W Kielcach stanie 81 przystanków i nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie koszt nowej inwestycji. Większość pokryją oszczędności z programu unijnego "Rozwój systemu komunikacji publicznej w Kieleckim Obszarze Metropolitalnym", ale i tak pomysł jest kontrowersyjny. Dlaczego? Bo kosztuje kilkadziesiąt milionów.
Przystanki na bogato
Na wyposażenie nowoczesnych wiat składają się standardowo gabloty wyświetlające rozkłady, nazwy przystanków i monitoring. Podobne funkcje mają też inne wiaty w całej Polsce, ale akurat montaż tych kieleckich wyniesie ponad 30 milionów złotych, na jedną – około 400 tysięcy. Skąd ta cena? Ratusz tłumaczy to ich wartością artystyczną. Jarosław Szydło z Miejskiego Zarządu Dróg w maju mówił lokalnej prasie: Każdy przystanek to efekt projektu, który wygrał konkurs architektoniczny.
Wiata z powodu swojej konstrukcji wymaga działań modernizacyjnych – konstrukcja wiaty o rozmiarze M wyniesie razem z montażem 80 tysięcy złotych, kolejne 26 tysięcy pochłonie wykonanie fundamentów, a zadaszenie z nieprzepuszczających promieni słonecznych szyb – 35 tysięcy.
To jeszcze nic. Na kwadratowe rynny miasto wyda ponad tysiąc złotych, a za podwójne pomalowanie farbami odpornymi na mocz zapłaci 175 złotych. Plus ok. 260 tysięcy za roboty drogowe. Co się na to złoży? Zatoka autobusowa (100 tysięcy), wywiezienie ziemi (13 tysięcy) i kładzenie betonu (37 tysięcy), ale też specjalny krawężnik (5 tysięcy) i sensowny element: płyty wskaźnikowe dla osób niewidomych.
Ale o co chodzi?
Prowadzący fanpage „Scyzoryk się otwiera – satyryczna strona Kielc” nie przechodzą obojętnie obok absurdalnych pomysłów władz, w wypadku wiat również wstawili zdjęcie. To zwykła grafika, porównująca cenę kieleckich przystanków z tą, którą wyłożyła Łódź. Podpis brzmi: W centrum Łodzi zamontowano wiaty w stylu secesyjnym, której koszt to 3500 zł czyli 1/114 PK (tak, dobrze czytacie) ceny Przystanku Kieleckiego w stylu art-wiato.
To wczoraj, kilka dni wcześniej pokazali jeszcze tańszą alternatywę: inwestycję sołtysa wsi Kruczka. Ten w związku z palącą potrzebą odnowy przystanka i brakiem zainteresowania ze strony gminy, sam odnowił przystanek. A tam: okno z firanką, zegar, lustro, kwiaty, a nawet obraz. Jest też oczywiście rozkład jazdy autobusu.
Te dwa zdjęcia wystarczyły, by wywołać falę nienawiści. Pod wiejską historią „Lubię to” kliknęło ponad 2 tysiące osób, a udostępniło 589. Wpis puchnie od komentarzy, ktoś napisał: Taka mieścina, a taki fajowy przystanek. Wielki szacunek dla żony pana sołtysa za utrzymanie czystości na przystanku za darmo. Wyobrażacie sobie żonę naszego prezydenta myjącą szyby przystankowe?
Znaleźli się też broniący honoru władz Kielc, przytaczając argument, że m.in. ogromny wydatek to w 85% dofinansowanie zewnętrzne, na co szybko znalazła się odpowiedź:
Wiata jak strzał w kolano
Zwyczajna wiata przystankowa to wydatek 600, z oknami – 1200 złotych. W przypadku Kielc, wymiana i instalacja nowych odbywa się w ramach większego miejskiego projektu „Rozwoju Systemu Komunikacji Publicznej”, wycenionym na ponad 350 milionów złotych. Jego realizację rozpoczęto w maju 2011 roku, wiaty to według planu „Zadanie 12”.
Jak można przeczytać:
W Kielcach jak na razie do użytku oddano ich ponad 50, ale jak donosi oddział Gazety Wyborczej, nie spełniają obiecanych funkcji. Okazuje się, że nie mają obiecanych, przyciemnianych dachów. Dlaczego? Nikt nie sprawdził, czy rzeczywiście wszystko z nimi w porządku, bo miało być to „oczywiste”.
Urzędnicy dowiedzieli się o problemie po fakcie, kiedy mieszkańcy zaczęli się skarżyć. O wiatach internauci mówią: szklarnie, gdzie można się wręcz „ugotować”. Poza tym, nowe wiaty nie powalają wyglądem i są wyśmiewane nie tylko przez lokalną społeczność. Zarzuca im się też, że na miejscu swoich poprzedniczek wyglądają "kosmicznie", nie wpisują się w otaczającą architekturę.
Wygląda na to, że 30 milionów jak na razie odbija się miastu czkawką, a korzystający z inwestycji prędko mu tego nie zapomną.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
Jednolity system wiat przystankowych zniweluje dyskomfortowe obecnie warunki oczekiwania na węzłowych przystankach w godzinach szczytowych, zniechęcające do podróży transportem zbiorowym - zbyt małe zadaszenia, niedostateczna ilość siedzisk, tłok (brak przestrzeni).