Fot. [url=https://commons.wikimedia.org/wiki/User:Wikimol]Wikimol[/url] / [url=http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/]CC–BY–SA[/url]
Fot. [url=https://commons.wikimedia.org/wiki/User:Wikimol]Wikimol[/url] / [url=http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/]CC–BY–SA[/url]
Reklama.
– Często jest tak, że jak coś jest człowiekowi dane, to on sobie z tego bogactwa nie zdaje sprawy – potwierdza starą prawdę TOPR-owiec i dodaje, że na pierwszą wyprawę wyruszył jako nastolatek. – Dał się pan tak łatwo wyciągnąć „ceprom” w góry? Nie bał się pan? – podpytuję. – Turystka była ładna – śmieje się Maciata i dodaje, że na większość późniejszych górskich wypraw chodził z bratem, więc czuł się bezpiecznie. Burza hormonów czy przysłowiowy bakcyl – cokolwiek było czynnikiem sprawczym, zadziałało z dużą siłą – dzisiaj w TOPR służą obaj Maciatowie.
Powiedzieć, że zawód ratownika górskiego to ciężka praca może laik, który o karkołomnych akcjach TOPR-owców słyszy przy okazji wyciągania ze skalnych zapadlin kolejnego nieboraka nieświadomego, jak niebezpieczne może być zdobywanie Rysów w sandałach. Ile wysiłku i samozaparcia kosztuje wybór takiej ścieżki życiowej wiedzą tylko sami ratownicy, którzy czy to helikopterami, czy to terenówkami Škoda, zapuszczają się w najbardziej niedostępne zakątki Tatr.
logo
Chętnych do akcji na pokładzie charakterystycznego toprowskiego helikoptera jest wielu - ratownikami zostanie niewielki procent. Fot. [url=https://commons.wikimedia.org/w/index.php?title=User:Zenon86&action=edit&redlink=1]Wikipedia[/url] / CC-BY-SA
– Na początku przychodzą do nas zachwyceni tym całym etosem, jaki wiąże się z zawodem – mówi o kandydatach Maciata. Rocznie zamiar związania swojej przyszłości z Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiem Ratunkowym zgłasza 10-15 osób. – Za 10 lat zostanie z nich może 10% – kwituje. Słabe statystyki? Niekoniecznie, biorąc pod uwagę, że te 10 lat to właściwie początek służby z błękitnym krzyżem na piersi.
TOPR-elita
Proces rekrutacyjny rozpoczyna się tradycyjnie: od złożenia stosownego podania do zarządu TOPR. Uprzejma prośba to jednak nie wszystko – załączyć należy wykaz naszej działalności górskiej („przebyte szlaki, dokonania wspinaczkowe i narciarskie”) oraz pisemne potwierdzenia naszej kandydatury uzyskane od dwóch innych ratowników.
TOPR-owcy to elitarna klika? – Mnie członkostwo zaproponowano w wieku 19 lat. Duże wyróżnienie – wtedy to było bardzo zamknięte środowisko – potwierdza Maciata, ale dodaje, że obecnie sytuacja się zmienia, a samo ratownictwo górskie otwiera się na inne środowiska. Członkiem TOPR jest na przykład Krzysztof Starnawski, światowej sławy nurek, rekordzista w nurkowaniu głębinowym. Do służby przyjmowane są też osoby spoza Podhala – z Łodzi czy Warszawy.
Po akceptacji podania, zaliczeniu testu kondycyjnego (zwykle w postaci „przebieżki” na Kasprowy) oraz egzaminów z taternictwa, topografii i historii TOPR można rozpocząć okres stażu, który trwa nie krócej niż dwa lata. Jeśli wszystko potoczy się pomyślnie, okres kandydacki zwieńczy złożenie przysięgi i uzyskanie statusu pełnoprawnego ratownika. Następne przebyte na tym stanowisku pięć lat służby otwiera możliwość podejścia do egzaminu na starszego ratownika, a kolejne pięć – uzyskanie stopnia aspiranta. Finalny etap to stopień instruktora – dopiero po jego uzyskaniu można kierować działaniami w górach.
Tak wygląda hierarchia w TOPR. Andrzej Maciata przypomina mi jednak, że wspinaczka po jej stopniach zależy zwykle od samozaparcia ratowników, którzy z definicji pełnią służbę ochotniczą. Płatną pracę w pogotowiu złapać niełatwo – na etacie w pogotowiu zatrudnione są obecnie tylko 34 osoby. – I to wystarczy? – zastanawiam się. – Zawsze można powiedzieć, że przydałoby się więcej – stwierdza Maciata. I choć gros zadań wypełniają właśnie ratownicy pełniący służbę w ramach wolontariatu, jego zdaniem system ten od lat bardzo dobrze się sprawdza.
Nie muskuły, a miłość szczera...
Ochotnik czy pracownik – o tym, że jest się TOPR-owcem nie można zapominać, zwłaszcza jeśli chodzi o dbanie o tężyznę fizyczną. To, że ratownicy spędzają dzień patrolując górskie szlaki i nagrywając filmiki instruktarzowe dla co mniej przezornych turystów, jest tylko wyobrażeniem nieznających realiów mieszczuchów. – Nasza praca polega na czekaniu. Gdybyśmy nie ćwiczyli poza pracą, bylibyśmy pasibrzuchami – stwierdza samokrytycznie Maciata. – Jesteśmy jak strażacy, czekamy na wezwanie. Musimy być w gotowości, żeby stawić się w określonym miejscu i w konkretnym czasie. Poza tym „leniuchujemy” – podsumowuje żartobliwie ratownik, dodając, że do dyspozycji TOPR-owców znajduje się ścianka wspinaczkowa i siłownia. Poza tym każdy z nich musi być aktywny na własną rękę.
To jednak nie tężyzna fizyczna czyni TOPR-owca. Maciata nie ma wątpliwości, że nad siłą górę bierze empatia i tolerancja w stosunku do wybryków górskich entuzjastów-amatorów – Trzeba lubić ludzi. Po prostu – odpowiada bez wahania. Ludzi? A gdzie ta mityczna miłość do gór? – Żeby kochać góry, nie trzeba być TOPR-owcem. Można to manifestować w inny sposób, na przykład tym, że po pracy idzie się po górach pochodzić. Natomiast żeby być ratownikiem, trzeba być nastawionym na drugiego człowieka – tłumaczy.
logo
Ratownicy muszą przede wszystkim "lubić ludzi" - nawet tych niefrasobliwych. Fot. [url=https://www.flickr.com/photos/asturdesign/]Laura Suarez[/url] / [url=http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/]CC-BY-SA[/url]
Miłość do ludzi, a zwłaszcza do tatrzańskich turystów, bywa trudna. Maciata sam przyznaje, że najbardziej frustrujące momenty w jego pracy to te, kiedy zauważa brak respektu wobec gór. – Społeczeństwo jest w tej kwestii słabo wyedukowane. W szkołach w ogóle nie podejmuje się tego tematu – mówi. TOPR-owcy prowadzą więc akcję edukacyjną na własną rękę. Sam Maciata w zeszłym roku w kilku żołnierskich słowach przywoływał turystów do porządku:
Andrzej Maciata
Ratownik TOPR

