Gdy się to słyszy, aż trudno uwierzyć. Gdybym nie znał Alexa, pomyślałbym, że to kolejna pseudo-teoria coacha, który chce wypłynąć do mediów. Ale on nie musi tego robić, bo od 20 lat żyje tak, jak chcieliby żyć dzisiejsi 20-30-latkowie. Alex Barszczewski wyjaśnia w rozmowie z naTemat, jak pracować przez 200, 150, a nawet 50 dni w roku.
Hasło "Praca przez 50 dni w roku" brzmi jak cudowna recepta na życie, ale nie do końca realna.
Alex Barszczewski: Ja jestem daleki od tego, aby dawać komukolwiek recepty na to, jak ma żyć. To raczej pokazanie kolejnej możliwości, jak można żyć. Na co dzień jesteśmy bombardowani różnymi stylami i modelami życia, większość ludzi myśli, że na tym koniec. A okazuje się, że przy odpowiednim podejściu można i w Polsce żyć bardzo dobrze. Np. pracować przez 50 dni w roku robiąc rzeczy, które są ciekawe i pożyteczne.
A reszta czasu?
Można zużyć go na to, co jest dla człowieka ważne. Abyśmy nie byli tylko maszynami do zarabiania pieniędzy, bo to nie o to chodzi.
Brzmi to aż za dobrze. Kto może sobie pozwolić na pracę przez zaledwie 50 dni w roku.
Te 50 dni to jest akurat mój konkretny przykład. U innych ludzi ta liczba może być inna, ale chodzi o to, aby przestać być niewolnikiem, który pracuje 11 miesięcy w roku i ma miesiąc urlopu. Tym bardziej, że mamy takie czasy, że praca na etacie umiera. Trzeba szukać rozwiązań alternatywnych. To oczywiście nie jest recepta dla każdego, ale prawie każdy inteligentny człowiek może w tym kierunku pójść.
Niezależnie od wieku, wykształcenia czy miejsca zamieszkania?
Łatwiej jest oczywiście młodszym, bo mają mniej obciążeń z przeszłości. Jak ktoś np. ma kredyt na mieszkanie, to jest to problem. Ale jak mieszkasz w „niewłaściwym” miejscu, to się przeprowadzasz. Do tego trzeba jednak zdecydowanie zmniejszyć w sobie potrzebę stabilizacji, dlatego większość ludzi będzie miała kolosalny problem, aby to urzeczywistnić.
Bo?
Będzie im się ciężko wyrwać się z rozpowszechnionych schematów myślenia i wpływu otoczenia, które oczywiście nie jest zainteresowanie tym, aby ktoś sobie żył na luzie według własnych wyobrażeń. Społeczeństwo z wielu powodów też nie jest tym zainteresowane.
Ale wracając do kwestii zamieszkania. Ja zarabiam pracując bezpośrednio z klientem, więc muszę być fizycznie obecny. Robiąc coś innego teoretycznie mógłbym mieszkać na "zadupiu" i funkcjonować za pomocą internetu. Gdy możemy robić biznes przez internet, kwestia miejsca zamieszkania dotyczy wyłącznie innych rzeczy dla ciebie ważnych, takich jak dostęp do interesujących ludzi, dóbr kultury, niskie podatki itp.
Mówisz, że 50 dni pracy w roku to kwestia umowna. Jak szybko i do jakiego poziomu jesteśmy w stanie ograniczyć liczbę przepracowanych dni?
Jest taka książka Tima Ferrissa "4-godzinny tydzień pracy". On posunął to do ekstremum. Ja od dłuższego czasu pracuję 50 dni w roku mieszkając w Polsce i płacąc tu normalne podatki. Jak widać jest to możliwe, choć nie dochodzi się do tego z dnia na dzień.
No dobrze, to spójrzmy jak "każdy Polak". Jak mam zacząć pracować tyle, co Ty.
Pierwsza rada jest banalna: poszukaj kombinacji trzech rzeczy. Tego, co lubisz robić, co potrafisz robić i na co jest rynek.
A jak to znaleźć?
