Pielęgniarki i położne, zgodnie z zapowiedziami, wyszły dzisiaj na ulice Warszawy. Według Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w manifestacji może wziąć udział nawet 10 tysięcy osób. Politycy, którzy zazwyczaj puszczają mimo uszu ich postulaty, dzisiaj wyjątkowo chętnie grzali się w blasku fleszy u boku pielęgniarek. W kampanii każda okazja dobra?
O co walczą pielęgniarki? Chcą podwyżek - wyższych od tych, które zaproponował im resort zdrowia. Resort zdecydował, że pielęgniarki dostaną w tym roku 300 zł brutto podwyżki a w ciągu następnych pięciu lat ich płaca będzie większa w sumie o 1500 zł brutto. Pielęgniarskie związki zawodowe nie chcą przystać na takie warunki i wszystko wskazuje na to, że wybrały świetny czas. Na finiszu kampanii wyborczej politycy mają wyjątkowo miękkie serca.
Na proteście pielęgniarek przewinęło się sporo polityków, w tym ten dla służby zdrowia najważniejszy - prof. Marian Zembala, który zapowiedział ustępstwa korzystne dla strajkujących kobiet. I choć jeszcze niedawno prof. Zembala zasłynął twardym stanowiskiem w stosunku do strajkujących, dzisiaj pokazał bardziej polubowne oblicze. Przed objęciem teki ministra zdrowia powiedział, że "– W Śląskim Centrum Chorób Serca, jeżeli ktokolwiek z pracowników podjąłby strajk, to na drugi dzień zostałby przeze mnie zwolniony".
Dzisiaj szef resortu rozumie, że takie ostre deklaracje są nie na miejscu - zamiast tego, minister poszedł na rękę pielęgniarkom i obiecał podwyżki. Pośród tłumu pielęgniarek powiedział, że mogą liczyć "na 400 złotych w tym roku, jeżeli będzie zgoda i 400 złotych w przyszłym roku".
Nie tylko minister Zembala chciał się dzisiaj przypochlebić pielęgniarkom i położnym. Zrozumieniem ich problemów próbowała wkupić się w łaski tego środowiska również Beata Szydło, pretendentka do objęcia stanowiska po premier Ewie Kopacz. Szykowana na nową szefową rządu posłanka PiS wykorzystała okazję do politycznego rozgrywki wyborczej z przewodniczącą Platformy. – Pani premier Kopacz uciekła dzisiaj. Nie chce się spotykać z paniami pielęgniarkami. W związku z tym, ja postaram się wypełnić tę rolę i spotkać się z protestującymi. Będziemy rozmawiać i będę starała się też w jakiś sposób ustosunkować do tych postulatów – mówiła.
Zjednoczona Lewica też zwęszyła okazję, a jej reprezentacja pojawiła się na proteście pielęgniarek w stolicy. Na miejscu Leszek Miller, szef SLD i Dariusz Joński, rzecznik partii zapewniali, że lewicy los pielęgniarek nie jest obojętny, a ich postulaty uznają za słuszną walkę o godziwe wynagrodzenie.
Strajkujące uzyskały też nieoczekiwane wsparcie od Nowoczesnej Ryszarda Petru. Polityk, w przeciwieństwie do kolegów z SLD ma plan na to, jak można pomóc pielęgniarkom. "Ostatni dyżur" - to kampania informująca Polaków o zagrożeniach społecznych wynikających z malejącej liczby pielęgniarek i położnych w Polsce, a co za tym idzie -walcząca o poprawę sytuacji pielęgniarek i położnych oraz pacjentów i osób starszych – pisze na swojej stronie Nowoczesna o swojej inicjatywie.
W kampanii prezydenckiej "pielęgniarską kartą" próbował grać prezydent Andrzej Duda, który mimo jego zapewnień, że dołoży starań, żeby im pomóc, przez część z nich został chłodno przyjęty.