
Kiedy szukasz mieszkania w stolicy, nie celujesz w Białołękę. Mówi się, że to senna część miasta, ziejąca nudą, a każdy zamyka się tam w swoich czterech ścianach. Powstają jednak inicjatywy walczące z białołęckim mitem i całkiem im nieźle to wychodzi.
3 pokoje z kuchnią na Facebooku lubi ponad 2 tysiące osób, codziennie profil zalewany jest kilkunastoma zdjęciami, obrazującymi różne wydarzenia. Wspólne szydełkowanie, gotowanie, zajęcia z decoupage, nauki angielskiego czy dzień gier planszowych. Wszystko to dzieje się pod jednym adresem: Głębocka 84. Zajęcia, warsztaty, spotkania odbywają się dopiero od roku, ale zainteresowanie nimi nie przewyższa oczekiwań twórców. Michał Mioduszewski, jeden z koordynatorów tłumaczy, że potrzeby lokalsów spotykają się wreszcie z rzeczywistością.
Oficjalnie lokal jest częścią Białołęckiego Ośrodka Kultury – to przestrzeń otwarta na mieszkańców, którzy z naszą pomocą mogą realizować w niej swoje pomysły. Zaczęło się od konsultacji społecznych, w trakcie których lokalna społeczność wskazywała, że potrzebuje miejsca spotkań. Ich typ był nieokreślony, ale miały one służyć wspólnemu spędzaniu czasu i robieniu czegoś. Nowy dyrektor BOK wraz z urzędem dzielnicy uznali pomysł za warty realizacji.
O obrzeżnej dzielnicy Warszawy mówi się : Sypialnia. Pojawiają się oczywiście też takie określenia, jak tanie pustkowie i raj dla emerytów. Na Białołęce za metr kwadratowy mieszkania płaci się 6000 złotych, wynajem zaś to koszt najwyżej 1500 złotych. Przybywają tam rodziny z dziećmi, pracownicy „Mordoru” i „słoiki”. Spokój i cisza okupione są tam sporym oddaleniem od śródmieścia, a więc brakiem rozrywki.
Kiedy przychodzi mi ono do głowy w trakcie rozmowy z Mioduszewskim, ten odpowiada śmiechem. Po chwili przyznaje, że właściwie tęsknota w kontekście wspólnoty jest zupełnie naturalna. - Nie każdy przecież chce być samotnikiem, odciąć się od rzeczywistości i zamieszkać na pustkowiu – mówi rozbawiony. Potem dodaje:
Wszyscy dążymy do tego, żeby w jakiś sposób spędzać czas. Jedni wybierają do tego Facebooka, a inni szukają czegoś więcej. Potrzeba spotkania oznacza dwa cele: wyjście z domu, ale pozostanie w swojej części mieszkalnej i możliwość zrozumienia osób, z którymi się ją dzieli.
Każdy jest anonimowy, mieszkasz z ludźmi w jednym bloku, a tak naprawdę mało kto wie, co się z tobą dzieje. Nieznajomość sąsiadów to właściwie dyscyplina narodowa. A na wsi? Mam porównanie, bo tam pomieszkuję – na mojej ulicy każdy każdego zna, każdy jest ze sobą na ty, sąsiad wpada pożyczyć śrubokręt od mojego dziadka, sąsiadka przychodzi na ciasto, normą jest, że idziemy do kogoś napić się piwa. W Warszawie czegoś takiego nie widzę.
Każdy obraca się we własnych kręgach, nikt nie wychodzi „poza”. Ludzie są oczywiście otwarci, jeśli chcesz kogoś poznać, to idziesz na Pawilony i poznajesz... Ale gdy w grę wchodzą sąsiedzkie relacje, to nie bardzo się sprawdza. A spotkania w grupach są przecież bardzo istotne, to lepsze niż siedzenie w domu.
3 pokoje z kuchnią to rozwiązanie dla mieszkańców najwyżej kilku, położonych obok siebie osiedli. Nie poradzi sobie ze stereotypem dzielnicy, nie rozgromi go na własną rękę.
Osiedla zamknięte na Białołęce czy w innych dzielnicach są tak skonstruowane, że zapomina się o potrzebie wspólnej przestrzeni. Nie ma czegoś takiego, żeby usiąść i porozmawiać nawet przez chwilę. Wyszliśmy naprzeciw potrzebie, stworzyliśmy 3 pokoje..., w Warszawie jest takich kilka, powstają nowe. To też szansa na przyszłość.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
