
Zaczęło się ponad 20 lat temu. Kiedy otwierano pierwszy sklep z szyldem, który dzisiaj można spotkać na każdym kroku, nic nie wskazywało na to, że sieć szybko zdobędzie tak mocną pozycję na rynku kosmetycznym i chemii domowej. Pierwszy sklep najpopularniejszej w kraju sieciówki drogeryjnej powstał w 1993 roku w Łodzi przy prestiżowej ulicy Piotrkowskiej.
(...)Taka strategia uderzyła w hipermarkety, zwykłe drogerie, lokalne sklepiki i supermarkety. Jeśli jednak ekspansja dużych sieci drogerii się utrzyma, to konkurencja może być odczuwalna dla tych samych wielkich nowoczesnych sieci drogeryjnych. Czytaj więcej
Podejście niemieckiej sieci do konkurencji najlepiej podsumowują słowa Marka Maruszaka, prezesa Rossmann Polska. – Mam taką zasadę, że nie wypowiadam się na temat konkurencji. Oczywiście uważnie przyglądamy się zmianom, jakie następują na rynku. Dostrzegamy nowych graczy, mamy świadomość, że odbiorą nam część rynku, jednak nie boimy się ich – mówił jakiś czas temu w wywiadzie dla Onetu.
Zdaje się, że Rossmann znalazł receptę na to, żeby zgarnąć największy kawałek tortu bez robienia wokół tego szumu i bez oskarżeń o próbę monopolizacji rynku branży kosmetycznej i chemikaliów domowych. Jak to robią? M.in. angażując się w akcje charytatywne i budując pozytywny wizerunek, który nijak nie kojarzy się z krwiopijcą dobijającym drobny biznes. Do tego przynosząca rocznie ogromne zyski firma, rozlicza się w Polsce, co jest zręcznym pijarowym zagraniem.
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl