Tymon Radwański, warszawiak, miał dość ordynarnych odzywek pod adresem uchodźców i imigrantów. – Kiedy zobaczyłem kolejny fajerwerk nienawiści, nie wytrzymałem – przyznaje. Zakasał rękawy, skrzyknął znajomych i voilà! Właśnie rusza pierwszy serwis internetowy, który podpowie, jak przyjąć uchodźcę pod swój dach, no, a jeśli nie przyjąć, to chociaż pomóc. Nazwał go "stać nas". Nie bez przyczyny - werwy ma na tyle, żeby udowodnić, że w Polsce jest miejsce dla obcokrajowców i stać nas na ich przyjęcie, nie tylko w tym materialnym sensie, ale i moralnym. Wie, co mówi - sam wychowywał się z uchodźcą z Togo.
Po kolei. Jak to się stało, że wpadłeś na pomysł, żeby zachęcić Polaków do pomagania i odczarować mit złego uchodźcy? Bo stacnas.pl - założony przez ciebie portal, właśnie temu między innymi ma służyć
W internecie, który jest podstawową wykładnią tego, co się dzieje w naszych głowach, dominowała nienawistna narracja, skrajnie jednostronna i nieprzychylna obcokrajowcom, ba, powiedziałbym - zupełnie oderwana od rzeczywistości, jeśli chodzi o obecność uchodźców w Europie, a w Polsce w szczególności. Jednocześnie znam mnóstwo świetnych osób, które wcale tak nie myślą, którzy nie dali się wystraszyć ani omotać tym wszystkim nienawistnikom i którzy patrzyli na to, co się dzieje z narastającą bezsilnością. Nic nie robili w tej sprawie, więc stwierdziłem, że nie będę czekał i po prostu coś zrobię.
Mam wokół siebie rewelacyjnych ludzi, którzy mi w tym pomagają. Pamiętam taki moment - wracałem ze swoim szefem z jakiegoś spotkania, przeglądałem internet i patrzę - znowu jakiś fajerwerk nienawiści. Mówię szefowi, że to jakaś ponura parodia i nie wierzę, żeby większość ludzi w rzeczywistości tak myślała o uchodźcach. Opowiedziałem mu o swoim pomyśle - o tym, że chcę stworzyć miejsce z pozytywną narracją, bez pyskówek, wytykania palcami. Pomyślałem wtedy: "ok, jest w Europie taka sytuacja, to stan wyższej konieczności i trzeba coś z tym zrobić". Mój szef natychmiast zapytał czego potrzebuję.
Wróciliśmy do firmy i machina ruszyła pełną parą. Ktoś zrobił błyskawicznie stronę, znajoma prawniczka siedzi nad dokumentami i nad ustawami - właśnie przygotowuje w pigułce prawną stronę przedsięwzięcia, inna znajoma robi nam grafikę. I co? Nagle się okazuje, że jest cała masa ludzi dobrej woli. Kolega pomaga mi moderować stronę - idzie gładko.
Dopiero rozruszacie portal, ale chyba mogę już zapytać o zainteresowanie? Ludzie są głodni wiedzy na temat tego, jak w praktyce pomóc uchodźcom? A może zalewa was fala tego samego hejtu, który dał ci impuls do stworzenia strony stacnas.pl?
Jest super - ludzie zgłaszają się ze wszystkich stron: przez internet, wysyłają wiadomości na moje prywatne konto, przez Facebooka, itd. Wszyscy pytają, jak mogą pomóc. To bardzo budujące, że spotykamy się z takim odzewem.
Chcesz opowiedzieć Polakom, co mogą zrobić, żeby pomóc uchodźcom - no właśnie, a jak to zrobić? Czy zwykły Kowalski rzeczywiście jest w stanie podjąć jakieś kroki na własną rękę?
