Na swoim ślubie spotkała mężczyznę, który przeszedł korektę płci. Bardzo chciała wtedy z nim porozmawiać, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to zakończy jej małżeństwo, które tego dnia miało się zacząć. Na podjęcie decyzji potrzebowała ponad dwudziestu lat. Dziś w końcu jest sobą.
Kiedy odkryła pani, że czuje się źle w swoim ciele?
Właściwie już na samym początku swojego życia. Od wczesnego dzieciństwa lubiłam wyciągać z szuflady bieliznę mamy i się w nią przebierać. Nie traktowałam tego jako fetysz, tylko jako realizację wewnętrznej potrzeby. Któregoś dnia zostałam przyłapana przez matkę, której ewidentnie nie spodobały się moje przebieranki. Dlatego zaprzestałam tego na wiele lat. Zaraz na początku dorosłego życia wzięłam ślub, pojawiło się dziecko, kobieta wewnątrz mnie gdzieś przycichła, schowała się. Wróciłam do przebieranek kilka lat po ślubie. Trwały mniej więcej do listopada 2011, wtedy też przestałam ukrywać swoją prawdziwą naturę.
Był jakiś istotny moment z tego czasu, który pani zapamiętała?
Pamiętam jeden, mógł być zupełnie przełomowy. Zdarzył się ponad 20 lat temu, na moim własnym ślubie. Świadkowa, przyjaciółka mojej żony, przyszła na uroczystość ze swoim chłopakiem. Adam był już wtedy po całkowitej korekcie płci. Jako że pochodzę z małego miasta w województwie wielkopolskim, temat moich wewnętrznych rozterek nie miał wcześniej szansy wypłynąć, przebić się. Ten chłopak był tak naprawdę jedyną osobą z którą mogłabym o tym porozmawiać, dowiedzieć się czegoś. Ale wiedziałam, że gdybym wtedy to zrobiła moje małżeństwo nie miałoby racji bytu, zakończyłoby się jeszcze przed rozpoczęciem. Gdybym wtedy z nim porozmawiała, moje życie potoczyłoby się inaczej.
Wspomniała pani, że w 2011 przestała ukrywać swoją naturę. Co się wtedy stało?
Znalazłam się przypadkowo w środowisku poznańskich transseksualistów i drag queen. Wtedy też zaczęłam ponownie zastanawiać się nad własną naturą, dowiedziałam się, że nie jestem sama. Tam byli żywi ludzie, żywe przykłady, z którymi mogłam porozmawiać, podzielić się swoimi wątpliwościami. Rozpoczęłam poszukiwania w internecie.
Gdy niedługo potem zrozumiałam swoją sytuację, przeanalizowałam całe swoje życie. Począwszy od dzieciństwa, przez wczesną młodość aż po dorosłość; zajrzałam w głąb siebie. Odkąd pamiętam byłam samotna. Czułam się wyobcowana i opuszczona. Nie mogłam dogadać się ani z chłopcami, ani z dziewczynami, oczekiwałam zupełnie czegoś innego niż oni mogli mi dać. Nie pasowałam do nich, byłam poza nawiasem. Uciekałam w książki. Gdy miałam 10 lat urodziła się moja siostra. Stało się to kolejnym pretekstem do unikania towarzystwa. Wtedy też całą swoją wewnętrzną miłość, tę kobiecą opiekuńczość przelewałam właśnie na siostrę. I teraz w końcu zrozumiałam dlaczego tak było. Wewnątrz mnie faktycznie kryje się kobieta.
Co pani poczuła, gdy zrozumiała swoją sytuację?
Czułam się źle, miałam ciągłe huśtawki nastrojów. Nie wiedziałam co mam robić. Czułam się kobietą, ale jej jeszcze nie przypominałam. A z drugiej strony nie chciałam już wychodzić na ulicę jako mężczyzna. Próbowałam się więc ukrywać, pod toną makijażu, pod spódnicą, pod peruką. Jednak wciąż czułam na sobie nienawistne spojrzenia przechodniów. Niewybredne komentarze. Pojawiły się wątpliwości, nerwy, problemy w pracy, w rodzinie. A może by tak to wszystko rzucić i z powrotem wrócić do męskiego świata, pytałam siebie.
Co pani zrobiła potem?
Udałam się do Edyty Baker z fundacji Trans-fuzja. To ona bardzo mi pomogła, wsparła radą, wysłuchała. Potem były spotkania z lekarzami, seksuologami, psychologami. Wtedy zrozumiałam, że nie można żyć dla innych, tylko dla siebie. Od tego czasu przestałam więc ze sobą walczyć, zaakceptowałam sytuację. Teraz nie mam już żadnych wątpliwości. Jestem kobietą.
Jak na to wszystko zareagowało pani otoczenie?
Różnie. Pracowałam przez kilka lat w Niemczech jako opiekun osób starszych i niepełnosprawnych. Mimo że mam wysokie kwalifikacje, znam dobrze język, to jednak gdy coraz bardziej widać było kim jestem, bo z czasem coraz trudniej było mi to ukrywać, zostałam zwolniona. Dwukrotnie. Z dwu kolejnych agencji. Firmy nie potrafiły uporać się z problemem, jakim była dla nich moja osoba.
