Słuchając związkowców skandujących "Nasz prezydent! Nasz prezydent!" ma się wrażenie, że to naprawdę ich prezydent. Andrzej Duda przyznał szefowi "Solidarności" przywilej do upominania go, "gdyby się zagubił". To niebezpieczny precedens, bo związek to nie żadna czwarta (czy piąta) władza, ale zwykła organizacja lobbingowa. Może prezydent da też takie prawo szefowi Biedronki albo polskiego oddziału Volkswagena?
"Robotnik potęgą jest i basta" – trzeba stwierdzić, parafrazując Wyspiańskiego. A teraz jest na fali wznoszącej. – I jeżeli kiedykolwiek Andrzej Duda by się zagubił i w taki sposób mówił, to panie przewodniczący upoważniam pana dzisiaj do zwrócenia wtedy uwagi prezydentowi RP, jeżeli Andrzej Duda nim wtedy nadal będzie – powiedział Andrzej Duda Piotrowi Dudzie.
Lobbysta
To działanie absolutnie bez precedensu, by prezydent składał coś na kształt hołdu lennego organizacji zajmującej się lobbingiem. Bo tym w istocie jest "Solidarność". Jej szef Piotr Duda to człowiek do forsowania w rządzie i Sejmie interesów konkretnej grupy, tak jak pani Klara Banaszewska ma reprezentować interesy Wongi i Ubera, a pan Paweł Buda na rzecz Krajowej Izby Biopaliw. Pełną listę zarejestrowanych lobbystów można znaleźć na stronie Sejmu, ale nie ma tam Piotra Dudy.
Dostaje też za to wynagrodzenie, i to sowite. W 2013 roku jego pensja wynosiła ok. 11 tys. zł, do tego służbowe mieszkania w Gdańsku i w Warszawie, samochód z kierowcą i fundusz reprezentacyjny. Poza tym Piotr Duda zasiadał też w radzie nadzorczej należącej do związku, ale nie ujawniał dochodów z tego tytułu.
Dług
Szef "Solidarności" jest jednak znacznie potężniejszy niż lobbingowe płotki z Sejmu, które mogą jedynie przekonywać polityków argumentami, raportami i analizami. Duda ma też swoje oddziały szturmowe, które pokazały co potrafią podczas głosowań nad podniesieniem wieku emerytalnego, kiedy przez kilka godzin posłowie byli uwięzieni na terenie Sejmu. Podobny rodzaj nacisku został też użyty podczas głosowania nad wnioskiem referendalnym Andrzeja Dudy w Senacie.
Bo od wielu miesięcy trwa współpraca między panami Dudami układa się wzorowo. Zaczęła się już w kampanii prezydenckiej: związek postawił na kandydata PiS, oficjalnie go popierając. Teraz Andrzej Duda spłaca dług wobec Piotra Dudy. Nie tylko pojawiając się na kolejnych uroczystościach organizowanych przez związek, ale przede wszystkim gra ze związkiem przeciw Platformie. Najpierw prezydent spotkał się z Dudą (i autorami innych referendów), a później złożył do Senatu wniosek ws. głosowania nad obniżeniem wieku emerytalnego.
Nadprezydent– Dziękuję całej "Solidarności", bo dzięki wam tutaj jestem – powiedział prezydent przed koncertem "My Naród" w Gdańsku. Tłum zaczął skandować "dziękujemy, dziękujemy". – Nie, to ja dziękuję – powiedział Duda. I rzeczywiście Duda na każdym kroku pokazuje, że ma wobec związkowców dług wdzięczności. Z kolei słuchając związkowców skandujących "Nasz prezydent! Nasz prezydent!" ma się wrażenie, że to naprawdę ich prezydent.
A apetyty związkowców będą rosły, szczególnie jeśli władzę przejmie PiS, od lat blisko związany z "Solidarnością". Jej były szef jest dzisiaj posłem PiS, a obecny wielokrotnie pojawiał się na partyjnych imprezach. Bo związek to potęga. Około 700 tys. członków w ok. 8 tys. organizacji zakładowych. Do tego spory majątek. Jak spory? – Nie ujawnimy takich danych – ucina Marek Lewandowski, rzecznik "Solidarności". Podobną odpowiedź usłyszał w 2013 roku dziennikarz "Dziennika Gazety Prawnej".
Na bogato
– Związek jest niezależny. Zjazd Krajowy powołuje komisję rewizyjną. Informowanie o finansach związku to są obowiązki wobec jego członków – przekonuje Lewandowski. Przyznaje jednak, że majątek jest spory. – Nie jest tajemnicą, że przejęliśmy część majątku po związkach komunistycznych, mamy swoje hotele, tego majątku jest sporo – dodaje. To m.in. biurowce w Białymstoku, Kielcach i Warszawie, do tego ośrodek wczasowy i sanatorium w Kołobrzegu oraz hotele w Gdańsku i w Kielcach.
Można się spodziewać, że teraz "Solidarność" czekają tłuste lata. Dzięki wpływom w PiS związek wywalczył sobie pozycję dodatkowego organu władzy, a nawet nadzorcy rządzących, bo chyba tak należy rozumieć słowa Andrzeja Dudy. Problem jest taki, że ja tej władzy nigdzie nie wybierałem. Mogę zagłosować na posła, senatora, prezydenta, oni wspólnie sprawują pieczę nad trzecią częścią systemu, czyli władzą sądowniczą.
A kto sprawuje nadzór nad Piotrem Dudą? Związkowcy, którzy rozliczają go ze skuteczności. Ale jeśli ktoś do "Solidarności" nie należy, jest tego prawa pozbawiony. Oczywiście trudno sobie wyobrazić, żebyśmy wszyscy w wyborach wybierali "Solidarności" szefa. Dlatego jedynym rozwiązaniem jest ograniczenie wpływu Piotra Dudy na politykę. Nie postuluję prawnych ograniczeń działań "Solidarności", ale raczej pokazywanie, że propozycje, które forsuje jej szef, zaszkodzą naszej gospodarce.