Po Marku Migalskim kolejny politolog startuje w wyborach. Dr Błażej Poboży, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego zapewnia, że kandydowanie z list PiS nie zmienia jego ocen jako politologa. – Partia nie narzuca mi przekazów dnia, nie muszę konsultować wypowiedzi medialnych z kierownictwem, sam nie odczuwam też wewnętrznej cenzury – przekonuje w "Bez autoryzacji".
Jak ma pan zamiar dostać się do Sejmu z 21 miejsca? W Warszawie jest dużo mandatów do podzielenia, ale to wciąż odległa pozycja.
Chcę trafić do świadomego, wykształconego, wyrobionego politycznie wyborcy, który nie głosuje na pierwszego na liście, tylko szuka swojego kandydata. Liczę, że dla takiego wyborcy moje nazwisko, dotychczasowa aktywność zawodowa czy względna rozpoznawalność będzie powodem do oddania na mnie głosu. Poza tym miejsce 21. to tak naprawdę miejsce drugie.
Jak to?
Każda lista, gdzie jest ponad 20 kandydatów, jest ustawiona w dwóch kolumnach, więc nazwisko Poboży będzie zaraz obok nazwiska prezesa Kaczyńskiego. Stąd jedno z haseł mojej kampanii -„pierwszy obok prezesa”. Tak więc 21. miejsce w Warszawie to naprawdę bardzo dobre miejsce.
Poza tym postawiłem na media społecznościowe. Jestem zdziwiony jak wielu kandydatów na posłów prowadzi kampanie na bazarkach, osiedlach i stoi na patelni. Tak się nie osiągnie pułapu głosów, który jest potrzebny do zdobycia mandatu. Ja próbuję dotrzeć do tych, którzy już mnie znają, ale nie by ich do czegoś nakłonić, ale z komunikatem “kandyduję”. I nadzieją na przekazanie przez nich dalej tej informacji.
Co obiecuje się takim wyborcom, o których pan walczy? Poza uzdrowieniem nauki, bo o tym mówi każdy naukowiec, który idzie do polityki.
Skupiłem się na kilku obszarach i pierwszy to rzeczywiście coś, co roboczo nazywam “sanacją szkolnictwa wyższego”. Zamierzam wszelkimi możliwymi metodami przeciwstawiać się temu kierunkowi, który zaproponowała Platforma.
Moim zdaniem skutkowałby on - i gdyby PO rządziła jeszcze cztery lata zobaczylibyśmy to na własne oczy - komercjalizacją szkolnictwa wyższego. Wstępem do tego jest według mnie związanie środków przyznawanych uczelniom z liczbą studentów, co prowadzi do powolnej likwidacji kierunków humanistycznych i społecznych. Zwłaszcza, jeśli towarzyszą temu takie ataki, jak ten premiera Tuska na politologów.
Drugi ważny temat to Warszawa. To paradoks, że nie rozwiązano tak wielu problemów miasta, z którego pochodzi 20 posłów. A gdyby dodać spadochroniarzy, to nawet więcej. Te problemy to przede wszystkim ustawa reprywatyzacyjna i ustawa warszawska, która uregulowałaby kompetencje dzielnic i sposób zarządzania miastem.
Trzeci obszar to skuteczna i spójna polityka prorodzinna państwa. Jestem ojcem dwójki dzieci i wiem jak ważny jest na przykład dostęp do dobrych, publicznych i bezpłatnych żłobków i przedszkoli. Dziś łatwiej dostać się na studia niż znaleźć miejsce w przedszkolu. To jakiś absurd.
Wbrew powszechnej w kampanii tendencji nie mam zamiaru składać obietnic, których nie będę w stanie spełnić. Wolę wybrać dwa-trzy obszary, na których skupię całą swoją dalszą aktywność.
Jak pogodzić funkcjonowanie w roli naukowca zajmującego się polityką i kandydata, polityka? Podejrzewam, że naukowiec przyznałby, że Beata Szydło nie ma takiej charyzmy jak Andrzej Duda, a kandydat z listy PiS nie może sobie na taką opinie pozwolić.
Jestem tym samym Błażejem Pobożym, jakim byłem dwa miesiące temu, czyli zanim zdecydowałem się kandydować. Partia nie narzuca mi przekazów dnia, nie muszę konsultować wypowiedzi medialnych z kierownictwem, sam nie odczuwam też wewnętrznej cenzury.
Co do samej Beaty Szydło: warto pamiętać, że sukces Andrzeja Dudy to w dużej mierze sukces Beaty Szydło. To jedna z tych osób w polskiej polityce, które w krótkim czasie przeszły ogromną metamorfozę. Jest dziś zupełnie innym politykiem, niż była jeszcze dwa lata temu. Nie wiem, czy to efekt samokształcenia, pracy ekspertów, czy roli jaką przyszło jej teraz wypełniać.
Nie wydaje mi się, żeby obecność na liście wpływała na moje oceny. Nadal jestem bezpartyjny, a PiS tylko udzieliło mi gościny. (chwila milczenia) Nie kupuje pan tego?
Wydaje mi się, że o ile oceny mogą się nie zmieniać, to musi zmienić się sposób ich przekazywania. Polityk musi być ostrożniejszy, łagodniejszy.
Być może. Rzeczywiście jeśli chodzi o oceny niewiele się u mnie zmieniło, bo już wcześniej krytycznie oceniałem rządy PO, zwłaszcza w drugiej kadencji. Być może widząc tę potrzebę zmiany uznałem, że ona jest możliwa tylko dzięki wygranej PiS.
Dzisiejsza kampania wyborcza prowadzona przez PiS pozwoli tej partii na zdobycie samodzielnej większości? Sondaże pokazują, że nie.
Jestem przekonany, że Prawo i Sprawiedliwość będzie rządziło po wyborach samodzielnie. A jeśli nawet nie, to dopełni tę większość przez przejęcie wolnych elektronów, których w tym Sejmie nie będzie brakowało. Znam wyniki wewnętrznych sondaży PiS , docierają do mnie przecieki badań zlecanych przez PO i myślę, że zwycięstwo PiS jest pewne. Otwarta pozostaje jedynie skala tego zwycięstwa.
Nie sądzę, żeby przyszły parlament był wielopartyjny. Skończy się na trzech, czterech partiach, wobec czego nawet 35 proc. głosów dla PiS może się przełożyć na większość bezwzględną. Wyborcy nie będą chcieli zmarnować głosu na formacje, które balansują na granicy progu - ci bardziej prawicowi zdecydują się na PiS, a ci, których głównym motywem jest chęć niedopuszczenia PiS do władzy, i tak nie wybiorą Zjednoczonej Lewicy, tylko PO. Moim zdaniem aktualne sondaże tylko zaciemniają obraz.