Przepaść pomiędzy tym co zaplanował twórca, a tym w jaki sposób z tego produktu korzystają realni użytkownicy, bardzo często bywa ogromna. Niejednokrotnie więc zamysł i wyobrażenia autora mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Przykład? Można napotkać go każdego dnia na ulicach miast. Wystarczy spojrzeć pod nogi.
Mowa oczywiście o chodnikach i ścieżkach rowerowych. Bardzo często zbudowane są one zupełnie wbrew wygodzie pieszych, którzy chcąc z nich przepisowo korzystać, musieliby nadkładać kilka-, kilkanaście metrów drogi. Użytkownicy chcąc więc zaoszczędzić czas, przechodzą na przełaj, najczęściej przez trawnik czy klomb. W efekcie w wielu miastach możemy napotkać dwie alternatywne możliwości pokonania tego samego odcinka drogi: dłuższą, uczęszczaną rzadko, prowadzącą przez betonowy chodnik wytyczony przez władze miasta, lub krótszą – ścieżkę wydeptaną przez pieszych.
W tej sytuacji nasuwa się więc jedno pytanie: czy to mieszkańcy są tak leniwi, że nie chce im się korzystać z chodników, czy to może architekci projektują je w niewłaściwy sposób?
Zdaniem Dariusza Standerskiego, koordynatora projektu KO:Operacja Miasto, odpowiedzialni za taką sytuację są architekci i projektanci.
Standerski zwraca też uwagę na tendencję do kreowania przestrzeni miejskiej „od ekierki”, do tego by wszystkie chodniki biegły prosto i były do siebie prostopadłe.
Na te zarzuty te odpowiada Wojciech Wagner, naczelnik Wydziału Estetyki Przestrzeni Publicznej m.st. Warszawy.
Niestety, jednak ludzie wbrew wyobrażeniom socjalistycznych władz chadzali „własnymi ścieżkami”, nie zaś tymi wytyczonymi przez państwo. Pozostałości możemy oglądać do dziś.
Jak sobie z tym radzić?
Minęły lata i choć PRL dawno się skończył, to jednak jego relikty w postaci alternatywnych ścieżek pozostały. W międzyczasie pojawiły się nowe, a problem narósł i jest wciąż aktualny. – Architekci to odrealnione nieuki. Sam nim jestem. Komputer zastąpił zdolności samodzielnego badania natury! – pisze zbulwersowany użytkownik pop. – Ścieżki, chodniki i inne przejścia powinno się wytyczać tam gdzie ludzie potrzebują, a nie tam gdzie sobie pan urzędnik przy biurku wymyśli – czytam na jednym z internetowych forów. – Ścieżki wydeptane są tam gdzie są potrzebne. W wielu krajach to wiedzą, u nas zawsze urzędnicy są mądrzejsi – pisze Łukasz.
Pewnego rodzaju wyjściem może okazać się zeszłoroczna interwencja władz Krakowa, które dość dobrze poradziły sobie z problemem alternatywnych ścieżek. W stolicy Małopolski wydeptane dróżki w miejskich parkach i na plantach były istną zmorą. Władze postanowiły więc zrekultywować alternatywne drogi, a gdy te zostały wydeptane ponownie, zbudowano wzdłuż nich prawdziwe chodniki.
O wytyczenie właściwych dróg, mogą także zatroszczyć się sami mieszkańcy danej okolicy. Przykładem mogą być przedstawiciele Stowarzyszenia Republikanów, którzy w ubiegłym roku wywalczyli u władz dzielnicy warszawskiego Wilanowa budowę chodnika w formie najbardziej odpowiadającej mieszkańcom.
Podobno w latach 80-tych w Norwegii albo Szwecji stosowano jeszcze inny patent: budowano osiedle bez chodników, siano trawę i pozwalano mieszkańcom wydeptać ścieżki, wzdłuż których potem budowano chodniki. Gdy jednak pytam o to rozwiązanie Dariusza Standerskiego, ten tylko się uśmiecha, twierdząc że jest to pomysł dość zabawny. Jego zdaniem istnieje dużo prostsze wyjście.
– Władze miast powinny po prostu dostosowywać projekt do otoczenia, nie otoczenie do projektu. Powinny słuchać mieszkańców i konsultować z nimi projekty, bo w końcu to mieszkańcy wiedzą co będzie dla nich najlepsze– podsumowuje.
Dariusz Standerski, koordynator projektu KO:Operacja Miejska
Niestety bardzo często projekty przygotowywane są zza biurek. Jedna czy dwie wizyty architekta w danym miejscu są niewystarczające; należałoby odwiedzać tę lokalizację kilkukrotnie, zacząć korzystać z niej samemu, aby przekonać się jaka droga jest optymalna.
Wojciech Wagner, naczelnik Wydziału Estetyki Przestrzeni Publicznej m.st. Warszawy
Obecnie władze państwa lub miasta coraz rzadziej budują osiedla mieszkalne albo parki. Dziś robią to prywatni deweloperzy. Natomiast wiele niedostosowanych chodników pochodzi z czasów PRL, z lat 60., 70. Wtedy właśnie masowo budowano betonowe blokowiska, a chodniki między nimi przecinały się głównie pod kątem prostym.