– Kostką brukową nie naprawicie kraju. Kostką brukową można co najwyżej wybić komuś oko podczas zadymy na 11 listopada – napisał w felietonie dla "Krytyki Politycznej" Jan Śpiewak -przewodniczący stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Tymi słowami skomentował dyskusję wokół tego, czy Polska jest w ruinie. Z rozmowy przeprowadzonej przez naTemat.pl wynika, że zdaniem Śpiewaka sytuacja w naszym kraju nie jest tak zabawna, jak fanpage na Facebooku.
Czy „Polska w ruinie” jest nie tylko nakręcona przez polityków, lecz także przez ludzi? Mam wrażenie, że wyborcy PiS bardzo by chcieli żeby Polska rzeczywiście była w ruinie, a wyborcy PO chcieliby ją widzieć w samych superlatywach.
To jest taka propaganda sukcesu, a z drugiej strony propaganda klęski. Obie te postawy wydają mi się dość infantylne i prawda leży gdzieś po środku. Ale po stronie rządzących i po stronie zwolenników obozu władzy jednak ta odpowiedzialność jest większa. Wobec nich mamy większe wymagania niż wobec opozycji, której zadaniem jest wskazywać, kontrolować i krytykować poczynania władzy.
Ludzie, którzy na Facebooku i Twitterze kpią z kampanijnego hasła, że Polska jest w zgliszczach, nie mają racji?
Wydaje mi się, że ta kampania ma coś z propagandy sukcesu znanej nam z filmów Barei w „Polsce w ruinie”. Ludzie wklejają tam zdjęcia centrów handlowych, czy twardej infrastruktury, która sama w sobie nie oznacza, że Polska rozkwita. Z jednej strony mamy kult PKB, a z drugiej wiarę, że jak wybudujemy drogi, wylejemy dużo betonu, to będzie nam lepiej żyło. Oczywiście drogi są ważne, ale jak powiedział profesor Kozak zajmujący się audytem unijnym w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", środki unijne są często marnotrawione.
W jaki sposób? Na co Polska niepotrzebnie wydaje te pieniądze?
Są wydawane często na infrastrukturę, która jest droga w utrzymaniu i z której za kilka lat niewiele osób będzie korzystało. Mówimy o aquaparkach, ale też o kampusach uniwersyteckich, które są budowane, a stoją puste, bo nie starczyło na pensje dla naukowców. Nie wystarczy wybudować laboratorium, żeby to laboratorium zaczęło wymyślać innowacje i produkty dla gospodarki. Obraz jest zdecydowanie bardziej zniuansowany. Z tego co mówią specjaliści, to nie najlepiej wydajemy środki pomocowe z Unii.
A może Polacy kochają ten beton?
To władza kocha beton, bo to bardzo proste oddać jakąś inwestycje i przeciąć wstęgę. Pochwalić się tym. To jest dużo prostsze niż tworzenie innowacyjnej gospodarki, niż poprawianie stosunków między ludźmi, budowanie zaufania społecznego. Poprawa jakości przestrzeni publicznych, o czym my – Miasto Jest Nasze jako ruch miejski nieustająco mówimy. Czasami nawet budowa tej infrastruktury jest de facto pogorszeniem tych warunków panujących w mieście. Tak jak poszerzono teraz ulicę Prostą w Warszawie dokonując rzezi drzew, czy to że wycina się jedyny park na Szmulkach pod budowę Trasy Świętokrzyskiej. Najsłynniejsza sprawa pochodzi chyba z walczącego ze smogiem Rybnika, gdzie wycięto park i postawiono centrum handlowe.
To nie jest rozwój. Z tego nie powinniśmy być dumni. Utożsamienie nowoczesności ze szkłem i betonem jest bardzo mylne. Wszyscy czekaliśmy na te drogi i na tę infrastrukturę. Ona musi się pojawić, ale w zrównoważony i rozsądny sposób. Nie można uprawiać kultu betonu.
Kiedy aktor Mateusz Damięcki udostępnił na swoim Facebooku zdjęcie z Pendolino, ludzie podłapali jego dobry humor i śmiali się, że politycy próbują nam wmówić, że Polska to zgliszcza. A pan przywołuje określenie pendonalizacja. Nie powinniśmy się cieszyć z tego, że w końcu mamy takie pociągi?
Pendonilizacja to jest moim zdaniem trafne określenie. Po pierwsze z Pendolino korzysta bardzo niewiele osób w skali ogólnokrajowej. Ważne są koleje szybkiej prędkości, ale równie ważne jest to, żeby sieć kolejowa zapewniała połączenia w całym kraju. Od 1989 roku zniknęła jedna czwarta tras kolejowych w Polsce. Z drugiej strony to Pendolino wcale nie jest koleją szybkich prędkości. Jak się sprawdzi ile się jechało wcześniej do Gdańska, do Krakowa, to nagle się okaże, że po tych 10 latach modernizacji torów czas podróży skrócił się o 20 minut.
