W jednej z warszawskich podstawówek od nowego roku szkolnego uczy się Irakijczyk. Pewnie normalnie nie wzbudziłoby to aż takiej sensacji, ale awantura o uchodźców sprawiła, że rodzice innych dzieci wszczęli alarm. Twierdzą, że trzecioklasista jest agresywny i zagraża rówieśnikom. – Słyszałam takie plotki, ale to czyste bzdury. To chłopiec jest zaczepiany, ale nie ma to rasistowskiego podłoża – przekonuje dyrektorka placówki.
Strach rodzica
W kontekście uchodźców temat dzieci obcokrajowców, które przyjadą do Polski i będą się uczyć w polskich szkołach, nie cieszy się szczególnym zainteresowaniem. A powinien, bo kwestia przygotowania systemu edukacji na takie nowe wyzwanie, jest kluczowa. Dziś jeszcze nie ma problemu, są jednak sygnały, że może się pojawić.
Tak właśnie można odczytać sytuację, w jakiej znalazła się placówka w stolicy – Szkoła Podstawowa nr 65 im. Władysława Orkana. To tam pod koniec ubiegłego roku trafił chłopiec z Iraku, który mieszka w Warszawie z matką. Od 1 września jest uczniem trzeciej klasy, a jego obecność wzbudziła niemałą sensację.
– On się w ogóle nie integruje. Nie mówi po polsku, nie ma szans na komunikację z rówieśnikami. Zaczyna być agresywny, inne dzieci się go boją. Chłopiec jest jakby z innego świata – mówi w rozmowie z naTemat ojciec jednego z uczniów podstawówki. Dodaje, że właśnie za sprawą tego, że dziś o muzułmanach i uchodźcach jest głośno, obawy są większe.
– To jest rodzina muzułmanów. Wygląda na to, że dość konserwatywnych. Z jego matką nie mamy kontaktu, tez mówi tylko po arabsku. Chcielibyśmy coś z tym zrobić, ale na razie nie ma nawet nikogo, kto mógłby się dogadać z tym dzieckiem – zaznacza.
Agresja i alienacja?
Trudności komunikacyjne spowodowały, że polscy znajomi matki chłopca zaczęli szukać kogoś, kto mówi po arabsku, najlepiej w irackim dialekcie, i może pomóc w szkole. Jak się dowiedziałem, już zgłosił się mieszkający w Polsce Irakijczyk, absolwent orientalistyki na Uniwersytecie Warszawskim.
– Tylko że tu trzeba nie tylko tłumacza. Konieczny jest też psycholog, który mógłby dogadać się z dzieckiem. W innym wypadku spotęgują się te problemy, które mamy już dzisiaj. Agresja, alienacja.... – przekonuje rodzic ucznia z podstawówki.
Między prawdą a plotką
Co na to szkoła? Okazuje się, że jej wersja jest zupełnie inna niż ta części rodziców polskich dzieci. Dyrektor podstawówki Ewa Kozłowska w rozmowie z naTemat daje zupełnie inne obraz tego, jak wygląda sytuacja chłopca z Iraku. – W szkole uczą się też dwie Irakijki, dzieci z rodzin mieszanych. Mamy już przetarte szlaki, jeśli chodzi o cudzoziemców. Nie rozumiem, skąd wątpliwości. Chłopiec napotyka na takie same trudności komunikacyjne, jakie napotykają inni – komentuje.
– Twierdzenia o agresji to plotki. Proszę się nimi sugerować. Część rodziców rzeczywiście ma pewne obawy. Dziecko z zagranicy, więc teraz na bazie fali uchodźców, budzi emocje. To sprawia też, że inne dzieci są bardziej zainteresowane. Dla nich to jest coś nowego. Próbują go zaczepiać, ale nie ma to rasistowskiego podłoża, nie odbiega to od wcześniejszych zachowań w stosunku do innych dzieci – wyjaśnia dyrektorka.
Kto pomaga chłopcu? Kozłowska potwierdza, że głosiła się do niej osoba, która pomoże się "dogadać". – Chłopiec od początku jest uczony języka polskiego, dodatkowo - poza lekcjami. Miał też codziennie lekcje z nauczycielami specjalistami: pedagogiem, logopedą, reedukatorem... Mówi łamaną angielszczyzną, więc jakoś sobie radzimy. Absolutnie nie ma powodów do paniki – ucina.