Stale rosnąca popularność coachów, chęć zmieniania swojego życia na lepsze, facebookowe porady gwiazd, mówiące o tym jak być szczęśliwym, a teraz także premiera długo wyczekiwanej książki motywacyjnej Jasona Hunta. To wszystko stało się pretekstem do tej rozmowy. – Coaching i rozwój osobisty to taki ruch antyszczepionkowy sfery mentalnej – mówi Michał Michalski, założyciel strony „Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty”.
Cały ten biznes, ta hochsztaplerka wybitnie mnie irytowała. Działała mi na nerwy, jako rzecz skrajnie manipulacyjna i szkodliwa; oparta jedynie na modnym słówku zaadaptowanym przez oszustów i psychoterapeutów, którzy wciskając ludziom, za niekiedy grube pieniądze, mądrości na poziomie Paulo Coelho, wyrastali na guru różnych rzeczy – biznesu, psychologii, życia w ogóle. A przecież w głównej mierze ich robota polega na tym, że my, zapominając że mamy zegarek, pytamy ich która godzina, a oni ukradkiem spoglądają na nasz nadgarstek i udzielają odpowiedzi. A potem inkasują za to sporą sumkę. Ktoś to może nazwać wykorzystaniem okazji i nosem do biznesu. Ja to nazywam cwaniactwem i hochsztaplerką. Abstrahuje już od romansu coachingu różnej maści z średnio moralnymi praktykami NLP czy MLM (Neurolingwistyczne programowanie, Marketing wielopoziomowy – red.), z którymi zresztą wcale się nie kryją uznając tę pseudonaukę i ten pseudobiznes, za podstawy tego jako powinni funkcjonować ludzie.
No i zapytałem u siebie na Facebooku, czy jakbym założył taki fanpage to ludzie by lajkowali. Trochę dla zgrywu, trochę z przekory. Pojawiło się mnóstwo głosów poparcia, więc pomyślałem: czemu nie? Ten fanpage jest przede wszystkim dla beki. Dla beki z zakłamania i manipulatorstwa tak zwanych coachów.
Z jednej strony niby oszustwo, ale jednak ludzie tłumnie pojawiają się na prelekcjach coachów i to pomimo że ci bardzo często głoszą zwykłe komunały. Co tych ludzi ciągnie na te spotkania?
Nie jestem psychologiem ani socjologiem, więc trudno mi na takie pytanie odpowiedzieć inaczej, niż posługując się swoimi domysłami. Głód sukcesu jest u nas ogromny. Społeczeństwo jest zubożałe nie tylko finansowo, ale także kulturowo i intelektualnie. Pragniemy się wybić, a coache to po prostu wyjątkowo utalentowani sprzedawcy i mówcy, którzy potrafią przekonać ludzi, że są w stanie zmienić ich życie. Że są w stanie odmienić ich losy ich własnymi rękoma: biednych uczynić bogatymi, a bogatych jeszcze bogatszymi, bądź szczęśliwszymi.
Czyli jest to zwykła manipulacja?
Tak właśnie mi się wydaje. I korzystanie z ludzkiej naiwności. Oczywiście nie twierdzę, że coache nie wierzą sami w to co mówią; nie wierzą, że są władcami ludzkich umysłów i dusz, którzy swoimi słowami i swoim wpływem, są w stanie odmieniać ludzkie życia. Ale jeśli tak faktycznie jest, to nadaje się już nie na wizytę u coacha, a terapię u psychiatry.
Skoro już jesteśmy przy terapiach. Czym różni się coach od terapeuty?
Terapeuci są od pomagania ludziom z ich problemami psychicznymi czy społecznymi. W czym pomagają ci coache? Są leczeniem gruźlicy pastylkami do ssania. Ludzie są nieszczęśliwi? Zapewne w dużej mierze tak. Czy odpowiedzią na ich problemy i wynikające z nich poczucie braku spełnienia i szczęścia jest pranie mózgu? Czy raczej realne zmienianie świata, w jakim funkcjonujemy? Wmawianie, że wszystko jest w twojej głowie, to zrzucanie na ciebie odpowiedzialności za rzeczy, na które nie masz wpływu.
