Czy istnieje coś takiego jak hierarchia blokowiska? Jeśli uznać, że tak, najniżej (dosłownie) w drabinie osiedlowej znajdą się mieszkańcy parteru. Zadowolenie mieszkańców bloków często rośnie wraz z piętrem, a razem z satysfakcją w górę szybują też ceny mieszkań i prestiż. Parter ciągle kojarzy się z stosunkowo niskim komfortem: brakiem bezpieczeństwa, okrojoną prywatnością i wścibskimi sąsiadami zaglądającymi przez firanki do pokoju. Górne partie bloku z kolei to synonim zamożności - to przecież właśnie tam ulokowane są często najbardziej luksusowe mieszkania: lofty i apartamentowce.
Niższa cena nie przekonuje
O tym, że mieszkania na parterze nie jest łatwo sprzedać, najlepiej wie branża deweloperska. Potencjalnych klientów często nie przekonuje argument finansowy i to, że im niżej znajduje się lokum, tym mniej pieniędzy będą musieli wyłożyć z własnej kieszeni. Eksperci z branży nieruchomości twierdzą, że coś drgnęło, a parter zaczyna cieszyć się większym zainteresowaniem, ale trudno nie odnieść wrażenia, że przemawia przez nich nadmierny optymizm, a klienci i tak wiedzą swoje.
– Zdarzyło mi się mieszkać na parterze. Nie wspominam tego czasu miło. Miałam wrażenie, że sąsiedzi nieustannie wścibiają mi nos przez okno. Nabawiłam się jakiegoś rodzaju paranoi, że wszyscy mnie obserwują, a ja jestem wystawiona na widok – mówi nam Ewelina Wojciechowska z Warszawy, która dzisiaj jest posiadaczką mieszkania na trzecim piętrze na jednym z osiedli na warszawskim Bemowie.
Co mówią liczby?
Z danych Metrohouse, który dwa lata temu wziął pod lupę ceny mieszkań na najniżej kondygnacji wynika, że na przestrzeni czterech lat (od 2009 roku do 2012) zainteresowanie mieszkaniami na parterze nieznacznie wzrosło - o 4,9 pkt. proc. – Wzrost sprzedaży mieszkań na parterze z pewnością nie jest pochodną ceny. Z wyliczeń wynika, że różnice w średniej cenie m kw. wszystkich sprzedawanych mieszkań a transakcjami na parterze nie są znaczące. Taki zakup nominalnie jest najbardziej opłacalny w Warszawie, gdzie m kw. mieszkania na parterze jest tańszy średnio o 243 zł – pisali wówczas autorzy raportu.
– Z moich obserwacji wynika, że duża część mieszkań sprzedawanych na parterach to mieszkania z ogródkiem w nowym budownictwie. Budynki powstałe w ostatnich kilkunastu latach dają większe poczucie bezpieczeństwa, osiedla są strzeżone, monitorowane, zamknięte. Jednocześnie parter z ogródkiem to idealne miejsce dla rodzin z dziećmi lub osób posiadających np. psa, a zdecydowanie tańsze i lepiej zlokalizowane niż większość domów – komentowała Ewa Mielczarczyk z warszawskiego oddziału Metrohouse.
Obecnie średnia cena za m kw. mieszkania w większych miejskich ośrodkach rośnie wraz z piętrem o średnio 150 zł. Specjaliści szacują, że m kw. na parterze jest tańszy o o ok. 5 proc. Mieszkańcy ostatnich pięter muszą wysupłać więcej pieniędzy niż lokatorzy parteru, ale to ich wcale nie odstrasza. – Od trzech lat mieszkam na przedostatnim piętrze i nigdy w życiu nie zamieszkałbym na poziomie, z którego jedyne co mogę zobaczyć to śmietnik, jak u mojej babci, która nie miała za bardzo kiedyś wyboru i przydzielono jej mieszkanie na parterze – mówi Jolanta Strychalska z Torunia. – Planuję kupić mieszkanie i zrobiłem niedawno rekonesans po cenach mieszkań. Deweloperzy żądają większych pieniędzy nawet za mniejszy metraż na pierwszym piętrze niż za sporo większe mieszkanie na parterze. Potwierdziły się moje przeczucia, że piętro słono kosztuje – opowiada nam mieszkaniec stolicy.
Parter to najgorsze co może być?
Od lat pokutuje przekonanie, że zadowolenie z życia na parterze jest współmierne do wysokości, na której znajduje się lokum. Wśród największych mankamentów jednym tchem wymienia się: nadmierny hałas, zimno, które ciągnie od piwnic i podłoża, brak prywatności, zwiększone ryzyko włamań, brak balkonu i mało atrakcyjny widok za oknem, słabe nasłonecznienie. Takich problemów nie spotkamy już raczej w nowym budownictwie, bo deweloperzy zdążyli się zorientować, że żeby odczarować mit "złego parteru", muszą się postarać. Dlatego teraz coraz więcej mieszkań na parterze ma w pakiecie np. ogród.
– Miałam mieszkanie na parterze z ogrodem i muszę przyznać, że nie było szczególnych powodów do narzekania, no, może poza odgłosem szurania i tupania, które dawało we znaki. Zdarzało się, że kiedy robiło się ciepło i otwieraliśmy okna, do wnętrza wchodziły np. ślimaki. Ogródek był wielkim plusem tego lokum, ale czasem nie było łatwo o niego zadbać, bo sąsiedzi traktowali go trochę też jak swoją własność i wyrzucali do niego śmieci, niedopałki papierosów. Wcześniej też przez wiele lat mieszkałam na parterze w domu rodzinnym. Tam największym minusem były względy bezpieczeństwa - w przeciwieństwie do właścicieli mieszkań na wyższych piętrach, nie można było u nas zostawić otwartych okien – wspomina Marta z Warszawy.
Dr Jacek Gądecki, socjolog przestrzeni zauważa, że żeby poszukać korzeni dzisiejszej niechęci do parteru, trzeba się cofnąć do czasów komunistycznych. – Pamiętam, że właśnie wtedy wyższe piętra miały status bardziej prestiżowych lokali niż parter. Takie przekonanie szczególnie odnosiło się do pierwszego, drugiego i trzeciego piętra. Myślę, że to może mieć jakiś związek z dzisiejszym postrzeganiem tych lokali i ich waloryzacją, również na rynku deweloperskim, chociaż żeby potwierdzić takie intuicyjne rozumowanie, trzeba by prześwietlić historię komunistycznych spółdzielni mieszkaniowych.
Katarzyna Godlewska, właścicielka mieszkania na parterze od czterech miesięcy próbuje bezskutecznie sprzedać lokum na warszawskim Żoliborzu. – W kółko słyszę to samo: "ładne mieszkanie, szkoda, że nie jest trochę wyżej". Co mam powiedzieć takiemu klientowi? Mogę zasugerować, że jak zamieszka wyżej i padnie winda, to się zmacha wchodząc po schodach. Wygląda na to, że wielu amatorów parteru po prostu nie ma.