Emilia Sambor nie zna życia bez point, battementów i sceny. Jej pierwsze wspomnienia? Ćwiczenia przy drążku. Miała 4 latka, gdy rodzice postanowili oddać ją do ogniska baletowego w Częstochowie. – Trafiła tam tak jakby na przeczekanie, bo była za mała na szkołę muzyczną – tłumaczy w rozmowie z naTemat.pl ojciec Emilii Witold Sambor.
Rodzina z Radomska była od lat zaprzyjaźniona ze światem muzyki. Dyplomem muzycznym może się pochwalić starsze rodzeństwo Emilii. Siostra jest śpiewaczką operową w Katowicach, brat – w Gdańsku. Inny brat, choć został lekarzem, również ukończył szkołę muzyczną. Naukę w klasie fortepianu ma za sobą także Emilia. – Wciąż uwielbiam grać. Zasiadam do fortepianu w każdej wolnej chwili – tłumaczy dziewczyna.
To jednak balet został prawdziwą pasją Emilii. Szybko dostrzeżono jej talent. – Wykładowcy w Częstochowie twierdzili, że córka ma odpowiednie fizyczne warunki do baletu – tłumaczy Witold Sambor. Co to oznacza? – Sami wciąż do końca nie rozumiemy – śmieje się ojciec Emilii. – Stopa córki jest ponoć podręcznikowym przykładem stopy baletowej. Ma wysokie podbicie, z łatwością wygina się w łuk. Wszyscy wykładowcy zawsze zwracali na to szczególną uwagę – dodaje.
Dziewczynka szybko więc zaczęła swoją przygodę ze sceną. W wieku 5 lat występowała w Filharmonii Częstochowskiej, rok później wyjechała na tournée do Belgii. Ostatnie 10 lat życia Emilii to średnio 5-6 godzin tańca dziennie, występy, konkursy i zmiana miast. Z Częstochowy trafiła do szkoły baletowej w Łodzi. Stamtąd jako pierwsza Polka w historii do L'École de Danse de L'Opéra National de Paris, uznawanej za najbardziej prestiżową szkołę baletową na świecie.
Z Radomska do Paryża.
Nauka w Paryżu to wieloletnie marzenie Emilii. Po to by dostać się do tej szkoły, baletnica z Polski musiała pokonać kilkuset najlepszych tancerzy z całego świata i jako jedyna tancerka z Europy dostać się do finału Międzynarodowego Baletowego Konkursu Stypendialnego Youth America Grand Prix. Największego i najbardziej prestiżowego konkursu baletowego na świecie dla młodzieży w wieku 9-19 lat.
– Przygotowania nie należały do najłatwiejszych – wspomina Witold Sambor. Przez dwa i pół miesiąca Emilia wraz z rodzicami każdego weekendu wsiadała do pociągu i jechała do Berlina. Tam czekał na nią Wiesław Dudek wraz ze swoją żoną, baletnicą Opery Berlińskiej Japonką Schoko Nakamurą. Słynni tancerzy pomagali Emilii z przygotowaniem układu choreograficznego, który miała zaprezentować na występie w Nowym Jorku.
Finał konkursu odbywał się w słynnym Lincoln Center. – Było tam kilka tysięcy widzów. Nie zastanawiałam się, czy oglądał mnie prezydent czy koleżanka. Skupiłam się na tańcu – wspomina Emilia. Wysiłek się opłacił. Polka dostała się do czołówki najlepszych tancerzy. Posypały się się propozycje z całego świata. Szkoły baletowe z Nowego Yorku, Stuttgartu, Wiednia, Monte Carlo chciały widzieć Emilię w gronie swoich uczniów. Wybrała jednak Paryż. – Była zdecydowanie za mała na naukę poza Europą – tłumaczy ojciec Emilii.
Dobrej baletnicy nie przeszkadza rąbek u spódnicy
Emilia nie znała francuskiego. Wraz z nauczycielem ćwiczyła więc 8 godzin dziennie przez trzy miesiące wakacji. – Zdobyła solidne podstawy. Dziś mówi biegle jak rodowita Paryżanka – mówi pan Witold.
Do happy endu wciąż jednak daleko. Największym marzeniem Emilii jest dotrwanie do dyplomu. Nic dziwnego, skoro swojego miejsca w klasie musi bronić każdego roku. Egzaminy, które decydują, czy uczeń załapie się na kolejny rok nauki, odbywają się na przełomie czerwca i lipca. – Do ostatniej chwili nie wiem, czy się dostanę – mówi Emilia. W tym roku się udało. Za kilka dni baletnica zaczyna trzeci rok nauki w Paryżu.
To jednak nie koniec poprzeczek. Podczas gdy Emilia wyciska siódme poty, ćwicząc piruety, jej rodzice dwoją się i troją, by zyskać pieniądze na naukę córki. – Sam pobyt w Paryżu to wydatek rzędu tysiąca euro miesięcznie. Do tego dochodzą koszty przejazdów. Córka co 1,5 miesiąca ma 2 tygodnie wolnego. Na ten czas przyjeżdża do domu do Radomska – wylicza ojciec Emilii. – A przecież rodzina w Polsce musi w tym czasie z czegoś się utrzymywać. To ogromne pieniądze jak na nasz budżet – dodaje. Witold Sambor opanował więc sztukę pozyskiwania funduszy do perfekcji.
– Musiało minąć trochę czasu, zanim się dowiedziałem, gdzie warto składać wnioski i ubiegać się o stypendium. Trudno uzyskać wsparcie od prywatnych instytucji czy biznesmenów. W Polsce nie ma świadomości, że warto inwestować w kulturę. Balet również nie cieszy się dużą popularnością. Zdecydowanie bardziej pomocne są państwowe fundacje – dodaje. Zaznacza, że tegoroczna nauka Emilii w Paryżu została sfinansowana przez Narodowy Centrum Kultury (NCK). Emilia uzyskała stypendium w ramach programu Młoda Polska skierowanego do młodych utalentowanych artystów. – O tym, gdzie pozyskać fundusze na kolejny rok, pomyślimy później – dodaje ojciec młodej baletnicy.
Rodzina Sambor nie zamierza jednak przejmować się trudnościami. – Wiadomo, czasem miewam chwile zwątpienia, gdy zamiast relaksować się jak inni, wybieram ćwiczenia przy drążku – tłumaczy. – Wiem jednak, że trzeba te chwile słabości przetrwać, bo spełniam swoje marzenia – dodaje. Gdzie Emilia chce znaleźć się za kilka lat? Odpowiada bez namysłu: „W gronie legendarnej trupy baletowej przy Operze Paryskiej”.
Artykuł powstał we współpracy z Narodowym Centrum Kultury.