A w ogóle to jest bardzo ciekawa kwestia. Przecież wielu z tych coachów ma wykształcenie około terapeutyczne albo psychologiczne. Czasami wprawdzie robione już po tym jak zostali coachami, ale jednak zaskakujące jest, że takie studia nie otwierają im oczu na to, czym się zajmują.
Skoro coache są pastylkami do ssania, którymi leczy się gruźlicę, to skąd wynika ich popularność?
Moim zdaniem, cały boom na coaching zaczął się jednak od języka. Dla mnie termin 'coach' w ogóle nic nie znaczy. Jest to jedynie zapożyczone słówko, które miało ułagodzić brzmienie i konotacje słów 'terapeuta' czy 'psycholog', które są negatywnie odbierane. Skończyło się jednak na tym, że nie znaczy zupełnie nic. Bo jeśli ci powiem jak pozbyć się plamy, to też mogę powiedzieć że to był coaching z prania i skasować cię na 50 złotych. Oczywiście upraszczam, ale do tego się to zaczyna sprowadzać. Coach jako hasło klucz. Coaching jako wydmuszka.
To czemu jednak nie wybrać terapeuty?
Bo to wstyd. Wstyd powiedzieć w towarzystwie, że chodzi się na terapię, bo każdy myśli, że coś z nami jest nie tak. Albo nie daj boże do psychiatry - wstyd w rodzinie. Ale uczęszczać na sesję rozwoju osobistego? To już brzmi dumnie! Niekiedy to bywa dokładnie to samo, ale już jest odczarowane bo zamiast mówić o kimś per "mój psychiatra" możemy powiedzieć "mój coach". Na tej zmianie językowej skorzystało jednak wielu hochsztaplerów i cwaniaków, przejmując właściwie ten biznes.
Ale jednak z prywatnym psychiatrą czy terapeutą można porozmawiać jeden na jednego, na osobności, można się zwierzyć i opowiedzieć o swoich bolączkach. A na spotkaniu z coachem, jak np. z panem Grzesiakiem, który przemawia do kilku tysięcy osób? Nie bardzo. Co więc dają takie grupowe spotkania? Czy ludzie chodzą tam tylko po to by posłuchać jak bardzo mogą zmienić swoje życie i potem nic nie robią, czy faktycznie te mowy motywacyjne budzą w nich chęć zmian?
W klasycznej terapii również praktykowane są zajęcia grupowe. Poczucie wspólnoty to zawsze dodatkowy czynnik motywujący i aspekt zespalający. To trochę jak z kinem i beznadziejną komedią. Człowiek jest tak skonstruowany, że nawet jak komedia mu się nie podoba, ale sala gromko się śmieje z beznadziejnych żartów, to on też będzie. Nie dlatego że uważa, czy czuje że musi, tylko taki jest jego naturalny odruch. I co więcej, wyjdzie z kina ubawiony do łez zapominając o tym, że ten film wcale go nie bawił.
Inaczej czujemy i odbieramy pewne rzeczy w tłumie inaczej na osobności. Ten efekt jest prawdziwy i trwały co widać po ludziach, po takich sesjach - czy to prywatnych czy grupowych. Są jak zindoktrynowani. Wierzą we wszystko co im się powiedziało i nie przyjmują jakiejkolwiek krytyki bo to zachwiałoby ich dopiero co nabytą wiarą w to, że im też może się udać i, że zależy to wyłącznie od ich samych. Oraz oczywiście od regularnego odwiedzania ich coacha za odpowiednią opłatą.
A czy Ty byłeś kiedykolwiek na takim spotkaniu z coachem?
Poznałem w życiu kilku. Był to kontakt czysto prywatny, ale i tak czułem się indoktrynowany, bo ci ludzie właściwie nie wychodzą z pracy. To nie ma zresztą większego znaczenia.
