Euforia trwała krótko, już po kilku minutach piątkowej sesji na giełdzie za oceanem, kurs Facebooka spadł do około 38 dolarów - czyli ceny, po jakiej inwestorzy kupowali akcje przed debiutem. W poniedziałek było jeszcze gorzej - spółka straciła około 10 procent i spadła do poziomu 34 dolarów. Analitycy nie mają złudzeń: to dopiero początek spadków.
Jeszcze przed debiutem eksperci podkreślali, że społecznościowy gigant został wyceniony zbyt wysoko. Jego wartość giełdowa jest równa 26-krotności rocznych przychodów za zeszły rok, warta ponad 100 miliardów dolarów spółka w 2011 roku zarobiła na czysto miliard dolarów.
Analitycy podkreślają, że jeżeli strategia Facebooka wypali, jej przychody i zyski bardzo szybko poszybują w górę. Nie są jednak zgodni co do najbliższej przyszłości spółki. Część z nich uważa, że teraz „Fejs” będzie rósł, inni przekonują, że w zasadzie nie ma powodów do kupowania akcji portalu. Ich zdaniem wszystkie takie próby przypominają łapanie spadającego noża („Nie próbuj łapać spadającego noża” to jedna z wielu maksym, które powstały od powstania giełdy na Wall Street. Ta akurat ostrzega przed kupowaniem akcji, które inni w panice wyprzedają, bo „spadającym nożem” można uciąć sobie kawał ręki. Słowem, jak coś spada w panice, to spadnie jeszcze bardziej). Kursowi nie pomagają też fundusze inwestycyjne, które grają na krótko, obstawiając dalsze spadki.
Kolejna bańka internetowa?
Często powtarzanym określeniem odnośnie Facebooka jest kolejna bańka inwestycyjna. W 2000 roku amerykańskie giełdy wyceniały spółki internetowe (tzw. dotcomy) na bilion dolarów, mimo, że spółki miały niskie dochody i często przynosiły straty. Wystarczyło magiczne „.com” w nazwie. Ich wartość rynkowa przewyższała wtedy m.in. koncerny naftowe takie jak Exxon Mobil i Chevron. - Spółki oparte o ludzką kreatywność zawsze będą wyżej wyceniane niż działające przede wszystkim w oparciu o sprzęt czy surowce. Warto pamiętać jednak, że "nowa ekonomia" nie może funkcjonować bez "starej ekonomii" - mówi dziennikarzom Gazety Wyborczej doradca inwestycyjny Alfred Adamiec. W końcu bańka pękła, spółki zaczęły bardzo szybko tracić, ich kursy spadały.
O ile inwestorzy indywidualni nie mieli czasu napompować kursu Facebooka, o tyle gracze tacy jak JPMorgan, Goldman Sachs i Morgan Stanley grali akcjami Facebooka na rynku niepublicznym od kilku dobrych lat. Pompowanie bańki miało miejsce jeszcze przed debiutem. Wystarczyło kilka zmian w założeniach i okazało się, że spółka jest warta 100 miliardów, a nie dużo mniej. Po słabym debiucie rynek może uświadomić sobie, że spółka warta jest mniej. Najczęściej rynek celuje w połowę wartości z debiutu, więc jest jeszcze duże pole do spadków, na przykład właśnie do 19 dolarów za akcje. Do wzrostów już takiej przestrzeni nie ma.
Z kolei Paweł Cymcym, menadżer komunikacji inwestycyjnej ING TFI pisał na swoim blogu w naTemat, że „popyt w ofercie pierwotnej podobno był olbrzymi. Podobno, bo ustalanie ceny maksymalnej i wielkości sprzedawanych udziałów zmieniało się równie często co statusy najaktywniejszych użytkowników portalu.”
- Cała branża społecznościowa jest na tym samym etapie rozwoju, jak branża internetowa w roku 2000. W społecznościówce jest potencjał, za nią może kryć się dobry biznes, ale nikt nie wie, jak na tym zarobić. Można porównać ze sobą huty, producentów żywności, czy butów. W Facebooku, Zyndze i innych społecznościowych spółkach nikt nie wie, w którą stronę to pójdzie i ilu z tych 900 milionów użytkowników jest w stanie coś za pośrednictwem Facebooka kupić. Nie wiadomo, czy potencjalny klient wart jest 0, 10 czy 100 dolarów. Wczoraj na akcjach Facebooka widać było istną panikę. Pękło 38 dolarów i nie było komu tego sprzedać. Zyskiwał Apple, społecznościówka spadała. Media społecznościowe to fajna moda i wizja niebotycznych zysków z potężnej liczy ludzi. Pytanie, jak przekuć zyski z wirtualnych dukatów w realne dolary - mówi nam Paweł Cymcyk.
Przypomnijmy, największy serwis społecznościowy na świecie na koniec marca miał 901 milionów użytkowników, 80 procent z nich jest spoza Stanów Zjednoczonych i Kanady. W marcu portal miał średnio 526 milionów aktywnych użytkowników. 488 milionów osób korzystało z Facebooka przez telefony komórkowe i tablety.
Użytkownicy zawarli 125 miliardów znajomości za pośrednictwem strony, dziennie publikują 300 milionów zdjęć i ponad 3 miliardy razy klikają „Lubię to”. W serwisie działa ponad 42 miliony stron, które polubiło więcej niż 10 osób.