Z jednej strony jest kwestia osób, które już dotarły do Europy i potrzebują natychamiastowej pomocy - żywności, miejsc do spania, leków, środków czystości, za chwilę zimowych ubrań, itd. O zbiórkach na ich rzecz i akcjach pomocowych informujemy na bieżąco na Facebooku - Staćnas.pl - przyjmij uchodźcę. To jest realna pomoc, którą każdy może realizować w takim stopniu, w jakim chce.
Z drugiej strony mamy ludzi, którzy są poza strefą Schengen i którym ciągle grozi poważne niebezpieczeństwo. Przede wszystkim musimy pamiętać o tym, że w takim wypadku rozmawiamy o osobach pochodzących z krajów objętych obowiązkiem wizowym. Pierwszy krok to sprowadzenie takiej osoby do strefy Schengen. Na naszej stronie pojawią się informacje o tym, jakie wymogi formalne muszą być spełnione, żeby taką osobę legalnie zaprosić i umożliwić jej staranie się o wizę, czyli legalny wjazd na teren Unii Europejskiej. Takie starania może podjąć obywatel albo rezydent krajów objętych strefą Schengen i krajów stowarzyszonych, tj. Szwajcaria. Druga sprawa to finanse. W takim zaproszeniu wizowym trzeba udokumentować, że będzie się w stanie takiego gościa utrzymać, a w razie potrzeby zapewnić opiekę zdrowotną.
Są określone progi finansowe, które również podamy na stronie stacnas.pl. Do tego dochodzi jeszcze trochę formalności, przez które przeprowadzimy zainteresowanych, tj. informacje o zapraszającym, informacje o zaproszonym. To wszystko składa się na taki list, który zapraszany przedkłada w polskiej ambasadzie albo konsulacie w kraju, z którego pochodzi. Z takim dokumentem można już się starać o wizę. Zbieramy informacje o poszczególnych ambasadach i konsulatach - ile trzeba czekać na odpowiedź, jakie są obowiązkowe szczepienia.
W tej chwili najbardziej medialnym tematem są uchodźcy z Syrii, ale mamy przecież bok bokiem naszych braci Ukraińców, mamy Palestyńczyków, którzy tez mają sporo powodów do tego, żeby ubiegać się o status uchodźcy. Do UE przybywają osoby z najróżniejszych zakątków świata i uzyskują status uchodźcy z najróżniejszych powodów. I nie zawsze jest to kwestia bezpośredniego zagrożenia życia. Czasem chodzi np. o orientacje seksualną - w niektórych krajach bycie osobą nieheteroseksualną jest penalizowane. W pierwszej kolejności oczywiście należy się skoncentrować na osobach, których życie jest zagrożone przez wojnę, którym grozi głód, natomiast naszym celem jest stworzenie jednolitego, spójnego kompendium wiedzy o warunkach przyjmowania uchodźców.
Na naszym portalu powstanie też specjalna sekcja z informacjami o tym, co przysługuje uchodźcom już po przybyciu do Polski. Po przekroczeniu granicy, taka osoba znajduje się w stanie pewnego zawieszenia. Do czasu wydania wizy, uchodźca ma często pod górkę - może np. podjąć pracę, ale to wiąże się z określonymi procedurami. Osoba, która znalazła się w Polsce, a jej wniosek o status uchodźcy jest rozpatrywany ma prawo do przebywania w ośrodku dla uchodźców albo niewielkiego kieszonkowego - będziemy o tym informować na naszej stronie.
Nie masz przypadkiem wrażenia, że zajmujesz się właśnie czymś, czym tak na dobrą sprawę nie powinieneś się zajmować. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że państwa są dosyć nieporadne w radzeniu sobie z kryzysem imigranckim. Wypełniacie tę lukę?
