Hitler chciał iść za ciosem. Gdy więc 23 sierpnia nadeszły radosne wieści z Moskwy – minister Ribbentrop złożył właśnie podpis na dokumencie przesądzającym o losie milionów osób, dyktator nie zamierzał zwlekać. Trzy dni później jego wojska miały być już w Polsce. W ostatniej chwili cały plan wziął w łeb.
Zamiar był jasny – Hitler od wiosny 1939 roku, gdy wypowiedział polsko-niemieckie porozumienie o niestosowaniu przemocy, dążył do zbrojnej konfrontacji. Był uważnym graczem – nie chciał drażnić Zachodu, liczył bowiem na jego bierność, odgrywał więc rolę miłującego pokój. W międzyczasie porozumiał się ze Stalinem.
Wystarczyły jego zapewnienia. Hitler nie czekał nawet na podpisanie Paktu Ribbentrop-Mołotow, a już zdecydował o początku wojny. Niemiecki atak z zaskoczenia miał nastąpić 26 sierpnia. Hitler nalegał na Stalina, aby niemiecko-sowieckie ustalenia jakoś skonkretyzować, a przede wszystkim uprawomocnić. Gdy więc Ribbentrop gościł na Kremlu, wzdłuż całej granicy z Polską koncentrowały się już niemieckie wojska. Tylko splot kilku nieprzewidzianych wcześniej okoliczności sprawił, że pierwsze nieprzyjacielskie bomby spadły na Polskę 1 września.
Przede wszystkim wydarzenia z 25 sierpnia. Oto Brytyjczycy demonstracyjnie zawarli z Polakami sojusz, potwierdzając swoje wcześniejsze gwarancje. Nie wiadomo, czy w ogóle zdecydowaliby się na ten krok, gdyby nie wieści z Niemiec. Najpewniej 24 sierpnia, za sprawą niemieckiego dyplomaty z Moskwy, znali już treść Paktu Ribbentrop-Mołotow. Możliwe, że wiedzieli też o ataku planowanym na 26 sierpnia...
Hitler musiał poczekać. Tym bardziej, że przyjaciel z Włoch – przywódca faszystów Benito Mussolini zaskoczył go swoim brakiem gotowości do wojny. Dyktator musiał sobie radzić bez sojusznika. Ale decydujące dla niego było stanowisko dowódców Wehrmachtu. Naczelny dowódca wojsk lądowych gen. Walther von Brauchitsch tłumaczył, że 37 dywizji, które były w gotowości bojowej, nie wystarczą do ataku, bo Polacy, którzy zarządzili już tajną mobilizację, stoją już na pozycjach obronnych. Czekano na przewiezienie nad szczelnie obsadzoną granicę większej ilości wojsk.
Ostatecznie, dziewięć godzin przed inwazją, Hitler powiedział "nie". Ale rozkaz o odwołaniu planu ataku nie dotarł do wszystkich. W nocy z 25 na 26 sierpnia pod Jabłonkowem, gdzie biegła ówcześnie granica polsko-słowacka, niemieccy dywersanci – zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami – próbowali opanować tunel pod przełęczą i pobliską stację w Mostach. Polska strona zażądała przeprosin.
– Incydent spowodował niepoczytalny osobnik – podkreślali Niemcy. Przeprosili, ale już szykowali się do kolejnego ataku. 1 września wszystko poszło zgodnie z planem.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
Dział Historia od teraz także na Facebooku! Polub nas!