To jest trochę skomplikowane. Musimy trochę poeksperymentować. Tu nie można dać rady, która będzie wiążąca dla wszystkich. To trochę tak, jakby ktoś dawał nam radę, jaka partnerka będzie dla nas optymalna. Trzeba najpierw samemu stwierdzić, jaka ona powinna być, a potem ją znaleźć. To musi być też coś, co w miarę lubimy robić. Gdy słyszę, że ktoś idzie na studia, które specjalnie go nie interesują, bo po nich można dobrze zarobić, myślę sobie że jest to długofalowo recepta na bardzo kiepskie życie. Na pewno nie na takie, o którym ja mówię.
Jak w takim razie samemu dotrzeć, do "tego czegoś"?
Musimy być w czymś bardzo dobrzy i na szczęście nie musimy być mistrzami świata w jednej dziedzinie. Czasem wystarczy, gdy jesteśmy dobrzy w unikalnej kombinacji umiejętności. To jest recepta dla większość ludzi, w tym dla mnie. Trzeba zrobić inwentaryzację tego, co już umiem, czasem nieco uzupełnić to i owo dążąc do kombinacji, która jest bardzo wartościowa na rynku.
I to, jak rozumiem, pozwoli nam uzyskiwać wyższe stawki? Bo gdy ktoś jest na przykład PR-owcem, to nie zacznie nagle dostawać wielokrotności wynagrodzenia, które ma dziś.
Dokładnie. Trzeba wypracować to, o czym mówię i poszukać tego rynku. Dla mnie rynek to Polska, Niemcy i trochę Austria. Ale jeśli masz inny biznes, pracujesz przez internet i znasz języki, twoim rynkiem może być cały świat.
Do tego musisz mieć ponadprzeciętną umiejętność budowania relacji z bardzo różnymi ludźmi. Będziesz tego na pewno potrzebować, choćby do tego, aby dowiedzieć się, jakie są możliwości i żeby zdobyć potrzebną wiedzę.
Jest mnóstwo dziś osób, które zajmują się zawodowo przekazywaniem takiej wiedzy.
Uczelnie są bardzo w tyle pod tym względem, a rozmaite kursy (często bardzo drogie) często są stworzone po to, aby wyciągnąć pieniądze od uczestników. Trzeba budować relacje z tymi, którzy są dobrzy w tym, czego ty chcesz się uczyć. Ucz się bezpośrednio od nich, często jest to możliwe za darmo.
Ta druga opcja jest trudniejsza. Myślę, że wymaga zdecydowanie większej sprawności umysłowej, niż wykorzystanie jednego, wyraźnego talentu.
Aby tak żyć, musisz być inteligentny. Na szczęście większość ludzi jest z natury wystarczająco inteligentna, żeby sobie z tym poradzić. Problemem jest to, że przeważnie używają swojej inteligencji w bardzo nieefektywny sposób.
Z czego to wynika?
Po pierwsze, wiele osób ma bardzo zubożone postrzeganie rzeczywistości. Widzą ją przez pryzmat stereotypów, przekonań i oczekiwań. W ten sposób nie dostrzegasz sposobności, które masz. Drugą rzeczą jest myślenie w sposób schematyczny. A takie myślenie jest jak jazda samochodem po polnej drodze z koleinami, które są bardzo głębokie. Za każdym przejazdem stają się coraz głębsze, a zaczęli je robić już nasi rodzice. Dopóki w nich jesteś, nie możesz wymyślić czegoś naprawdę nowego. A jeśli nie wymyślisz czegoś nowego, żyjesz jak wszyscy inni.
Dobrze, więc wyobraźmy sobie, że chcemy wyjechać z tych kolein, albo wręcz wyskoczyć z bryczki. Od ilu dni pracy w roku zacząć?
To zależy od twoich stawek i poziomu wydatków. To nie musi być skok na głęboką wodę. Wystarczy, że zaczniemy proces, dzięki któremu będziemy się z każdym miesiącem poprawiać. Ja też kiedyś pracowałem 200 dni w roku. Nie stawiajmy sobie celu: wszystko albo nic. Nie zostawiajmy też pracy, jeśli nie mamy zasobów, z których możemy żyć. Trzeba sobie na boku zrobić analizę i przygotować umiejętności, by później szukać sposobności.
Uda nam się to zrobić samodzielnie, czy powinniśmy poszukać kogoś, kto stanie z boku, spojrzy na nasze życie i podpowie?