Ktoś mógłby mi zarzucić, że nie brałem nigdy udziału w żadnej sesji coachingowej, więc nie wiem jaki to ma wpływ na ludzi. Jednak widzę co coache opowiadają publiczne, słyszę reakcje na ich słowa. Mogę przeglądać materiały i mądrości którymi dzielą się ze światem na swoich kanałach social media. I to mnie przeraża, bo są to w znacznej większości okrutne brednie. A brednie szerzone na szeroką skalę są szkodliwe. Coaching i rozwój osobisty to taki ruch antyszczepionkowy sfery mentalnej. Podobna skala i podobnie dramatyczne efekty, chociaż nieodczuwalne tak dosadnie i szybko jak w przypadku działalności tych drugich.
Ruch antyszczepionkowy sfery mentalnej? Co dokładnie przez to rozumiesz?
Wprowadzanie ludzi w błąd, poprzez podpieranie się wyssanymi z palca danymi, podważającymi przy tym osiągnięcia naukowe. Pseudonauka. Antynauka nawet.
Wspomniałeś, że miałeś prywatny kontakt z coachami. Jak wygląda ich życie? Czy żyją zgodnie z tym co mówią? Czy ich życie jest takie wspaniałe jak obietnice, które serwują ludziom?
Nie był to tak bliski kontakt abym mógł to zweryfikować. Ale faktem jest, że starali roztaczać się wokół siebie aurę ludzi sukcesu. Biorąc pod uwagę jak radzi sobie „rynek rozwoju osobistego” i jakie są stawki tych ludzi, nie wątpię, że finansowo może im się wieść dobrze lub nawet bardzo dobrze. I nie będzie to niczym zaskakującym.
Ostatnio zaobserwowałem pewne zjawisko, polegające na tym, że np. gwiazdy i różni przypadkowi ludzie piszą na swoich profilach na Facebooku mądrości dotyczące życia, np. "co cię nie zabije to cię wzmocni" (zrobiła to ostatnio Maffashion). Czy uważasz zatem, że teraz każdy może zostać coachem?
Rynek stara się jakoś to legitymizować, różne pseudoszkoły wydają certyfikaty na tej samej zasadzie co Rzetelna Firma (zapłać 150zł i bądź rzetelną firmą). Apetyt rośnie w miarę jedzenia i ludzie sławni chcieliby też poczuć, że mają jakiś realny wpływ na to, co ich otacza, niejednokrotnie stawiają się więc w roli ekspertów nie tylko z zakresu swojej dziedziny. Przyświeca im zasada, że jeśli „znam się na x to na y również”, i zostają specami od miłości, związków, prowadzenia biznesu, życia w ogóle.
Tamto ostatnie pytanie prowadzi mnie do Jasona Hunta i jego nowej książki. Co o nim sądzisz?
Absolutny mistrz. I mówię to bez ironii. Bo trzeba mieć nie lada głowę i masę bezczelności aby wpierw serwować ludziom te szowinistyczne paszkwile, a potem zrobić rebranding samego siebie. I potem robić dokładnie to samo, ale przy okazji wykonać sztuczkę magiczną, pokazując ludziom, że wyrasta się ponad samego siebie i można się wykreować zupełnie od zera, bo rzekomo jest się tak dobrym. Sam Tomek to jednak z pewnością świetny specjalista od marketingu i wiedzy fachowej, o tym co i jak w internecie. No i oczywiście kolejna osoba, która poczuwszy się lepszą od reszty, postanowiła udzielać innym rad jak żyć i jak wygląda szczęście w jej wizji. I sprzedaje to jako prawdę objawioną.
Właściwie to jest bardzo dobry przykład na to o czym mówiliśmy: każdy może obecnie zostać coachem i jest to dobry sposób promocji.
Świetnie na tym z pewnością zarobi.
Zgadza się. Zwłaszcza po recenzjach innych blogerów, wynoszących „Thorna” pod niebiosa. A ty co o nim sądzisz?
"Thorna" jeszcze nie czytałem, więc trudno mi się wypowiedzieć o jego warstwie literackiej. Ale wszystko inne, co o nim wiem i co uważam, napisałem na „Zdelegalizować...”.