16-letnia Radomszczanka przy wzroście 168 cm waży 48 kg. Zapewnia, że głodówki baletnic to mit. Tancerki muszą dobrze się odżywiać, by mieć siły na wielogodzinne ćwiczenia przy drążku
16-letnia Radomszczanka przy wzroście 168 cm waży 48 kg. Zapewnia, że głodówki baletnic to mit. Tancerki muszą dobrze się odżywiać, by mieć siły na wielogodzinne ćwiczenia przy drążku fot. Liza Voll
Reklama.
Rodzina z Radomska była od lat zaprzyjaźniona ze światem muzyki. Dyplomem muzycznym może się pochwalić starsze rodzeństwo Emilii. Siostra jest śpiewaczką operową w Katowicach, brat – w Gdańsku. Inny brat, choć został lekarzem, również ukończył szkołę muzyczną. Naukę w klasie fortepianu ma za sobą także Emilia. – Wciąż uwielbiam grać. Zasiadam do fortepianu w każdej wolnej chwili – tłumaczy dziewczyna.
To jednak balet został prawdziwą pasją Emilii. Szybko dostrzeżono jej talent. – Wykładowcy w Częstochowie twierdzili, że córka ma odpowiednie fizyczne warunki do baletu – tłumaczy Witold Sambor. Co to oznacza? – Sami wciąż do końca nie rozumiemy – śmieje się ojciec Emilii. – Stopa córki jest ponoć podręcznikowym przykładem stopy baletowej. Ma wysokie podbicie, z łatwością wygina się w łuk. Wszyscy wykładowcy zawsze zwracali na to szczególną uwagę – dodaje.
logo
Emilia w swoim pokoju w internacie w Paryżu w trakcie przygotowywania point. fot. archiwum prywatne rodziny Sambor
Dziewczynka szybko więc zaczęła swoją przygodę ze sceną. W wieku 5 lat występowała w Filharmonii Częstochowskiej, rok później wyjechała na tournée do Belgii. Ostatnie 10 lat życia Emilii to średnio 5-6 godzin tańca dziennie, występy, konkursy i zmiana miast. Z Częstochowy trafiła do szkoły baletowej w Łodzi. Stamtąd jako pierwsza Polka w historii do L'École de Danse de L'Opéra National de Paris, uznawanej za najbardziej prestiżową szkołę baletową na świecie.

Z Radomska do Paryża.
Nauka w Paryżu to wieloletnie marzenie Emilii. Po to by dostać się do tej szkoły, baletnica z Polski musiała pokonać kilkuset najlepszych tancerzy z całego świata i jako jedyna tancerka z Europy dostać się do finału Międzynarodowego Baletowego Konkursu Stypendialnego Youth America Grand Prix. Największego i najbardziej prestiżowego konkursu baletowego na świecie dla młodzieży w wieku 9-19 lat.
– Przygotowania nie należały do najłatwiejszych – wspomina Witold Sambor. Przez dwa i pół miesiąca Emilia wraz z rodzicami każdego weekendu wsiadała do pociągu i jechała do Berlina. Tam czekał na nią Wiesław Dudek wraz ze swoją żoną, baletnicą Opery Berlińskiej Japonką Schoko Nakamurą. Słynni tancerzy pomagali Emilii z przygotowaniem układu choreograficznego, który miała zaprezentować na występie w Nowym Jorku.
Finał konkursu odbywał się w słynnym Lincoln Center. – Było tam kilka tysięcy widzów. Nie zastanawiałam się, czy oglądał mnie prezydent czy koleżanka. Skupiłam się na tańcu – wspomina Emilia. Wysiłek się opłacił. Polka dostała się do czołówki najlepszych tancerzy. Posypały się się propozycje z całego świata. Szkoły baletowe z Nowego Yorku, Stuttgartu, Wiednia, Monte Carlo chciały widzieć Emilię w gronie swoich uczniów. Wybrała jednak Paryż. – Była zdecydowanie za mała na naukę poza Europą – tłumaczy ojciec Emilii.
Dobrej baletnicy nie przeszkadza rąbek u spódnicy
Emilia nie znała francuskiego. Wraz z nauczycielem ćwiczyła więc 8 godzin dziennie przez trzy miesiące wakacji. – Zdobyła solidne podstawy. Dziś mówi biegle jak rodowita Paryżanka – mówi pan Witold.
Do happy endu wciąż jednak daleko. Największym marzeniem Emilii jest dotrwanie do dyplomu. Nic dziwnego, skoro swojego miejsca w klasie musi bronić każdego roku. Egzaminy, które decydują, czy uczeń załapie się na kolejny rok nauki, odbywają się na przełomie czerwca i lipca. – Do ostatniej chwili nie wiem, czy się dostanę – mówi Emilia. W tym roku się udało. Za kilka dni baletnica zaczyna trzeci rok nauki w Paryżu.
To jednak nie koniec poprzeczek. Podczas gdy Emilia wyciska siódme poty, ćwicząc piruety, jej rodzice dwoją się i troją, by zyskać pieniądze na naukę córki. – Sam pobyt w Paryżu to wydatek rzędu tysiąca euro miesięcznie. Do tego dochodzą koszty przejazdów. Córka co 1,5 miesiąca ma 2 tygodnie wolnego. Na ten czas przyjeżdża do domu do Radomska – wylicza ojciec Emilii. – A przecież rodzina w Polsce musi w tym czasie z czegoś się utrzymywać. To ogromne pieniądze jak na nasz budżet – dodaje. Witold Sambor opanował więc sztukę pozyskiwania funduszy do perfekcji.
logo
Emilia z koleżankami z klasy w szkole baletowej w Paryżu. fot. archiwum prywatne rodziny Sambor
– Musiało minąć trochę czasu, zanim się dowiedziałem, gdzie warto składać wnioski i ubiegać się o stypendium. Trudno uzyskać wsparcie od prywatnych instytucji czy biznesmenów. W Polsce nie ma świadomości, że warto inwestować w kulturę. Balet również nie cieszy się dużą popularnością. Zdecydowanie bardziej pomocne są państwowe fundacje – dodaje. Zaznacza, że tegoroczna nauka Emilii w Paryżu została sfinansowana przez Narodowy Centrum Kultury (NCK). Emilia uzyskała stypendium w ramach programu Młoda Polska skierowanego do młodych utalentowanych artystów. – O tym, gdzie pozyskać fundusze na kolejny rok, pomyślimy później – dodaje ojciec młodej baletnicy.
Rodzina Sambor nie zamierza jednak przejmować się trudnościami. – Wiadomo, czasem miewam chwile zwątpienia, gdy zamiast relaksować się jak inni, wybieram ćwiczenia przy drążku – tłumaczy. – Wiem jednak, że trzeba te chwile słabości przetrwać, bo spełniam swoje marzenia – dodaje. Gdzie Emilia chce znaleźć się za kilka lat? Odpowiada bez namysłu: „W gronie legendarnej trupy baletowej przy Operze Paryskiej”.

Artykuł powstał we współpracy z Narodowym Centrum Kultury.