z nich dotyczy nadgorliwości polskiego resortu.
– Obecna dyrektywa to efekt wielu lat ciężkich negocjacji w Brukseli – tłumaczył podczas wczorajszej konferencji Przemysław Noworyta, dyrektor Polskiego Związku Plantatorów Tytoniu. – Wydawało nam się, że implementacja tej dyrektywy w Polsce będzie jedynie formalnością. Okazuje się, że resort zdrowia postanowił zaostrzyć ciężko wynegocjowane warunki w Brukseli – dodawał Noworyta. (Polsce udało się m.in. wywalczyć czteroletni okres przejściowy dla papierosów mentolowych – przyp. red.).
– Mamy do czynienia z sytuacją, gdy ustawa zawiera wiele rozwiązań, których nie wymaga dyrektywa – precyzuje ze swojej strony Magdalena Włodarczyk, dyrektor Krajowego Stowarzyszenia Przemysłu Tytoniowego. Jedną z tych „dodatkowych restrykcji” jest zakaz umieszczania informacji o wyrobach tytoniowych w punktach sprzedaży. – Nie możemy zaakceptować tego rozwiązania – oburza się Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu. – To jest ostatni kanał komunikacji z klientem, który nam pozostał. Jak jeszcze mamy informować klienta o tym, co kupuje? – dodaje. Przypomniał też, że w przypadku 80 tys. punktów sprzedaży w Polsce wpływy z tytułu sprzedaży wyrobów tytoniowych stanowią nawet 40 proc. wszystkich dochodów.
To nie koniec wad. – W ustawie opracowanej przez Ministerstwo Zdrowia brakuje wielu kluczowych zapisów dyrektywy – zaznacza Magdalena Włodarczyk. Nie znajdziemy m.in. wzmianki dotyczącej wielkości ostrzeżeń zdrowotnych. W efekcie producenci papierosów nie mogą rozpocząć inwestycji w park maszynowy, bo nie mają informacji o ostatecznym kształcie zmian.
Kolejny zarzut dotyczy „opieszałości” resortu przy pracy nad ustawą. Początkowy projekt miał być gotowy pod koniec ubiegłego roku. Następnie termin przesunięto na pierwszy kwartał 2015 roku. – W rezultacie ujrzeliśmy treść ustawy dopiero parę tygodni temu – tłumaczy Magdalena Włodarczyk. Do tego resort narzucił nierealny w ocenie branży termin dostosowania się do nowych wymogów. Jest to 20 maja 2016 roku, podczas gdy dyrektywa wspomina o lutym 2017 roku. Przedstawiciele branży zwracają uwagę na fakt, że proces adaptacji zaplecza produkcyjnego trwa od 8 do 12 miesięcy. Nowa dyrektywa zmienia ok. 6 tys. wariantów opakowań papierosów. Oznacza to, że krajowi producenci muszą zamówić ok. 40 tys. nowych cylindrów drukujących. – To są inwestycje rzędu kilkuset milionów złotych – tłumaczy Włodarczyk.
Polska branża tytoniowa w petycji do premier Kopacz apeluje więc o usunięcie wadliwych zapisów i jak najszybszą implementację nowego prawa. Branży tytoniowej zależy, by nowe prawo zostało wprowadzone jeszcze w tej kadencji Sejmu. W innym przypadku niebezpieczeństwo wstrzymania produkcji papierosów w Polsce staje się realne. Jest to niepokojąca wiadomość, biorąc pod uwagę to, że nasz kraj jest największym unijnym producentem wyrobów tytoniowych. Ok. 70 proc. polskiej produkcji trafia na eksport. Od tej branży zależy przyszłość blisko 9 tys. miejsc pracy przy uprawach tytoniu i ponad pół miliona w branżach współpracujących.
Przemysł tytoniowy to także jeden z największych podatników nad Wisłą. Każdego roku odprowadza ok 23 mld zł do budżetu państwa. – Tym bardziej trudno zrozumieć intencje Ministerstwa Zdrowia – mówi Lech Ostrowski, prezes zarządu Okręgowego Związku Plantatorów Tytoniu w Augustowie. – W opisie ustawy ministerstwo samo przyznaje, że nowe regulacje mogą pozbawić dochodu blisko 2 tys. gospodarstw domowych. W naszym okręgu nie ma żadnej alternatywy dla upraw tytoniu. Nie pozostanie nam nic, jak pójść do opieki społecznej – dodaje.
Negatywnie propozycję resortu zdrowia ocenili też przedstawiciele związków zawodowych. – Obawiamy się, że w efekcie produkcja wyrobów tytoniowych zostanie przeniesiona do innych krajów – mówi Maciej Skorliński, przewodniczący Federacji Związków Zawodowych Przemysłu Tytoniowego. Zdaniem przedstawicieli branży, podcinając gałąź, na której siedzą legalni producenci, resort robi przysługę szarej strefie. – Konsumenci nie będą czekali na to, aż firmy tytoniowe dostosują się do zmian, tylko pójdą na bazar, gdzie znajdą nielegalne papierosy – tłumaczy Maciej Ptaszyński. – Szkło czy opiłki metalowe to niejedyne składniki, które możemy znaleźć w niesankcjonowanych wyrobach – dodaje.
Rozrost szarej strefy w przypadku handlu papierosami godzi także w finanse publiczne. Jak ustalił Instytut Doradztwa i Badań Rynku Almares, obecnie aż 20 proc. wyrobów tytoniowych pochodzi z nielegalnego obrotu. Z tego tytułu budżet państwa traci ok. 4,6 mld zł każdego roku.
Petycję do premier Kopaczy podpisali najważniejsi przedstawiciele branży tytoniowej. W tym Krajowe Stowarzyszenie Przemysłu Tytoniowego, Polska Izba Handlu, Polski Związek Plantatorów Tytoniu, Okręgowy Związek Plantatorów Tytoniu, Federacja Związków Zawodowych Przemysłu Tytoniowego oraz Sekcja Krajowa Pracowników Przemysłu Tytoniowego NSZZ „Solidarność”.