Jeszcze niedawno stare rzeczy lądowały na śmietniku albo trafiały do jakiegoś kąta, gdzie zalegały obok innych niepotrzebnych rupieci. Dzisiaj przedmioty i budynki, które najlepsze lata mają za sobą, wracają do łask. O ich drugie życie walczy coraz większe grono pasjonatów. – To wspaniałe uczucie, kiedy na moich oczach ożywa mechanizm, który ma czasem kilkaset lat – mówi Katarzyna Wierzbicka, zegarmistrzyni.
Kiedy stary zegar przestaje tykać
Katarzyna Wierzbicka od dziecka miała nietypowe zainteresowania. Kiedy jej koleżanki przebierały lalki, ona wolała razem z tatą dłubać w starym silniku motocykla. Szybko się okazało, że ma smykałkę do majsterkowania. Jej zamiłowanie do typowo chłopięcych zabaw wkrótce przerodziło się w pasję, a później w fach. Dzisiaj nie naprawia silników, ale przywraca życie zabytkowym zegarom. Tak jak wcześniej robił to jej tata.
– Często się śmieję, że byłam na to skazana. Jestem jedynaczką, a mój tata był zegarmistrzem. Przebywałam z nim tyle czasu, że szybko połknęłam bakcyla i mimo tego, że z wykształcenia jestem jubilerem, postanowiłam kontynuować zegarmistrzowską tradycję taty – opowiada.
Pani Katarzyna terminowała u taty i jego kolegów. Od taty różni ją jednak to, że on wolał zajmować się mniejszymi zegarkami, podczas gdy jej największą satysfakcję sprawia naprawianie zegarów zabytkowych. Reanimowanie starych zegarów stało się jej specjalizacją. – To niesamowite uczucie, kiedy skomplikowany i stary mechanizm dzięki mojemu wysiłkowi dostaje drugą szansę – mówi.
Pani Katarzyna skrupulatnie zapisuje zegarki i zegary, które udało się jej „reanimować”. Nawiązanie do medycznej nomenklatury nie jest przypadkowe, ponieważ pani Katarzyna lubi o zegarach do renowacji mówić jak o pacjentach. – Naliczyłam, że od czasu kiedy zajmuję się tym zawodowo, zdołałam pomóc 1800 zegarom. Chociaż w rzeczywistości jest ich więcej, ponieważ wcześniej także się tym zajmowała.
W zegarmistrzowskiej karierze napotkała wiele ciekawych historii, ale jedna szczególnie zapadła jej w pamięć. – Kiedy naprawiałam zabytkowy zegar z 1768 roku w Kazimierzu Dolnym w klasztorze przytrafiła mi się niesamowita, ale smutna historia. Zegar po wielu zabiegach udało się naprawić, jednak w dniu kiedy całe miasto urządziło uroczystą fetę z tego powodu, zegar zatrzymał się w nocy o godzinie trzeciej. Nazajutrz okazało się, że dokładnie w tym samym czasie zmarł główny sponsor naprawy zabytkowego zegara. Ludzie często łączą zatrzymanie wskazówek zegara z wyjątkowymi zdarzeniami i czasem trudno nazwać to przypadkiem.
Im starszy, tym lepszy
Marek Kowalczyk też zajmuje się renowacją i uważa, że stare przedmioty mają duszę i warto poświęcić czas, żeby je odkryć na nowo. Od ośmiu lat sam tego czasu nie szczędzi. Zaczęło się niewinnie od kupna roweru dla wnuka. – Tak go odnowiłem, że mały był zachwycony. Po dwóch miesiącach nie mogłem się bez tego obejść, a renowacja starych rowerów pochłonęła mnie bez reszty – mówi.
Nie jest łatwo złapać pana Marka. Kiedy proszę go o rozmowę, najpierw jest sceptyczny. – Właśnie robię „szwajcara”, a na gadanie trochę szkoda mi czasu. W tym samym momencie mógłbym coś naprawiać – przyznaje z rozbrajającą szczerością.
Naprawa starego roweru nie jest prostą sprawą. – Trzeba mnóstwo cierpliwości, ale przywrócenie świetności jednośladowi daje taki zastrzyk pozytywnej energii, że mimo wszystko wysiłek się kalkuluje – opowiada. Pan Marek nie robi tego byle jak. Stara się zachować każdy element starego roweru. Nawet jeśli rama jest niemiłosiernie obdrapana, naklejki pozdzierane, a lakier czasy świetności ma już dawno za sobą. – W renowacji rowerów nie chodzi o to, żeby pójść do sklepu i kupić nowe elementy, tylko o to, aby jak najwięcej zachować z oryginału – tłumaczy.
Zdaniem pana Marka, stare rowery są niezrównane, a te produkowane dzisiaj to tandetna „chińszczyzna”, na której pojeździmy nie dłużej niż miesiąc. – Materiały i pieczołowitość, z jaką kiedyś wykonywano rowery, sprawia, że są ponadczasowe. Kiedy przychodzi do mnie klient i pyta, ile jeszcze pojeździ na jakimś starszym modelu, śmieję się, że po renowacji jednoślad przeżyje właściciela. Często się zresztą tak dzieje.
Pan Marek ma w zanadrzu sporo krzepiących opowieści o rowerach. We wspomnieniach często wraca do starego rosyjskiego roweru. Traf chciał, że znalazł go przy śmietniku pod swoim domem. – Zająłem się nim. Odpicowałem tak, że wyglądał pięknie. Szybko zainteresował się nim klient, a rower, który przecież jeszcze niedawno ktoś wyrzucił na śmietnik, posłużył za prezent dla starszej pani.
Stare meble w nowej odsłonie
Moda na odnawianie na dobre zagościła też w wielu domach, w których nowe szafki zastępowane są starszymi modelami. Tomasz Wrzesiński z Opola obserwuje ten trend każdego dnia. Prowadzi pracownię renowacji starych mebli. Podobnie jak jego ojciec, który zaraził go miłością do naprawiania. – To rewelacyjne zajęcie, przynosi wiele satysfakcji. Czasem trafiają do mnie meble, które są w opłakanym stanie. Kiedy poświęci im się trochę czasu, ich wyglądem zaskoczeni są sami właściciele. Efekt mojej pracy często przysparza mi wiele radości – opowiada.
Nigdy nie wiadomo, ile czasu trzeba będzie poświęcić na odnowienie mebla. Czasem zajmuje to chwilę, a niekiedy, jak przyznaje Wierzchowski, renowacja przeradza się w długotrwały i żmudny proces. – Nierzadko spotykam się z komentarzami, że z danym przedmiotem już pewnie nic nie da się zrobić. Udowadniam, że jest inaczej. Lubię przywracać ludziom wiarę w drugie życie wysłużonych mebli.
Najbardziej cieszą go renowacje drobiazgów, takich, po których nikt już zupełnie niczego się nie spodziewa. – Pamiętam doskonale niewielką kapliczkę. Miała wielkość kartki A4. Była bardzo zniszczona, do tego stopnia, że na początku sam nie wiedziałem, z czym mam do czynienia. Była drewniana, a w środku miała figurkę Matki Boskiej z gipsu. Kiedy skończyłem odnawianie, efekt był niesamowity – wspomina.
Jak podkreśla, w jego pracy nie ma reguły – ludzie znoszą do niego rzeczy do renowacji z różnych powodów. – Często przychodzą do mnie z meblem z sentymentu, kiedy np. odnajdą rodzinną pamiątkę na strychu, ale też coraz częściej dlatego, że stare przedmioty są po prostu ładne, a ludzie na nowo zaczynają to dostrzegać.