Media ogólnoświatowe i portale społecznościowe obiegają drastyczne zdjęcia uchodźców i imigrantów. Kryzys związany z falą obcokrajowców szturmujących europejskie granice obnaża bezradność przywódców, którzy nie potrafią wypracować wspólnego stanowiska w obliczu problemu. Szokujące zdjęcia mają obudzić sumienia Zachodu. Pytanie, czy szlachetne intencje, które niewątpliwie kryją się za fotografiami pokazującymi dramat ludzki, są w tym wypadku celem uświęcającym środek? Rozmawiamy o tym z laureatem Grand Press Photo Maciejem Moskwą.
Czy wystawianie na widok publicznych drastycznych zdjęć, na których często są np. martwe dzieci to Pana zdaniem sensowna metoda na zilustrowanie problemu migracji? A może mamy w tym wypadku do czynienia z niepotrzebnym epatowaniem szokującymi treściami?
Nie można na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie. Często w sposób zamienny posługujemy się takim terminem jak "godność", np. w taki, że za niemoralne uznajemy epatowanie takimi brutalnymi wizerunkami. Tymczasem niemoralne jest to, że do takich sytuacji, jak na tych zdjęciach, o których mowa w ogóle może dochodzić. Ci ludzie lądują na plażach, ponieważ tak stanowi prawo. Są kraje, które chcą wpuszczać na swoje terytorium i takie, które się od tego odżegnują. Wtedy rodzi się sytuacja, w której migrująca ludność szuka nielegalnych sposobów sforsowania granicy.
Zgadza się, tylko te zdjęcia i ich dosłowność mogą budzić w niektórych uzasadniony opór...
Uważam, że jeżeli ktoś ma problem z oglądaniem takich zdjęć i nie pojawia się u takiej osoby cień refleksji odnośnie tego, dlaczego ono powstało, to w takiej sytuacji problem leży gdzie indziej. Wtedy, moim zdaniem, problemem staje się wrażliwość takiej osoby. Myślę też, że takie zdjęcia powinny się pokazywać. One pokazują niewygodną dla nas prawdę. Tym bardziej w Polsce, kraju, w których wiele osób jest krytycznych w kwestii pomagania uchodźcom.
Pan również był w Syrii, a Pana zdjęcia zostały docenione przez jury prestiżowych konkursów fotograficznych, m.in. przez kapitułę Grand Press Photo. Na Pana zdjęciach nie widzę drastycznych scen, są powściągliwe.
Byłem w Syrii jeszcze przed wybuchem wojny. Wydaje mi się, że w sytuacji, kiedy zobaczyłbym na plaży uchodźców, to sfotografowałbym to dokładnie tak, jak to wygląda. Bez tuszowania czy pudrowania. Na moich fotografiach pokazuję ludzi, zanim jeszcze wyruszyli w tę podróż, którą odbywają obecnie, stąd przypuszczam ich inny, łagodniejszy wydźwięk. Tragedię można pokazywać na różne sposoby. Czasami jest tak, że coś się dzieje nagle - jak teraz. Wówczas jestem zdania, że trzeba pokazywać problem w całej jego rozciągłości - w takim wypadku polega to na pokazaniu rzeczywistości takiej, jaka nam się nie podoba, ale jaka jest naprawdę.
Być może niektórzy ludzie potrzebują takiego rodzaju zderzenia z rzeczywistością, takie unaocznienie dramatu ludzi próbujących dostać się do Europy pokazane na zdjęciach, może kogoś zmusić do myślenia. Przecież problem z falą uchodźców i imigrantów pokazuje różne patologie, również te związane z przemytem ludzi. Tych ludzi ładuje się w ramy "nielegalności" z powodu restrykcyjnego prawa. Takie zdjęcia pokazują konsekwencje w ten sposób urządzonego świata.
Zna Pana jakieś przykłady fotografii, które na tyle poruszyły ludzkimi sumieniami, że rzeczywiście coś zmieniły. Mam tu na myśli zmianę, która nie polega na chwilowym efekcie szoku.
Ciężko mówić o pojedynczych przykładach, ale mogę się za to odnieść do tego, co obserwujemy obecnie np. w mediach społecznościowych. Po publikacji zdjęć imigrantów i uchodźców mamy namalcalne przykłady, że te zdjęcia mają oddźwięk. Konkretni ludzie robią np. konkretne zbiórki pieniędzy na konkretne rodziny.
Czasem jest tak, że jedna fotografia nie wpływa w sposób bezpośredni na los osób, które są ich bohaterami, ale pomaga za to całej sprawie. Pomaga w ten sposób, że zwraca uwagę na problem, a potem można już tylko liczyć na efekt kuli śniegowej i tego, że coś za sprawą zdjęcia zacznie się dziać. To jedna z ról takich fotografii. Od informacji po konkretne działania - właśnie tak powinno to wyglądać.
Sam jest Pan bardzo zaangażowany w pomoc uchodźcom. Stara się Pan wspierać młodego Syryjczyka - sprawę opisuje Pan na swoim blogu. Jak Pan pomaga i na jakie problemy z tym związane Pan natrafia?
Wszystko dokładnie tam opisuję, ale zachęcam wszystkich do tego, żeby starali się, w miarę sowich możliwości również pomagać. Wystarczy poświęcić trochę czasu, inaczej nie rozładujemy tej patowej sytuacji, w której tkwi Europa. Dobrnęliśmy do takiej sytuacji, że skala problemu jest olbrzymia. Odpowiedzialność zbiorowa, żeby coś z tym problemem zrobić gdzieś się rozmyła. Można za to ciągle próbować ustabilizować sytuację metodą małych przedsięwzięć. To jest taki swoisty test na solidarność i nie jest tak, że musimy być bierni. Każdy z nas ma szansę coś zmienić.