Według szacunków cytowanych przez "Rzeczpospolitą", choć w Polsce żyje blisko milion nielegalnych emigrantów, tylko niecałe 7 tys. chce zalegalizować swój pobyt dzięki ogłoszonej przez rząd abolicji. Jedni cudzoziemcy nie mają zaufania do polskiej polityki, inni padają ofiarami "abolicyjnej turystyki".
Skąd napływają do Polski emigranci? Według oficjalnych danych najwięcej przybywa ich z Wietnamu, Ukrainy i Pakistanu. Wielu mamy w Polsce też Ormian i Chińczyków. Wszystkich nielegalnych imigrantów może być u nas nawet milion.
Sytuację zauważyły władze i ogłosiły imigracyjną abolicję - kto do końca lipca złoży wniosek o legalizację pobytu, będzie miał ułatwione wyjście z szarej strefy. Wystarczy, że mieszka w kraju co najmniej cztery lata. Wielka kampania legalizacyjna poniosła jednak sromotną klęskę - dotychczas wnioski złożyło jedyni 6,7 tys. emigrantów. Najwięcej - 1740 z Wietnamu, 1470 z Ukrainy i 1045 z Pakistanu.
To jednak nie koniec problemów. Okazało się bowiem, że Polska przez abolicję pomogła stworzyć nowy precedens - "abolicyjną turystykę". Według cytowanych przez "Rzeczpospolitą" ekspertów, do kraju przyjeżdżają tysiące Pakistańczyków, którzy nielegalnie mieszkają we Francji, by - korzystając z naszych przepisów - legalizować swój pobyt, a później wracać znów nad Loarę.
To porażka. Liczono, że kilkadziesiąt tysięcy ludzi wyjdzie z szarej strefy, jak na Zachodzie, a ujawniło się kilka tysięcy. Cudzoziemcy nie mają zaufania do polskiej polityki migracyjnej.