– Jarosław Kaczyński doskonale wie, jak daleko można się posunąć w realizacji postulatów skrajnych środowisk katolickich. Nie zgodzi się na głęboką koalicję z duchownymi – mówi w "Bez autoryzacji" Antoni Mężydło, poseł PO, były polityk PiS.
Niekonsekwencja jest oczywista. To jest podejście typu: jeśli ktoś inny rządzi, to znaczy, że ruina. Obóz PiS nie widzi stanu kraju obiektywnie. Politycy PiS patrzą przez pryzmat tego, jak daleko są od władzy. To jest bardzo egoistyczna perspektywa. Mam nadzieję, że wyborcy to dostrzegają.
Być może do pełni szczęścia potrzeba im tylko realizacji wyborczych obietnic Andrzeja Dudy. Wierzy pan, że będą chcieli to zrobić? Że rząd PiS wprowadzi np. 500 zł dodatku na dziecko?
Przecież oni się z tego zaraz wycofają. Duda skoryguje wszystkie obietnice, które są nierealne i mogą zrujnować gospodarkę. On doskonale zdaje sobie sprawę, że gdyby zamierzenia PiS weszły w życie, Polska nie byłaby taka piękna. Gospodarka to bardzo delikatny instrument. Trzeba umieć na nim grać. Jarosław Kaczyński nie pozwoli, by gospodarkę zrujnować. Dziś staje się ewidentne, że obietnice miały tylko wyborczy charakter. Jak taki wniosek przełoży się na opinię publiczną i jej postrzeganie PiS-u i Dudy? Tego nie wiem.
Platforma też sporo obiecuje. Wasze obietnice też słono kosztują.
My mamy trochę inne priorytety, jak np. pierwsza praca dla młodych. Nasze obietnice i propozycje mieszczą się w granicach rozsądku. Nasza ekipa nie pozwoli sobie na nieodpowiedzialność. Choćby dlatego, że nad reformami czuwa Janusz Lewandowski, który jest osobą bardzo odpowiedzialną.
Propozycje PiS też mogą być zmodyfikowane tak, by nie zagrozić gospodarce. Propozycja 500 złotych na dziecko na pewno się przekształci. Brany może być pod uwagę poziom życia i dochodów rodziny. Jeśli chodzi o staż pracy przy wieku emerytalnym, to może być nie 40, a 45 lat, jak w Niemczech.
A co z tematem relacji PiS – Kościół? Konserwatywni duchowni wypowiadają się coraz odważniej. Arcybiskup Depo mówił w weekend, że próby oddzielenia Kościoła od państwa są niewłaściwe.
Myślę jednak, że jeśli PiS wygra nie dojdzie do zjawisk gorszących. Takich, żeby Kościół miał brać udział we władzy. To by było najgorsze i dla państwa, i Kościoła. Oczywiście nikt nie umniejsza pozycji Kościoła. On ma pewne funkcje społeczne i dobrze, żeby je pełnił, np. jeśli chodzi o wartości, które przekazuje. Przechowywanie tych wartości w chwilach trudnych dla narodu było bardzo zbawienne.
Byłem w PiS-ie, jak pierwszy raz rządził i takiego zjawiska nie obserwowałem. Jarosław Kaczyński doskonale wie, jak daleko można się posunąć w realizacji postulatów skrajnych środowisk katolickich. Nie zgodzi się na głęboką koalicję z duchownymi. Przy okazji ustawy Giertycha o aborcji tłumaczył mi np., że nie dopuści, by państwo było represyjne wobec kobiet. Myślę, że te zasady wciąż głęboko w nim tkwią.