Czyli ani nie pełni roli szybkich kolei, ani nie zapewnia szerokiej rzeszy Polaków transportu publicznego na wysokim poziomie. To jest właśnie ta powierzchowna i wyspowa modernizacja.
Dlaczego te centra handlowe są takie złe? Ludzie codziennie, masowo wydają tam pieniądze.
Centrum handlowe zbudowane w małym miasteczku potrafi zabić cały lokalny handel, tak samo jest z dyskontami. Wszystko jest dla ludzi, ale kontrolujmy to. A w Polsce panuje wolna amerykanka. Taka ilość centrów handlowych i dyskontów oznacza drenowanie zasobów Polaków. Nie przekładają się one na inwestycje i trwały rozwój. Wystarczy spojrzeć na rankingi innowacyjności, cały czas w tych rankingach spadamy. Ogromne pieniądze z Unii Europejskiej poszły na innowacje w Polsce i co się stało z tymi pieniędzmi? Coś tu jest chyba nie tak.
Jak to się przekłada na naszą stopę życiową?
Udział płac w PKB, to jest kolejny bardzo ważny wskaźnik. Rośnie PKB, ale zmniejsza się udział płac w PKB. Co więcej ta płaca jest niesprawiedliwie opodatkowana. Mamy system podatkowy, który jest regresywny. To znaczy, że ci zarabiają mniej płacą relatywnie większe podatki niż najbogatsi. W polsce nie opłaca się pracować na etat, ale bardzo się opłaca prowadzić firmę. Najniższa stawka PIT jest praktycznie równa CITowi. Tylko PITowcy płacą jeszcze VAT i nie mogą sobie wszystkiego wrzucać w koszty. W podobnie niesprawiedliwy sposób naliczany jest w firmach ZUS, który jest naliczany niezależnie od dochodu przedsiębiorstwa.
W jakich obszarach państwo się kuleje?
Głównie widać to na najniższym gminnym poziomie. Od 1989 roku zlikwidowano jedną czwartą połączeń kolejowych, a PKS -y przejechały o połowę mniej kilometrów. Nie mówię, że wszystkie były potrzebne, ale w dużym stopniu prywatna komunikacja nie sprostała zadaniom. Likwidowane są szkoły, państwo wycofało się z polityki mieszkaniowej budując mieszkania pod wynajem, wspierając mikrospółdzielnie. W cywilizowanym świecie rząd prowadzi aktywną politykę mieszkaniową. W Polsce jest tylko deweloperka i system każe nam brać kredyty na 40 lat, inaczej nie mamy gdzie mieszkać. Rynek wynajmu jest w dużych miastach koszmarny. Mieszkania są drogie, a w każdej chwili właściciel mieszkania może cię z niego wyrzucić.
Dlaczego tak jest?
Państwo ogranicza swoją działalność. Przyzwala na patologie i de facto daje się samo okradać. Tak jak pozwoliło na gigantyczną patologię na rynku pracy. Ci wszyscy, którzy mają lipne umowy zlecenia, samozatrudnieni, powinni mieć etat. Od tego jest inspekcja pracy. To jest łamanie prawa pracy. Jeśli pracuje się 8 godzin dziennie w jednym miejscu to pracownik powinien mieć umowę o pracę.
Nagle państwo postanowiło mieć to w gdzieś. Najbliższe lata są o tyle jest to ważne, że mamy ostatnią transzę pieniędzy z Unii Europejskiej i pytanie brzmi, jak my te pieniądze wydamy. Jeśli zrobimy to na przekór hasłu „Polska w ruinie” i będziemy budować centra handlowe i aquaparki, których nikt nie będzie używał, albo nie będzie stać nas na ich utrzymanie, to będzie słabo z Polską za lat 10. Ale w Polsce nikt w takiej perspektywie nie myśli.
Przegrają wybory. Myślę, że politycy PO będą się musieli zastanowić, po co są w polityce. Opracować jakiś program, wizję. Ich zachowanie nie jest merytoryczne. Partie nie mają wizji, mają bardzo słabe Think-Thanki. Mają ekspertów, którzy nie są ekspertami, tylko stali się partyjnymi pałkarzami. Polityka jest skrajnie spolaryzowana.
Są dwa obozy i nieustająco nawalają się maczugami, myślą, że tak można uprawiać politykę. Elity PiS mają taką samą wizję nowoczesności, jak elity Platformy. To też jest jest utożsamianie rozwoju z centrami handlowymi. Różnica jest taka, że są bardziej prospołeczni. Może zmniejszą trochę nierówności społeczne. Jednak wizja nowoczesności naszych elit, całego establishmentu politycznego po pięćdziesiątce, jest tak samo peryferyjna.