– Przybyłem, zobaczyłem i Bóg zwyciężył – napisał po wiktorii wiedeńskiej, przebywając w namiocie Wielkiego Wezyra, król Polski Jan III Sobieski, zwany przez Turków Lwem Lechistanu. Jego słowa, kierowane do papieża, wiele mówią o roli, jaka u schyłku XVII stulecia przypadła Polsce. Gdy Turcy oblężyli Wiedeń, oczy wielu ówczesnych możnych skierowały się nad Wisłę. Tam rządził przyszły "obrońca wiary".
Takie miano przylgnie do Sobieskiego już po wspaniałym zwycięstwie koalicji antytureckiej, przy decydującej roli oddziałów polskich, pod stolicą Cesarstwa Habsburgów. Papież Innocenty XI wybił na cześć Sobieskiego specjalny medal pochwalny, a 12 września - datę rozgromienia Turków u bram Wiednia, ustanowił świętem ku czci Maryi. Zawsze mógł polegać na człowieku, który przeprowadził wtedy decydujące natarcie na turecki obóz, zupełnie zaskakując wroga. Już od jakiegoś czasu zresztą Polska była dla Stolicy Apostolskiej "przedmurzem chrześcijaństwa". Co ciekawe jednak, gdy w 1529 roku Turcy oblegali Wiedeń po raz pierwszy, król Zygmunt Stary wcale nie zdecydował się na odsiecz.
O zagrożeniu tureckim mówiło się jednak nad Wisłą wielokrotnie. Najczęściej i najgłośniej być może w 1620 roku. Wielkie polsko-litewskie państwo okryło się wtedy żałobą - pod Cecorą poległ właśnie zasłużony wódz, hetman Stanisław Zółkiewski, który przed dekadą, pod Kłuszynem, na trwałe zapisał się w annałach polskich dziejów. Przegrana pod Cecorą rozeszła się wielkim echem - polski Sejm bezzwłocznie uchwalił wydatki za zwiększenie zaciągu. Rok później, dzięki wspaniałej postawie polskiej armii, święciliśmy już triumf pod Chocimiem. To był wielki rewanż na Turkach.
W 1672 roku wróg znad Bosforu znowu jednak dał o sobie znać. Wielka, 80-tysięczna armia stanęła pod Kamieńcem Podolskim. U boku Turków znaleźli się Tatarzy, Kozacy, Mołdawianie. Dowodził sam sułtan Mehmed IV. Finał był dla Rzeczypospolitej tragiczny - twierdza upadła, a ratunkiem (czy jedynym?) było podpisanie traktatu w Buczaczu. Polacy "pozbyli" się ważnych terytoriów (z Kamieńcem), a przy tym godzili się na wysoki haracz (22 tys. dukatów). Na szczęście dokumentu nie ratyfikowano, na dodatek jego sens szybko podważył Jan III, rządzący od 1674 roku, który wziął sprawy w swoje ręce i wyprawił się na Chocim. Po raz kolejny Turcy przegrali.
Te inne zmagania chrześcijan z muzułmanami przykuwały uwagę ówczesnej Europy, szczególnie papiestwa. Klemens X nie szczędził polskiego monarsze grosza na planowanie wojen z Turcją, wiedział bowiem, że cywilizacja zachodnia - ta, jaką znano od stuleci - znalazła się w zagrożeniu. Dopiero jednak jego następcy - Innocentemu XI - udało się zawiązać koalicję chrześcijańską. To on w jednym z listów z 1678 roku nazwał Polskę "potężną i wspaniałą osłoną chrześcijańskiej Rzeczypospolitej".
Kluczowe było zawarcie wiosną 1683 roku sojuszu Rzeczypospolitej z Cesarstwem. Pod protekcją papieża zmontowano koalicję jawnie wymierzoną w Turków (5 marca 1684 roku reaktywowaną tzw. Ligę Świętą - przymierze Rzeczpospolitej, Austrii, Wenecji i Państwa Kościelnego, do którego później dołączyła Rosja). Kuria papieska udzieliła koalicji ogromnego wsparcia finansowego - od stycznia do września 1683 roku na cele wojenne wydała jedną czwartą środków ze swego skarbca. Pomagają finansowo też ówcześni rządzący, ale w ograniczonym stopniu.
Odsiecz wiedeńska miała uratować chrześcijańską Europę. I zakończyła się zwycięstwem. Opiewanym później przez polskich i zagranicznych pisarzy oraz publicystów. Julian Ursyn Niemcewicz, autor "Śpiewów historycznych", widział w Sobieskim oswobodziciela Starego Kontynentu.
