Nie, nie było tak, że z własnej woli postanowiłam zrezygnować z prądu. Nie powiedziałam: tak odetnijcie mnie od świata. Będę teraz żyć naturalnym rytmem, wstawać o wschodzie słońca i kłaść się zaraz po jego pięknym zachodzie – No nie. Nie upadłam jeszcze na głowę. Sytuacja mnie do tego zmusiła. Pierwsza myśl: nie da się! Postanowiłam jednak to sprawdzić i o dziwo jest super!
Pożeracze czasu
Oczywiście miło jest siedzieć do 1-2 w nocy oglądając film, czy przeglądając internetowe newsy. Z drugiej jednak strony okazuje się, że nie jest to wcale niezbędne do życia i zabiera nasz cenny czas zupełnie bezsensownie. Bez prądu też jest tyle do zrobienia!
Odkładane na później książki. Gazety, które czekają na swoją kolej. No i z tych teoretycznie mniej przyjemnych czynności. Posegregowanie zimowych ubrań. Wypucowanie łazienki. Umycie okien. Czynności do których zbieramy się miesiącami nagle można w końcu odhaczyć!
Prąd jest niezwykle przydatny, ale w dużej mierze wspiera nie nas, a tak zwane pożeracze czasu. Telewizor, komputer, radio. Są to ważne elementy, ale czasami zapominamy, że nie są niezbędne.
Coś co łączy mnie ze światem
Komórka. Nasza prawa ręka. Nasz osobisty asystent. Nasza poczta. Nasze okno na świat. Jakkolwiek strasznie to nie brzmi, to w dzisiejszym świecie bardzo często spełnia takie właśnie funkcje. Czym jest dla mnie teraz? Przede wszystkim latarką. Moim światełkiem w tunelu. Kiedy robi się ciemno to właśnie ona mnie ratuje.
Jedyny problem? Telefon też trzeba ładować… Okazuje się jednak, że nie jest to sytuacja nie do przeskoczenia. Przede wszystkim, w większości kawiarni można podłączyć ładowarkę i spokojnie zaczekać, aż bateria pokaże upragnione 100%. Co prawda trzeba zainwestować kilka złotych w kawę, ale przy obecnych temperaturach jest to czysta przyjemność. Powód? Klimatyzacja, z której przy okazji korzystamy w większości miejsc. Bezpłatne stacje ładujące pojawiły się również w centrach handlowych.
Inna opcja? Ładowarka rowerowa. Ekologiczna, prosta i niezwykle pro-zdrowotna. Prąd pochodzi z dynama roweru. Siłą swoich mięśni wytwarzasz potrzebną do ładowania energię. Przyjemne łączy się z pożytecznym.
Jeść, albo nie jeść
Sprzętem, który wydaje się nam niezwykle banalny, jest lodówka. Jest to element tak podstawowy, że nie zdajemy sobie nawet z jej obecności często sprawy. Sama, podczas pierwszego dnia życia bez prądu, kupiłam jogurt. Chciałam zjeść go na lunch kolejnego dnia. Nie udało się. Raczej przy trzydziestu-pięciu stopniach za oknem nabiał nie wytrzymałby presji. Musiałam zjeść go od razu.
Jest to utrudnienie, ale z drugiej strony, bardzo dobra szkoła oszczędnego kupowania. Jeśli wiesz, że nie będziesz mógł przetrzymać jedzenia dłużej, po prostu go nie kupujesz. Bierzesz to koszyka tyle, ile jesteś w stanie od razu zjeść.
Czystość przede wszystkim
O ile jest woda, można żyć! Bez prądu nie podłączymy co prawda pralki, ale od czego się ma rączki? Pranie w misce nie jest ani komfortowe, ani szybkie, ale halo! Kiedyś tylko tak prano i ludzie jakoś żyli. Naprawę nie wpływa to aż tak bardzo na jakość codziennego życia. Kolejny problem codzienności odhaczony.
Zmiany, zmiany, zmiany
Kiedy będę miała prąd? Nie wiem. Jednak po kilka dniach funkcjonowania bez niego, nie mam już z tym takiego wielkiego problemu. Spokojnie da się przeżyć. Co prawda korzystanie z prądu w innych dostępnych miejscach (patrz potrzeba ładowania komórki) wydaje mi się na dzień dzisiejszy niezbędna, to nie ma tragedii. Wiele ułatwia też pora roku. Za oknem ciepło, nie ma aż tak wielkiej potrzeby siedzenia z kubkiem gorącej herbaty. Nie mówiąc już o ogrzewaniu.
Sęk w tym, że spędzanie czasu w mieszkaniu stało się dla mnie o dziwo o wiele większą przyjemnością, niż wtedy, kiedy ten prąd jest. Spokój, cisza, brak przymusu ciągłego sprawdzania czy coś się w świecie dzieje.
Dużo mnie też takie doświadczenie nauczyło. Przede wszystkim, nie potrzebujemy tyle światła, ile zużywamy na co dzień. Często jest tak, że kiedy wieczorem wchodzimy do domu, zapalamy wszystkie lampki. Wcale nie musimy tego robić. Światło, jakie daje nam latarka spokojnie wystarczy do wielu czynności. Nie mówię oczywiście o absurdalnej sytuacji, w której to będziemy gotować kolację z latarką w zębach. Proporcje zawsze warto zachować.
Najgorszy jest brak lodówki. Po kilku dniach przydałaby się też pralka i żelazko. Jakoś sobie jednak radzę i fakt faktem, blackout nie jest mi już tak straszny!