Ludzie zlitujcie się:
– prognozy się sprawdzają
– jak grzmi w oddali, to zaraz będzie burza i będzie padał deszcz, nie minie nas, nie przejdzie bokiem, a piorun może nas porazić
– jak spadnie deszcz, robi się ślisko i można spaść w przepaść i się zabić
– w górach warunki pogodowe zmieniają się błyskawicznie, w pogodny dzień może przyjść mgła
– jak przyjdzie mgła, to nic nie widać i można zabłądzić
– jak jest noc, to robi się ciemno i zimno
– gdy miną godziny popołudniowe, to czas zawracać, a nie przeć bezmyślnie dalej
– śmigłowiec nie lata we mgle i w nocy
– ratownicy nie są supermenami, którzy w momencie zawiadomienia teleportują się obok was
Ludzie zlitujcie się, dajcie nam szansę was uratować !!!!" Czytaj więcej

Jak „tąpnie”, rodzina nie pomoże
Samodyscyplina samodyscypliną, ale musi przecież być też ktoś, kto nieustraszonego TOPR-owca przypilnuje, żeby mu brzuch za bardzo nie urósł i przywoła do porządku, kiedy pokłady miłości do niefrasobliwych turystów będą na wyczerpaniu. Rodzina? Ciężki temat, bo trudno znaleźć kogoś, kto tryb pracy ratownika górskiego zaakceptuje i będzie żył w ciągłym napięciu i lęku o jego bezpieczeństwo. – Najlepsze partnerki to córki innych ratowników – twierdzi Maciata. Bo po ciszy zawsze następuje burza. – Trzeba się liczyć, że w końcu zdarzy się „tąpnięcie”: wypadek, śmierć ratowników. Wtedy przychodzi myśl, że skoro tamci zginęli, to mój partner przecież też może – tłumaczy.
Wsparcia po traumatycznych przejściach ratownicy nie szukają więc w domach. – Spotykamy się we własnym gronie. Po każdej takiej traumie trzeba odreagować. Potem wracamy do normalnej pracy. Nie można przecież zawiesić ratownictwa na kołku – przekonuje i dodaje, że służba w TOPR to przede wszystkim odpowiedzialność.
W słowa najtrafniej ubrał tę odpowiedzialność legendarny ratownik TOPR Klimek Bachleda, który przed wyruszeniem na swoją, jak się później okazało, ostatnią akcję stwierdził: „Bo mus cłowieka ratować”. – Właśnie ten „mus” nami kieruje, rządzi – podsumowuje istotę pracy TOPR-owca Andrzej Maciata.

Artykuł powstał we współpracy z marką ŠKODA.