Do tej pory brytyjscy bankierzy często czuli się bezkarni. Nawet jeśli podejmowali złe decyzje, zawsze uchodziło im to płazem. Tym razem jednak miarka się przebrała. Lloyds Banking Group, jeden ze światowym potentatów finansowych, nałożył na swoich dziesięciu urzędników przełomowe grzywny. Łącznie muszą oddać ok. 2 mln funtów z premii, które otrzymali. To nauczka za to, że brali udział w jednym z największych skandali bankowych wszech czasów.
Były dyrektor wykonawczy musi zwrócić firmie około połowy swojej premii za zeszły rok, czyli co najmniej 600 tys. funtów. Trzech innych członków zarządu zbiednieje o 250 tys. Pozostała szóstka dyrektorów straci po 100 tys. Nigdy wcześniej bankierzy na Wyspach nie zostali w taki sposób ukarani.
Za co te grzywny?
Najprościej mówiąc – za nieuczciwość.
Przez wiele lat brytyjskie banki oferowały swoim kredytobiorcom wykupienie tzw. ubezpieczenia PPI (Payment Protection Insurance, PPI). Zasady wydawały się przejrzyste: jeśli właściciel ubezpieczonej pożyczki trafił do szpitala, ciężko zachorował lub stracił płacę, bank miał zająć się spłacaniem dalszych rat. W teorii zakup PPI był w pełni dobrowolny.
Niestety, w praktyce wyglądało to inaczej. Potencjalni klienci często słyszeli w swoich oddziałach, że PPI jest koniecznie do uzyskania kredytu. Czasem ubezpieczenie dodawano do ich rachunków bez jakiekolwiek konsultacji lub po bardzo pobieżnym i nieprzejrzystym wyjaśnieniu jego warunków. Co więcej, niektórym klientom wciskano PPI, mimo że od początku było jasne, że z pewnych powodów – chociażby przewlekłej choroby – nie spełniają wymagań ubezpieczyciela. W rezultacie kredytobiorcy płacili za coś, z czego nigdy nie mogliby skorzystać.
Liczba osób, które czuła się oszukana, rosła z każdy miesiącem. Dziś ich ilość szacuje się na ponad 6,1 mln.
W końcu sprawa trafiła do sądu. W kwietniu 2011 roku zapadł wyrok: banki zmienić zasady działania PPI i wypłacić odszkodowania na pokrzywdzonych klientów. Dla świata finansowego było to jak porażenie prądem. Koszt rekompensat może wynieść łącznie 9 mld funtów. Lloyds Banking Group, jako największy kredytodawca, odczuje to najboleśniej.
W piątek firma ogłosi wyniki finansowe za zeszły rok. Ocenia się, że przyniosła 3,5 mld strat. Ponad 3,2 mld z tej kwoty to pieniądze odłożone za zapłacenie odszkodowań, o które ubiegają się już tysiące osób.
Efekt odstraszający
Grzywny nałożone na dyrektorów banku mają być karą za to, że zezwolili na prowadzenie polityki, która doprowadziła do takiej katastrofy. Biznesowy korespondent BBC Robert Peston zwraca uwagę, że 2 mln funtów to niewiele w porównaniu z zeszłorocznymi stratami Lloydsa. To nieduża kwota nawet z zestawieniu z podstawowymi pensjami jego najważniejszych urzędników. Siła tej pokuty leży jednak w czym innym. „Odebranie części premii będzie miało efekt odstraszający. Jeśli bankierzy poczują, że przez swoje złe decyzje sami mogą zbiednieć, będą rozważniej je podejmować”, pisze Peston.
Wysokość zarobków dyrektorów brytyjskich banków jest tematem wielu kontrowersji. Badanie z zeszłego roku pokazało, że niektórzy z nich zarabiają o 4000 proc. więcej, niż ich poprzednicy na tych samych pozycjach 30 lat temu. Dyrektor wykonawczy częściowo państwowego Lloydsa otrzymuje około 2,5 mln funtów rocznie. Czyli tyle, co 169 przeciętnych Brytyjczyków. Łącznie.