To nie do końca tak. Bardzo mocno wierzę w społeczeństwo obywatelskie. Zgoda, że obowiązkiem państwa jest opiekowanie się obywatelami, czy - szerzej - ludźmi generalnie. Ale w momencie, kiedy państwo nie domaga, tak jak ma to miejsce teraz, piłka jest po naszej stronie. Wiadomo, że im większy organizm, tym większa szansa na to, że coś nie zagra. Państwo jest takim dużym organizmem, który w pewnych obszarach po prostu zawodzi. Zwłaszcza, kiedy jest jest zobowiązany do wypełniania międzynarodowych umów i zobowiązań. Tak samo jest w przypadku uchodźców - ręce wiąże nam traktat z Schengen.
Pewnie, że byłbym zachwycony, gdyby nasze państwo bez problemu zajęło się problemem uchodźców w potrzebie, ale to nie jest prosta sprawa. Podam taki życiowy przykład. Mam 93-letnią babcię. Jesteśmy z nią szalenie zżyci i niebywale się kochamy. Babcia mieszka teraz z moimi rodzicami i trzeba to sobie powiedzieć jasno - dla żadnej ze stron nie jest to komfortowa sytuacja. Fajnie by było, gdyby państwo zapewniło babci dobrą opiekę w towarzystwie osób w jej wieku, z gimnastyką, aktywizacją, uniwersytetem trzeciego wieku, itd., itd.
Modelowo - państwo powinno taką możliwość zapewniać, ale nie zapewnia, a my przecież nie wystawimy babci za drzwi. Bierzemy na siebie tę odpowiedzialność. Podobnie jest z naszą inicjatywą dotyczącą uchodźców - bierzemy na siebie część odpowiedzialności. I chętnie podzielę się potem z instytucjami państwowymi swoim doświadczeniem w rozwiązywaniu problemu uchodźców. Nie odwrócę się na pięcie i nie powiem, że państwo się nie sprawdziło, taka postawa do niczego nie prowadzi.
Wiem skądinąd, że problemy uchodźców znasz od podszewki i to nie od dzisiaj. Opowiesz trochę o swoim doświadczeniu z uchodźcami?
Od kiedy pamiętam, wychowywałem się w bardzo otwartym domu, zawsze było u nas gwarno, a przez dom przewijały się osoby różnych narodowości. Mój ojciec pracował od zawsze w pozarządówkach. Nasz dom stał się miejscem, do którego przyjeżdżali ludzie z Zachodu i ze Wchodu. Jedni nas uczyli, drugich uczyliśmy już my.
Potem, w wyniku splotu różnych okoliczności, mój ojciec zaczął pracować w domu dziecka dla nieletnich uchodźców. Państwa strefy Schengen, do których trafi taki nieletni na dzikich papierach, bez prawa do legalnego pobytu, musi zostać w takim domu dziecka, chyba że państwo, do którego trafił zapewni mu takie warunki, jakie sama mu oferuje w jego rodzimym państwie. To kompletna abstrakcja, szczególnie, jeśli mowa o dzieciach z krajów ogarniętych wojną, czy krajów znajdujących się na innym poziomie rozwoju. Przebywają więc w takich ośrodkach do 18 roku życia. Potem wystawia ich się za drzwi, a ich losy różnie się toczą.
Kiedy mój tata tam pracował połączyła go silna więź emocjonalna z dwójką takich chłopaków - jeden był z Afganistanu, drugi był z Togo. Kiedy ukończyli 18 lat, chłopak z Togo zamieszkał ze mną na poddaszu domu moich rodziców. Jest rok młodszy ode mnie. Chłopak z Afganistanu znalazł z kolei dom u naszych sąsiadów. Jedna historia skończyła się dobrze, druga źle. Po chłopaku z Afganistanu po kilku latach ślad zaginął, przepadł jak kamień w wodę. Drugi chłopak, ten z Togo ma się za to świetnie. Pracuje, gra w piłkę, działa na rzecz uchodźców, a ostatnio nawet zaczął grać w popularnym serialu. To fantastyczny facet - był świadkiem na moim ślubie, mam do niego ogromne zaufanie i zawsze mogę na niego liczyć, jest dla mnie jak rodzina. I tak od ponad dekady.