A jednak są jakieś pozytywne skutki suszy. Młode pokolenie po raz pierwszy zobaczyło, że do oszczędzania może nas skłonić coś więcej niż zbliżająca się premiera nowego modelu iPhone'a. Bo przecież kto to widział, aby zwracać uwagę na wykorzystany prąd, wodę albo, żeby sprzedawca mógł odmówić sprzedaży czegokolwiek.
Nie ma lepszego miejsca na poznawanie nastrojów społecznych niż komunikacja miejska. Ale i to jest dziś trudniejsze, bo nawet liczba tramwajów została w ostatnich dniach ograniczona z powodu upałów. Niemniej, w komunikacji miejskiej można dziś usłyszeć:
– Słyszałaś, że w Złotych Tarasach wyłączyli ruchome schody!
– Tak, w dodatku na korytarzach nie ma światła i wyłączyli klimatyzację.
– Nieźle...
No, takie to właśnie bolączki miejskiego życia wywołały ostatnie upały. Niski stan rzek spowodował konieczność wyłączenia niektórych elektrowni, co oznacza że w pewnych firmach i domach czasowo nie było prądu. – Czy grozi nam blackout? – grzmiały nagłówki.
Tymczasem jeszcze kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu przerwa w dostawie prądu była równie oczywista, co dziś posiadanie smartfona. Dla pokolenia Y, wyłączenie prądu choćby na parę godzin może być sytuacją niepokojącą. Bo co tu robić, kiedy fejs i Snapchat nie działają?
Artykuły o tym, czego może zabraknąć przez upał rozchodzą się po sieci. Prawdziwym symbolem "klęski żywiołowej" stało się zamknięcie restauracji przez sieć Ikea, a w przypadku Katowic, nawet całego sklepu.
Żyjemy w naprawdę szczęśliwych czasach. To zdziwienie wywołane brakiem dostępności do części dóbr, które mamy dziś dosłownie na wyciągnięcie ręki pokazuje, że Polsce daleko jest do bycia "w ruinie". Nawet informacja o wprowadzeniu limitów na wodę w Biedronce udowadnia, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od nadmiaru.
Biedronka – towar limitowany
Artykuły informujące, że jedna osoba będzie mogła kupić w Biedronce "tylko" 12 butelek wody mineralnej okazały się nie do końca prawdziwe. Sieć Jeronimo Martins zdementowała pogłoski o wprowadzeniu ograniczeń, choć internauci z różnych części kraju informują, że limity na wodę wciąż obowiązują. – Ale tak na chłopski rozum, po co wam dziesięć zgrzewek? – pyta jeden z komentujących. Ale nie o to przecież chodzi, bo mało kto kupuje więcej niż zgrzewkę. Chodzi o to, aby mieć możliwość kupienia więcej.
Reglamentacja towarów w PRL
Reglamentacja towarów w PRL – system kontroli dystrybucji towarów w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, będący wynikiem silnych niedoborów na rynku i polegający m.in. na wydawaniu ludności kartek, które uprawniały do zakupu ściśle określonych ilości określonych towarów (przede wszystkim żywnościowych).
Czytaj więcej
Przypomnijmy, że w ostatnich latach nie raz pojawiały się sklepowe limity, co również było skrupulatnie odnotowywane przez media. Niemal dokładnie dziesięć lat temu (23 sierpnia 2005 roku) czytelnik Expressu Bydgoskiego zaniepokoił się informacją zastaną w sklepie: 10 kalafiorów na jednego klienta. – Myślałem, że te czasy już minęły – mówił wówczas. Co ciekawe, limit wprowadziła także sieć Biedronka.
Jej ówczesny rzecznik prasowy tłumaczył: – Wprowadziliśmy reglamentację na towary objęte promocjami ze względu na dobro naszych klientów. Wcześniej zdarzało się, że jeden lub dwóch kupujących widząc bardzo korzystną cenę, wykupywali cały towar na półce. Często byli to hurtownicy – mówił Paweł Tymiński.
Bez dodatku cukru
Dzisiejsza Polska jest "fit", choć nie potwierdzają tego wyniki sprzedaży cukru. Słodzenie jest najtańsze od przeszło dziesięciu lat, więc sprzedaż cukru w Polsce rośnie. Jednak jeszcze w 2011 roku sieci handlowe musiały ograniczyć sprzedaż cukru do dziesięciu kilogramów na klienta. Powód? Cena rosła, więc Polacy zaczęli robić zapasy a cukier błyskawicznie znikał z półek. Za kilogram płaciło się wówczas około 6 złotych, a mówiło się, że cena wzrośnie nawet do siedmiu. Dziś średnia cena to około 2,20 zł. Ale strach był.
Jednak wprowadzanie reglamentacji na sprzedaż nie jest jedynie domeną sytuacji kryzysowych, czy też spadkiem po PRL-u. Kilka lat temu ograniczenia na sprzedaż swoich produktów wprowadziła za Oceanem firma Apple. Transakcji można było dokonać wyłącznie kartą kredytową, którą płaciliśmy za maksymalnie dwa iPady. Celowy strzał w stopę? Nic podobnego. Firma chciała w ten sposób ograniczyć sprzedaż sprzętu przeznaczonego na amerykański rynek w innych częściach świata. Poza tym reglamentacja powoduje prosty mechanizm – jeśli coś limitowane, chcemy to mieć.
Właściwie wszystkie powyższe sytuacje dotyczą wyłącznie tych produktów, bez których bez problemu możemy się obejść. Jednak absolutny dostęp do wszystkiego, który mamy na co dzień tak bardzo nas zepsuł, że wszystko co limitowane staje się w naszym odczuciu szczególnie cenne, a czasem nawet niezbędne do życia. Czasem warto zatem ostudzić emocje i zastanowić się, bez czego tak naprawdę bylibyśmy w stanie się obejść.