Drogerie Rossmann trzymają branżę kosmetyczną w szachu. Sieć od wielu lat rozwija się w zawrotnym tempie, otwierając ponad sto nowych sklepów rocznie. Robi to po cichu, dlatego mogłeś się nie zorientować, że wybierając się po szampon, prawie na 100 proc., trafisz właśnie do Rossmanna. Drogeria wyrasta na prawdziwego giganta i nic nie wskazuje na to, że zwolni tempa. Konkurencyjne ceny i pozytywny wizerunek napędzają im klientów.
Rossmann rozdaje karty. Ten gracz ma mocne karty
Zaczęło się ponad 20 lat temu. Kiedy otwierano pierwszy sklep z szyldem, który dzisiaj można spotkać na każdym kroku, nic nie wskazywało na to, że sieć szybko zdobędzie tak mocną pozycję na rynku kosmetycznym i chemii domowej. Pierwszy sklep najpopularniejszej w kraju sieciówki drogeryjnej powstał w 1993 roku w Łodzi przy prestiżowej ulicy Piotrkowskiej.
Przez 22 lata firma z niemieckim rodowodem rozrosła się do 1050 sklepów, które są obecne w 400 miastach, pracuje w nich ok. 15000 osób. Drogeria nie odpuszcza. Każdego kolejnego roku otwiera ok. 150 sklepów. Do 2018 roku kierownictwo Rossmanna chce mieć w Polsce już 1600 punktów swojej marki. O ambitnych zamiarach informowała była już rzeczniczka Rossmanna Eliza Dorosz – Panek. I wszystko wskazuje na to, że ten projekt się powiedzie.
Natalia Nalepa, ekspertka branży kosmetycznej pracuje w firmie badawczej, która co roku bierze pod lupę rynek sieci drogeryjnych w poszczególnych państwach. Jak twierdzi, w Polsce dalsza ekspansja wielkich sieci drogeryjnych, jest nie do uniknięcia. – Przez ostatnie cztery lata duże sieci drogeryjne otwierały rocznie od 150 do 170 nowych sklepów, a według tego, co zapowiadały w tym roku, ekspansja ma się jeszcze zwiększyć do 220 sklepów – pisze w raporcie z tego roku.
Mniejsze drogerie w cieniu giganta. Zdrowa konkurencja czy monopol?
Podejście niemieckiej sieci do konkurencji najlepiej podsumowują słowa Marka Maruszaka, prezesa Rossmann Polska. – Mam taką zasadę, że nie wypowiadam się na temat konkurencji. Oczywiście uważnie przyglądamy się zmianom, jakie następują na rynku. Dostrzegamy nowych graczy, mamy świadomość, że odbiorą nam część rynku, jednak nie boimy się ich – mówił jakiś czas temu w wywiadzie dla Onetu.
Rzeczywiście, dobre samopoczucie szefa największej sieci drogerii, jest uzasadnione. Jeśli wierzyć najnowszym szacunkom, to Rossmann ma już w garści ok. 26 proc. rynku kosmetycznego w Polsce, a dziennie przez sklepy przewija się 650 tys. klientów. Konkurencja, choć czyni jakieś ruchy, nie jest w stanie zagrozić większemu niemieckiemu koledze. W Polsce od paru ładnych lat trwają mniej lub bardziej udane przymiarki zrzeszania się tradycyjnych drogerii i wzmocnienia swojej pozycji przez łączenie się w sieci. Rossmann ma 1050 sklepów, ale już druga po nim sieć - Laboo z charakterystycznym pomarańczowym logo, do której należą niezależne drogerie, może pochwalić się 678 sklepami z kosmetykami. Na podium znalazła się jeszcze sieć Drogerie Polskie. Ta sieć z kolei ma blisko 400 placówek w całej Polsce.
Silną konkurencją dla rosnącego w siłę Rossmanna miała być sieć Hebe, która, tak jak popularne dyskonty Biedronka, należy do Jeronimo Martins. Na razie jednak drogerie Hebe nie są silnym rywalem nie tylko dla Rossmanna, ale również dla innych wspomnianych sieci drogerii.
Rossmann zna się na rzeczy, ale nie jest idealny
Zdaje się, że Rossmann znalazł receptę na to, żeby zgarnąć największy kawałek tortu bez robienia wokół tego szumu i bez oskarżeń o próbę monopolizacji rynku branży kosmetycznej i chemikaliów domowych. Jak to robią? M.in. angażując się w akcje charytatywne i budując pozytywny wizerunek, który nijak nie kojarzy się z krwiopijcą dobijającym drobny biznes. Do tego przynosząca rocznie ogromne zyski firma, rozlicza się w Polsce, co jest zręcznym pijarowym zagraniem.
Nieocenione są też niskie ceny i liczne promocje. Jako olbrzymia sieć, Rossmann ma mocne karty przetargowe, które wyciąga przy stole z producentami kosmetyków i bez większego wysiłku potrafi wynegocjować atrakcyjne stawki.
Do tego lokalizacje. Kolejne sklepy otwierane są w takich miejscach, żeby klient był skazany na zakup szamponu i mydła właśnie tutaj. Ta strategia działa, m.in. dlatego, że zazwyczaj nie chce się nam jechać daleko w poszukiwaniu kosmetyków, skoro tuż pod nosem jest Rossmann. Taka filozofia prowadzenia biznesu i wabienia klientów działa nie tylko nad Wisłą. Przecież Dirk Rossmann, pomysłodawca sieci drogerii równie śmiało poczyna sobie w Czechach, Turcji, Albanii i na Węgrzech. Założyciel Rossmanna już jako dziesięciolatek twierdził, że "stworzy coś wielkiego". Nie wiadomo, ile w tej historii prawdy, ale z pewnością niemiecki biznesmen już dopiął swego.
Nie wszyscy są jednak zachwyceni. W branży co jakiś czas słyszać pomruki niezadowolenia, że Rossmann niesprawiedliwie wygryza konkurencję i powiększa nad nimi swoją przewagę. Klienci chodzą tam chętnie, chociaż asortyment Rossmanna jest dosyć przewidywalny. Na półkach pojawia się stosunkowo niewiele nowości, choć jak informuje firma, co roku w drogerii pojawia się 5 tys. nowości. Jedno jest jednak pewne, Dirk Rossmann ma apetyt na więcej, a Polska może, ku rozpaczy innych sieci i właścicieli lokalnych drogerii, stać się jego oczkiem w głowie.
(...)Taka strategia uderzyła w hipermarkety, zwykłe drogerie, lokalne sklepiki i supermarkety. Jeśli jednak ekspansja dużych sieci drogerii się utrzyma, to konkurencja może być odczuwalna dla tych samych wielkich nowoczesnych sieci drogeryjnych. Czytaj więcej