Krzysztof Wiśniewski, właściciel firmy Del Vis spod Torunia, kilka miesięcy temu ogłosił, że sprowadzi z Indii pracowników, którzy są lepsi i tańsi niż Polacy. I się zaczęło. "Cwaniactwo", 'wyzysk", "zdrada" – pisali o nim lokalni komentatorzy. – Z różnych powodów musiałem zrezygnować z planów. Reakcja mnie zaskoczyła, bo co z tego, że jest bezrobocie, jak pracownika znaleźć trudno – mówi dziś przedsiębiorca.
Pracują świątek piątek
Na początku roku do urzędu pracy w Toruniu wpłynęła atrakcyjnie wyglądająca oferta. Oto lokalny przedsiębiorca poszukuje 200 osób do pracy przy produkcji gilz. Jest tylko jeden problem – wymagania. Szef chce pracownika, który ma wykształcenie zawodowe i hardo dobrą znajomość języka angielskiego.
"Te dwa elementy rzadko idą w parze... Pracodawca ma prawo zatrudnić obcokrajowca, gdy nie znajduje odpowiedniego Polaka. Wystąpienie Del Vis do PUP w Chełmży było więc przygotowaniem sobie gruntu" – komentuje potem lokalny portal.
Ten przedsiębiorca to właśnie Krzysztof Wiśniewski. Dlaczego chciał sprowadzić do firmy 200 Hindusów? Wtedy tłumaczył, że zna Indie, a "Hindusi to spokojni i dobrzy pracownicy". – Praca po 10-12 godzin w piątek i świątek nie jest dla nich problemem. Nie narzekają. A z wynagrodzenia zbliżonego do tego, jakie otrzymują u mnie Polacy, byliby bardzo zadowoleni – mówił.
Jak stwierdził, ma już indyjskie maszyny, które dostosowuje teraz do unijnych wymogów. Dlatego myśli o pracownikach. A Hindusi nie dość, że pracowaliby ciężko, to sami opłacaliby sobie ubezpieczenie.
"Bezczelnie mówi o wyzysku"
Od momentu, gdy Wiśniewski szumnie ogłaszał swoje plany, minęło kilka miesięcy. Okazuje się, że Hindusi jednak nie przyjechali do Polski i nie zostali zatrudnieni w firmie Del Vis. Przedsiębiorca dość niejasno mówi o powodach.
– Pozmieniało się, na razie zrezygnowałem z zatrudnienia Hindusów. Chodziło o względy techniczne – o terminy, których firmy nie dotrzymały w zakresie ustawienia produkcji maszyn – przekonuje dziś w rozmowie z naTemat.
Wiśniewski ostatecznie zatrudnił Polaków. Jednak w tle tej decyzji jest niemało kontrowersji. "Względy techniczne" to jedno, ale prawda jest taka, że komentatorzy – głównie na lokalnych portalach – niemal zlinczowali przedsiębiorcę za pomysł zastąpienia Polaków Hindusami.
"Tym panem powinny się zająć odpowiednie służby. Przecież on bezczelnie mówi o przyszłym wyzysku ludzi, którzy sami sobie będą musieli opłacić ubezpieczenie (czyli to nie będzie umowa o pracę) oraz będą zmuszeni pracować po 10-12 h bez względu na dzień, bo inaczej robią wypad" – brzmi jeden z komentarzy na portalu
Większość wpisów utrzymana jest w podobnym tonie. "Proponuje, aby swoje wyroby też sprzedawał do Indii. Pytanie, jak mają być tańszą siłą roboczą. Będą pracować za 500 zł. Tą firmą powinna się zainteresować skarbówka i inspekcja pracy oraz ZUS" – komentuje inny internauta.
"Bezrobocie? Tylko na papierze..."
Wiśniewski ma świadomość, że wokół jego inicjatywy zapanowała właśnie taka atmosfera. Też dostrzegł, że ludzie pisali: "w powiecie jest prawie 20 proc. bezrobocie, a on chce sprowadzać do pracy Hindusów".
Tyle że sam zwraca uwagę na co innego. – Tak, jest 20 proc. bezrobocie, ale jako tako pracowników rzeczywiście brakuje. U mnie nie ma jakichś specjalnych wymagań. Potrzebuję mechaników do obsługi maszyn, z językiem angielskim, choćby w małym stopniu znajomości. Znalazłem takich, ale z wielkim trudem. Bo ludzie jakoś nie garnęli się do pracy – zaznacza.
Jak twierdzi, "bezrobocie jest na papierze", a ci oburzeni na pomysł sprowadzania Hindusów nie zdają sobie sprawy, że właśnie to jest przyszłość. – Nastawienie otoczenia jest takie, a nie inne. Jeszcze nie jesteśmy gotowi – kwituje.
Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl
Reklama.
Udostępnij: 175
Komentarz z nowosci.com.pl
Z tego co widać facet w bezczelny sposób chce obejść przepisy. Ma możliwość zatrudnienia z poza UE tylko jak brakuje siły roboczej o takich kwalifikacjach jak potrzebuje na rynku lokalnym. Ewidentnie widać, że jest to ordynarna próba oszustwa.