Bardzo wiele rzeczy możemy zrobić sami, ale niezwykle pomocna jest rozmowa z osobami, które pod pewnymi względami są dalej i już ten proces przerobiły. Wielu z nich to sympatyczni ludzie, mają czas, można się z nimi umówić i pogadać. Trzeba tylko uważać, bo tak jak teraz mamy mnóstwo szkół coachingu, tak niedługo będziemy mieli tysiące doradców, co masz zrobić w życiu, którzy będą głównie dobrzy w sprzedawaniu ci swoich „produktów”
Jeśli zdecydujemy się na dokonanie zmiany. Jak głęboka ona będzie? Czy musimy wyjść poza ramy swojego zawodu i szukać czegoś ponad to?
W moim przypadku byłem przez siedem lat właścicielem firmy softwareowej i programowałem. Chciałem mieć więcej wolnego czasu, więc zostałem trenerem i coachem. To była pozornie bardzo duża zmiana i pozornie niekorzystna, bo zostawiłem biznes, gdzie można było być może zarobić więcej. Ale dzięki tej decyzji zyskałem znacznie więcej tego, co było dla mnie ważne, czyli czasu.
Alex, a dlaczego mamy pracować tylko 50 dni w roku. Jesteśmy przecież w stanie pracować znacznie więcej.
Oczywiście. Nikomu nie mówię, że "ma" pracować tyle dni i nie mówię też, jak ma żyć. Model, który wybrałem nie jest dla każdego. Ale jest część ludzi, którzy podobnie jak ja mają szerokie zainteresowania i lubią robić bardzo różne rzeczy. Jeśli znajdą model, przy którym do zarabiania pieniędzy wystarczy 100 dni w roku, to nagle mają zasoby finansowe i czasowe, aby zająć się całą resztą. Na przykład wychowaniem dzieci albo działalnością dobroczynną.
W Polsce był czas, kiedy wszyscy "musieli" się zaharowywać. Później pojawiło się nagle hasło "Work–life balance, a to o czym mówisz, jest jakby kolejnym etapem. To zachwianie balansu na rzecz "life".
Pracuję dużo pro bono z młodymi ludźmi, a u nich jest to zjawisko bardzo wyczuwalne. Ja jestem dinozaurem-prekursorem tego najmłodszego pokolenia, bo tak, jak oni chcą żyć, ja żyję od 20 lat. To nie jest całkiem proste, ale da się zrobić. A jak się da, to dlaczego nie spróbować. Wielu próbuje.
Tego o czym mówisz nie da się połączyć z pracą w korporacji.
Ależ ja pracuję dla korporacji!
"Dla" korporacji, czyli czerpiesz od nich z zewnątrz.
Tak, z zewnątrz. Zabawnym jest, że z formalnego punktu widzenia pracuję dla nich na umowach śmieciowych. Nigdy w życiu zresztą nie pracowałem na etacie. Nie dlatego, że nie mogłem, tylko nie chciałem, bo to ma swoje wady. Dobrze, że korporacje są. Stają się coraz bardziej efektywne, choć to oznacza, że zatrudniają coraz mniej ludzi. To stwarza fantastyczne sposobności dla ludzi którzy coś umieją i są elastyczni.
Czyli nigdy nie będzie tak, że model 50 dni pracy w roku jest dla wszystkich.
Dla wszystkich nie, ale dla wielu może to być atrakcyjną opcją. Gdyby się postarali, to większość z nich znalazłaby taki sposób. Może nie na 50 dni w roku, ale na 100 czy 150 na pewno. Warto wiedzieć, że moja koncepcja ma też wady. Nie zbudujesz w ten sposób wielkiego przedsiębiorstwa, o którym będą pisali w gazetach. Prawdopodobnie nie zostaniesz też multimilionerem. Ale będziesz miał lata bardzo dobrego życia. Takiego, że gdyby nagle był niespodziewany koniec, jak choćby na przykładzie jednego z najbogatszych Polaków, to ciągle masz za sobą życie, w którym miałeś wiele radości i robiłeś rzeczy, które cię kręciły.
Trzeba przewartościować.
Można. To nie jest idealna recepta dla wszystkich, a ja nie jestem też żadnym guru. Jestem ułomnym człowiekiem, który ma wiele słabości i wad. Jeśli ja urzeczywistniłem taki model na życie, to najwyraźniej da się i warto spróbować, jeśli ktoś chce. To wszystko.