Obecnie pracuję w Chodzieży, w swoim rodzinnym mieście. I mimo że to niewielka miejscowość, w pracy traktowana jestem z szacunkiem i zrozumieniem. Mogę spokojnie oddać się korekcie płci. To tylko pokazuje, że powoli nasze społeczeństwo zaczyna rozumieć problemy osób transseksualnych i akceptować nasze prawo do bycia sobą.
A co z pani rodziną?
Z żoną nie mam żadnego kontaktu. W 2013 wzięliśmy rozwód po 20 latach małżeństwa. Wyjechała do Niemiec. Ona tego nie akceptuje, nie mogłaby żyć w związku z kobietą, to dla niej nie do pomyślenia; od zawsze chciała być z męskim opiekuńczym facetem. Z synem mam raczej rzadki kontakt. Mimo iż mnie akceptuje, to jednak nie okazuje otwartego wsparcia. W miejscach publicznych raczej zachowuje dystans. Wiem, że się mnie nie wyprze, ale też zdaję sobie sprawę że nie uzyskam z jego strony tyle uczucia, ile bym chciała. Mój ojciec właściwie żyje w innym świecie, długi czas był alkoholikiem. Matka zmarła. Przed śmiercią chorowała m.in. na demencję, więc było różnie. Raz to akceptowała, a raz nie. Najlepiej jest z siostrą. Mieszka z rodziną w Niemczech. Z początku było jej trudno, ale już teraz nie ma najmniejszych problemów, zaakceptowała mnie jako swoją starszą siostrę.
Na jakim etapie korekty jest pani teraz?
Obecnie jestem na etapie rozmów, kolejnych testów psychologicznych. Chcę mieć absolutną pewność. Poza swoim wewnętrznym przekonaniem chcę też mieć rzetelną opinię fachowców.
Jak wszystko dobrze pójdzie, to jesienią tego roku rozpocznę już kurację hormonalną, a jesienią 2016, powinno być już po wszystkim.
Ile trwa proces korekty płci?
Bardzo różnie. Na początku są rozmowy ze specjalistami, potem kuracja hormonalna. Następnie od pół roku do dwóch lat, tzw. testu realnego życia. Ale ja na szczęście już od ponad roku żyję jako kobieta, więc w momencie złożenia wniosku będzie już ponad dwa lata bez niczyjej łaski (śmiech).
Nowa ustawa może pani bardzo pomóc.
Tak, zdecydowanie! Ustawa to ogromne ułatwienie. Mój ojciec w ogóle nie wychodzi z domu, więc musiałabym szukać dla niego pełnomocnika w sądzie. Matka, kiedy jeszcze żyła często zarzekała się, że w sądzie zezna, że urodziła syna. Nie byłoby więc łatwo. Gdy ustawa wejdzie w życie wystarczy zebrać rzetelne opinie fachowców, złożyć wniosek, nie pozew, i wszystko powinno pójść bezproblemowo.
Dopiero po pełnej korekcie poczuje się pani zupełnie wolna?
Tak, zdecydowanie tak. Obecnie wciąż spotykam się z wieloma niekomfortowymi sytuacjami. Np. gdy muszę pokazać swój dowód, bywa tek, że osoba po drugiej stronie nie wie, jak się zachować. Podczas ostatnich wyborów poszłam do lokalu wyborczego. Za mną zebrała się długa kolejka i wtedy pan w komisji, biorąc mój dowód, przeczytał głośno moje imię i nazwisko, od razu kierując niezdrowe zainteresowanie moja osobą całej kolejki. Nie chodzę na basen, bo nie mogę w tej chwili swobodnie korzystać z żadnej szatni. Zawsze czuję skrepowanie, gdy w centrach handlowych muszę skorzystać z toalety.
Czyli jednak nie jest tak tolerancyjnie jak mówiła pani wcześniej?
Oczywiście, że nie. W moim małym mieście faktycznie bardzo rzadko spotykam się z jakimś docinkami, jednak mimo wszystko czasem się pojawiają. Zdarza się na przykład, że ludzie w wyzywają mnie od pedałów; patrzą na mnie dziwnie, nienawistnie. Ludzie tacy są. Jakakolwiek inność będzie zawsze piętnowana, zawsze znajdą się nienawistnicy, którym to czy tamto nie będzie się podobało. Tak jest i w Polsce, i w Niemczech, i wszędzie na całym świecie. Jednak mimo to ja chcę normalnie żyć, wychodzić do ludzi! Jestem przeciwniczką zamkniętych enklaw dla transseksualistów, tworzenia dla nich gett. Chcę normalnego traktowania, ludzkiego, z należnym mi szacunkiem. Ustawa o uzgodnieniu płci także może w tym pomóc.
W jaki sposób?
To ważny sygnał dla społeczeństwa. Skoro bowiem rząd zatwierdza transseksualistów, to ludzie będą widzieli, że da się z nimi żyć. Że nie gryzą i nie są jakimiś odmieńcami. Że to zwyczajni ludzie. Poza tym gdy nowe prawo wejdzie w życie, nastąpi na pewno więcej coming outów. A im więcej osób transseksualnych się pojawi, tym społeczeństwo bardziej się z nimi oswoi.