Rozprasza tłumy rycerstwo skrzydlate
I Mahometa chorągiew wydziera
Zdobywa obóz i łupy bogate
A Wiedeń bramy zwycięzcom otwiera.
Wjeżdża Jan Trzeci z swoimi hetmany
Wśród radosnych pospólstwa okrzyków
Gdzie się pokazał, wszędzie głos słyszany:
"Oto nasz zbawca, pierwszy z wojowników"
Czy Sobieski miał osobisty afront do "niewiernych"? Norman Davies w eseju "Spuścizna Sobieskiego" przypomniał, że głównodowodzący wojsk koalicji mógł mieć do wyznawców Islamu sporo żalu. Poległy w walce z Turkami Żółkiewski był przecież dziadkiem (!) Jana III. Na dodatek jego brat poległ pod Batohem w 1652 roku, gdzie wrogami Polaków byli nie tylko Kozacy, ale i Tatarzy. Ci sami, którzy wcześniej przetrzymywali Sobieskiego, jeszcze jako szlachcica, na Krymie. – Póki istnieją Polska, Germania i Italia, Turek nie zazna już nigdy pokoju! – pisał po zwycięstwie pod Wiedniem polski król.
Sobieski niewątpliwie chciał chrześcijańskiej Europy. Był gorliwym katolikiem, fundatorem wielu kościołów. Przed decydującą bitwą... leżał krzyżem w kaplicy na Kahlenbergu. Zwycięstwo uznał za boskie dzieło i zarządził mszę dziękczynną. Wcześniej, w czasie wyprawy pod Wiedeń, odwiedził m.in. Jasną Górę i inne sanktuaria maryjne.
Ale - co ciekawe - wcześniej wcale nie dążył uparcie do konfliktu z Turcją! – Sobieski, choć gotów do walki ze zwykłym sobie wigorem, w latach siedemdziesiątych XVII wieku był bardziej niż chętny do zawarcia trwałego pokoju z Turkami. W końcu powodzenie jego polityki profrancuskiej w owych latach od tego zależało – pisze Davies.
W królewskiej korespondencji wielokrotnie używano określenia "przedmurze chrześcijaństwa" (antemurale christianitatis) - tak, głównie na Zachodzie, widziano rolę Polski co najmniej od XV wieku. Choć z drugiej strony doskonale wpisywała się ona w ideę poczucia sarmackiego mesjanizmu. Rozgłaszano przecież, że za Polską "Boga już nie ma".
Nie odpowiadało to prawdzie, podobnie jak pogląd, jakoby muzułmańska Turcja zawsze była wrogiem chrześcijańskiej Rzeczypospolitej. W ogromnej większości chrześcijańskiej, ale jednocześnie wielonarodowej i wielowyznaniowej, tolerancyjnej. Gdzie od pokoleń mieszkali Tatarzy wyznający Islam.
– Szyderstwem losu jest to, że Rzeczpospolita i osmańskie imperium nie miały trwałego konfliktu interesów. Panowanie Sobieskiego przypadło akurat na jedną z trzech okazji w ciągu czterystu lat, kiedy Turcy uznali za celowe zapuścić się do Polski, wykroczywszy poza swe wydeptane ścieżki na wybrzeżu Morza Czarnego i w basenie Dunaju. (Inne okazje przypadły w roku 1498 i 1620-1621) – tłumaczy Davies.
Tak więc Turcja nie była naszym odwiecznym nieprzyjacielem. Ciekawostką jest, że państwo to, przeciwnie do krajów Zachodu, nigdy nie uznało rozbiorów Polski. Co więcej, dowodzący pod Wiedniem Kara Mustafa, miał wielu przeciwników także we własnym gronie. Ówczesny sułtan Mehmed IV był przeciwny wyprawianiu się Turków aż tak daleko w głąb Europy. Podobnie wielki mufti. Wezyr jednak walczył o własne wpływy. Bitwa z 12 września 1683 roku była jednak gwoździem do jego trumny. Sułtan szybko się z nim rozprawił.
– Wydarzenie to ma dla chrześcijańskiej Europy znaczenie symboliczne, które można porównać do wagi bitwy pod Lepanto (z 1571 roku - red.). Ale jego doniosłość historyczna jest jeszcze większa. Nie tylko, że kosztuje wezyra głowę, ale też zapoczątkuje wielki odwrót Osmanów w Europie, który zakończy się na początku XX wieku. Fala entuzjazmu, którą wzbudziła wiktoria wiedeńska, zrodzi w efekcie powszechną ofensywę przeciwko imperium, oznaczającą realny początek jego powolnego rozbioru – podsumowuje Thierry Camous, autor książki "Wschód-Zachód. 25 wieków wojen".