Polski przedsiębiorca chciał zatrudnić Hindusów zamiast Polaków. Musiał jednak zmienić plany
Polski przedsiębiorca chciał zatrudnić Hindusów zamiast Polaków. Musiał jednak zmienić plany Fot. Shutterstocka
Reklama.
Pracują świątek piątek
Na początku roku do urzędu pracy w Toruniu wpłynęła atrakcyjnie wyglądająca oferta. Oto lokalny przedsiębiorca poszukuje 200 osób do pracy przy produkcji gilz. Jest tylko jeden problem – wymagania. Szef chce pracownika, który ma wykształcenie zawodowe i hardo dobrą znajomość języka angielskiego.
"Te dwa elementy rzadko idą w parze... Pracodawca ma prawo zatrudnić obcokrajowca, gdy nie znajduje odpowiedniego Polaka. Wystąpienie Del Vis do PUP w Chełmży było więc przygotowaniem sobie gruntu" – komentuje potem lokalny portal.
Ten przedsiębiorca to właśnie Krzysztof Wiśniewski. Dlaczego chciał sprowadzić do firmy 200 Hindusów? Wtedy tłumaczył, że zna Indie, a "Hindusi to spokojni i dobrzy pracownicy". – Praca po 10-12 godzin w piątek i świątek nie jest dla nich problemem. Nie narzekają. A z wynagrodzenia zbliżonego do tego, jakie otrzymują u mnie Polacy, byliby bardzo zadowoleni – mówił.
Jak stwierdził, ma już indyjskie maszyny, które dostosowuje teraz do unijnych wymogów. Dlatego myśli o pracownikach. A Hindusi nie dość, że pracowaliby ciężko, to sami opłacaliby sobie ubezpieczenie.
"Bezczelnie mówi o wyzysku"
Od momentu, gdy Wiśniewski szumnie ogłaszał swoje plany, minęło kilka miesięcy. Okazuje się, że Hindusi jednak nie przyjechali do Polski i nie zostali zatrudnieni w firmie Del Vis. Przedsiębiorca dość niejasno mówi o powodach.
– Pozmieniało się, na razie zrezygnowałem z zatrudnienia Hindusów. Chodziło o względy techniczne – o terminy, których firmy nie dotrzymały w zakresie ustawienia produkcji maszyn – przekonuje dziś w rozmowie z naTemat.
Wiśniewski ostatecznie zatrudnił Polaków. Jednak w tle tej decyzji jest niemało kontrowersji. "Względy techniczne" to jedno, ale prawda jest taka, że komentatorzy – głównie na lokalnych portalach – niemal zlinczowali przedsiębiorcę za pomysł zastąpienia Polaków Hindusami.
"Tym panem powinny się zająć odpowiednie służby. Przecież on bezczelnie mówi o przyszłym wyzysku ludzi, którzy sami sobie będą musieli opłacić ubezpieczenie (czyli to nie będzie umowa o pracę) oraz będą zmuszeni pracować po 10-12 h bez względu na dzień, bo inaczej robią wypad" – brzmi jeden z komentarzy na portalu
Większość wpisów utrzymana jest w podobnym tonie. "Proponuje, aby swoje wyroby też sprzedawał do Indii. Pytanie, jak mają być tańszą siłą roboczą. Będą pracować za 500 zł. Tą firmą powinna się zainteresować skarbówka i inspekcja pracy oraz ZUS" – komentuje inny internauta.
Komentarz z nowosci.com.pl

Z tego co widać facet w bezczelny sposób chce obejść przepisy. Ma możliwość zatrudnienia z poza UE tylko jak brakuje siły roboczej o takich kwalifikacjach jak potrzebuje na rynku lokalnym. Ewidentnie widać, że jest to ordynarna próba oszustwa.

"Bezrobocie? Tylko na papierze..."
Wiśniewski ma świadomość, że wokół jego inicjatywy zapanowała właśnie taka atmosfera. Też dostrzegł, że ludzie pisali: "w powiecie jest prawie 20 proc. bezrobocie, a on chce sprowadzać do pracy Hindusów".
Tyle że sam zwraca uwagę na co innego. – Tak, jest 20 proc. bezrobocie, ale jako tako pracowników rzeczywiście brakuje. U mnie nie ma jakichś specjalnych wymagań. Potrzebuję mechaników do obsługi maszyn, z językiem angielskim, choćby w małym stopniu znajomości. Znalazłem takich, ale z wielkim trudem. Bo ludzie jakoś nie garnęli się do pracy – zaznacza.
Jak twierdzi, "bezrobocie jest na papierze", a ci oburzeni na pomysł sprowadzania Hindusów nie zdają sobie sprawy, że właśnie to jest przyszłość. – Nastawienie otoczenia jest takie, a nie inne. Jeszcze nie jesteśmy gotowi – kwituje.

Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl