Prawicowa dziennikarka Joanna Lichocka będzie jedynką PiS w Kaliszu, co w praktyce gwarantuje jej mandat poselski. Ten transfer zupełnie mnie nie dziwi i też jakoś trudno zdobyć mi się na oburzenie. Ale oburzona powinna być sama Lichocka, dotychczas pozująca na ostatnią ostoję moralności w zalanym przez sługusów PO dziennikarskim światku.
Gwiazda Telewizji Republika i "Gazety Polskiej" Joanna Lichocka będzie kandydować do Sejmu z listy Prawa i Sprawiedliwości. Jedynka w Kaliszu wydaje się być nagrodą za długoletnie chwalenie partii Jarosława Kaczyńskiego w tekstach i programach. Przykładów jest aż nadto.
I tak dalej, i tak dalej... Najbardziej jaskrawym przejawem zaangażowania Lichockiej po jednej stronie było pytanie, jakie zadała podczas debaty prezydenckiej w 2010 r., a które w istocie było tyradą przeciwko środowisku Bronisława Komorowskiego. Ale przecież zaangażowana twórczość Lichockiej nie jest wcale odosobniona wśród tzw. niezależnych dziennikarzy. Przecież wiadomo, że "niezależni" nie walczą o sprzedaż (co widać chociażby po wynikach "Gazety Polskiej Codziennie" czy "w Sieci"), ale o to, by przypodobać się PiS-owi.
Dlatego nie dziwię się zmianie jednego sposobu wspierania PiS na drugi. Do tego trudno mi się oburzać na Lichocką. Zresztą na listach partii jest też Krzysztof Czabański, szef Polskiego Radia z nadania PiS. Przejście z dziennikarstwa do polityki to nic nowego, choć proces ten stracił w ostatnich kilku latach na sile. Teraz dziennikarze zmęczeni zawodem zostają rzecznikami instytucji lub spółek Skarbu Państwa. Lichocka postanowiła pójść krok dalej i przejść do polityki. Ma do tego prawo (ale już nie do powrotu z polityki do dziennikarstwa).
Ale jest ktoś, kogo takie zachowanie zdecydowanie powinno oburzyć. To - tak, tak - Joanna Lichocka. Bo publicystka "Gazety Polskiej" poza wspieraniem ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego wiele czasu i energii poświęcała też na tropienie tych, którzy PiS-u nie wspierają, a szczególnie tych, którzy ośmielą się skrytykować tę partię w mediach. To tylko przykłady z ostatnich kilkunastu dni.
Dlatego jeśli przez lata Lichocka była samozwańczym sumieniem dziennikarstwa, powinna się tak zachować (chociaż raz). Dlatego nie wygląda dobrze, jeśli Lichocka rano jest jeszcze dziennikarką, a po południu jest już politykiem. Powinien istnieć okres kwarantanny, choć trudno określić jak długi. Może według Lichockiej kilka godzin wystarczy?
Prawica uwielbia recenzować pracę innych, choć sama często łamie standardy. I nie chodzi już nawet o ostentacyjne wspieranie PiS, bo to każdy widzi. Ale pozowanie na "niezależną" dziennikarkę, by dzień później wystartować w wyborach, albo blogowanie i pisanie tekstów publicystycznych podczas pracy w sztabie wyborczym, to za dużo. Jednak oprócz miłości niezależnych dziennikarzy do PiS-u jest rozwinięta jeszcze jedna, bardzo silna cecha: moralność Kalego.
Jest zatem zaplecze, społeczne oparcie niezbędne do przebudowy państwa. Twórca sukcesu Jarosław Kaczyński ma podstawy, by wierzyć, że projekt dobrej zmiany się uda – prezydent Duda ma i oby miał nadal wsparcie rosnącego w siłę społeczeństwa obywatelskiego.Czytaj więcej
Joanna Lichocka
Niektórzy z nich nie umieją inaczej – styl wynieśli ze stalinowskich domów. Inni są po prostu przez władzę opłacani – i tak, jak Pluszak Premiera zrobią wszystko w obronie swoich poborów. Nie warto jednak tego nagłaśniać. Niezależne media nie mogą być pudłem rezonansowym funkcjonariuszy.Czytaj więcej