Kancelaria Andrzeja Dudy odmówiła akredytacji dziennikarzom m.in. "Newsweeka", "Gazety Wyborczej", "Polityki", TOK FM i naTemat. Ich miejsca zajęli przedstawiciele mediów, które wspierały Dudę w kampanii wyborczej. Andrzej Duda miał wyznaczać nowe standardy. I wyznacza. Gorsze.
Andrzej Duda miał być otwarty na dialog z ludźmi, którzy krytycznie patrzą na jego pracę. To jednak zapewnienia z kampanii, już pierwsze dni po objęciu urzędu pokazują coś zupełnie innego. Kancelaria Prezydenta odmówiła akredytacji na wizytę w Berlinie szefowi działu zagranicznego "Newsweeka" Jackowi Pawlickiemu.
Wygląda to szczególnie niepokojąco wobec tekstu "Newsweeka", który przedstawia trudne dla Andrzeja Dudy fakty związane z jego wyjazdami do Pozniana. Prokuratura już wszczęła postępowanie sprawdzające w tej sprawie. Dlatego eliminowanie "Newsweeka" może wyglądać dzisiaj jak zemsta Pałacu za publikację.
Jeśli tak jest, to rykoszetem oberwało także naTemat. Kancelaria Prezydenta odmówiła mi akredytacji zarówno na wyjazd do Berlina, jak i na niedzielną wizytę w Tallinie. Choć byłem zawiedziony, byłem w stanie zrozumieć, że przed naTemat w kategorii "Informacje i publicystyka" w badaniu polskiej sieci jest jeszcze kilka serwisów, a pula miejsc w samolocie dla dziennikarzy internetowych jest ograniczona. Ale z prezydenckiego samolotu tweetował m.in. były student Dudy, dzisiaj reporter niszowego portalu 300polityka Michał Kolanko. Pewnie pojedzie też do Berlina, dokąd także odmówiono mi akredytacji.
Podobnie jak do Jacka Pawlickiego zadzwoniła do mnie pracownica Kancelarii z informacją, że z powodu dużego zainteresowania nie ma dla mnie miejsca. Spytałem jakie są kryteria doboru dziennikarzy, którzy dostają akredytacje, bo jak pokazał wyjazd do Estonii nie liczy się wielkość medium. – Nie wiem, jak tylko przekazuję informacje, jestem tylko pracownikiem Kancelarii, decyzje podejmuje szefowa Biura Prasowego [Katarzyna Adamiak-Sroczyńska - przyp. naTemat] – usłyszałem.
Jacek Pawlicki opisuje, że podobnie potraktowano zgłoszenie "Gazety Wyborczej", zaraz po tabloidach największego dziennika w Polsce. Trudno sobie wyobrazić, by jakikolwiek urząd odmówił akredytacji reporterowi "Guardiana" czy "Washington Post". Szybko okazało się, że redakcji, których dziennikarze są persona non grata w prezydenckim samolocie jest więcej.
Jak pisze Pawlicki ze starania się o akredytację zrezygnowała "Polityka", której nie zabrano na pokład samolotu do Tallina. Skoro "Gość Niedzielny" mógł wysłać do stolicy Estonii dwie osoby: dziennikarza i fotoreportera, na pokładzie powinno znaleźć się przynajmniej jedno dla dziennikarza tygodnika, który sprzedaje się na porównywalnym poziomie.
Wizytę Andrzeja Dudy w Estonii poza wspomnianym "Gościem Niedzielnym" relacjonował też portal braci Karnowskich oraz Telewizja Republika. To zdaje się pokazywać kierunek, w jakim zmierza polityka informacyjna nowego prezydenta. To droga donikąd.
Nie chodzi już nawet o to, że prezydent łamie obietnice składane w kampanii wyborczej i pokazuje zupełnie inną twarz niż wtedy. Problem w tym, że Duda wyraźnie narusza pluralizm mediów na polskim rynku. Oczywiście zawsze przyjemniej jest spędzić podróż wśród uśmiechów i klepnięć w plecy, ale przecież Duda wielokrotnie powtarzał, że nie boi się trudnej pracy i wyzwań. Pierwsze wyzwanie na początek prezydentury to zrezygnować z małostkowego mszczenia się na mainstreamie.
Dziś zadzwoniła do mnie bardzo miła pani z Kancelarii Prezydenta i obwieściła, że „wizyta cieszy się tak wielkim zainteresowanie, że nie ma dla mnie miejsca”. (...) Kancelarii bardzo dziękuję za szybką odpowiedź. Prezydentowi też. Stracił okazję, by przekonać mnie do siebie w akcji – podczas najważniejszej bodaj wizyty na początku jego prezydentury.Czytaj więcej