W epoce gwiazdek, które popularność zbudowały na filmikach nagrywanych komórką, aż trudno uwierzyć, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu możliwość nagrania swojej muzyki była luksusem. To sprawiło, że wielkie gwiazdy nagrywały w tych samych miejscach, często w tym samym czasie. Dzięki temu ich studia nagraniowe obrosły legendą. Dzisiaj są dla fanów muzyki niemal tak ważne, jak muzycy, którzy w nich tworzyli.
Zacznę schematycznie, od najbardziej znanego studia nagrań na świecie. „To pomieszczenie, które zmieniło świat” – powiedział o nim Johnny Depp. Jego nazwę rozsławili Beatlesi, szczególnie ich jedenasty studyjny album. Poza kompozycjami kultowa stała się też okładka „Abbey Road”, czyli zdjęcie zrobione podczas przerwy w nagrywaniu „czwórki z Liverpoolu” przechodzącej po pasach. Dzisiaj to przejście dla pieszych samo w sobie jest atrakcją turystyczną, a dzięki kamerce internetowej można podejrzeć, jak turyści robią sobie na nim zdjęcia.
Wirtualny spacer po Abbey Road oferuje Google. Można nie tylko zobaczyć, jak wyglądają sale nagraniowe, lecz także poczytać, jak studio działa, kto w nim nagrywał ,oraz zobaczyć zdjęcia z ważnych wydarzeń w historii tego miejsca (np. z pierwszej ogólnoświatowej transmisji satelitarnej. Oczywiście z The Beatles w roli głównej). Studio jest świetnie pokazane w teledysku do singla z ostatniej płyty jednego z Fantastycznej Czwórki, czyli sir Paula McCartneya.
Ale Abbey to nie tylko Beatlesi. Nagrywali tam też na przykład giganci rocka progresywnego, czyli Pink Floyd. Zresztą w 1967 r. oba zespoły pracowały w sąsiednich salach: Floydzi nagrywali „The Piper at the Gates of Dawn”, a Beatlesi „Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band”. W słynnych studiach przy Abbey Road nagrywają artyści absolutnie wszystkich stylów: od metalowego Iron Maiden, przez brit popowe Oasis, po popowych idoli nastolatek z One Direction i rapera Kanye Westa.
Olympic Studios
Tak silną marką nie stało się drugie najważniejsze studio nagraniowe z czasów narodzin i rozkwitu zespołów, które później przypuściły Brytyjską Inwazję. To londyńskie Olympic Studios, działające w pięknym XX-wiecznym budynku, który wcześniej służył jako teatr, kino i studio telewizyjne. W latach 60. to właśnie tam dokonywał się przełom techniczny w przemyśle muzycznym: wymyślono tam pierwszy na świecie tranzystorowy stół mikserski i pierwszy na świecie czterokanałowy system nagrywania.
Swoje płyty do „Physical Graffiti” przynajmniej w części nagrywali i miksowali tam Led Zeppelin, korzystali z niego też Queen, Deep Purple, Moody Blues, Procol Harum czy Jimi Hendrix. W latach 90. nagrywały tam Madonna czy Björk. Tak jak Abbey rozsławili Beatlesi, tak głównymi gwiazdami Olympic zostali Stonesi. „Między 1966 r. a 1972 r. byli niemal częścią wyposażenia Olympic” – opisuje branżowy serwis Sound On Sound. Muzycy zespołu byli tak zżyci ze swoim studiem, że Mick Jagger zaprojektował wystrój i wybrał meble podczas remontu w 1969 r.
Nagrali tam takie dzieła jak „Sympathy for the Devil” czy „You Can't Always Get What You Want”. Zresztą tę samą piosenkę grupa pracowników studia nagrała jako ostatnią przed jego zamknięciem w 2009 r. Całe szczęście po czterech latach muzycy wrócili na Church Road. Teraz budynek to kino z kawiarnią i restauracją oraz studiem nagraniowym, choć znacznie mniejszym niż w latach świetności.
Sound City Studios
Czas przenieść się na drugą stronę Oceanu. Właściwie nie powinienem opisywać kolejnego studia, tylko odesłać wszystkich do wybitnego dokumentu wyreżyserowanego przez Dave'a Grohla, lidera Foo Fighters. To nie tylko opowieść o niezwykłym miejscu w Los Angeles, ale przede wszystkim opowieść o muzyce i o tym, jak wpływał na nią rozwój techniki.
Najpierw napędzał jej rozwój. Dzięki specjalnie zbudowanej konsoli (kosztowała tyle, co dwa domy) w latach 70. Sound City Studios stało się jednym z najlepszych miejsc do nagrywania muzyki w USA. Artystów przyciągał też niepowtarzalny klimat: w studiu nie było luksusów (panował wręcz bałagan) i może dlatego chcieli jak najszybciej zrobić co swoje i zbierać się do domu, co tylko podsycało ich produktywność.
Z czasem jednak coraz odważniej do przemysłu muzycznego wkraczały komputery. Choć wielu artystów narzekało, że muzyka traci swoją spontaniczność, bo wszystko można później przerobić komputerowo, znowu zadziałało prawo Kopernika (gorszy pieniądz wypiera lepszy). Dzisiaj Sound City to bankrut, ostatniego nagrania dokonano tam w 2011 r.
Grohl kupił legendarną konsoletę, zainstalował ją w swoim domowym studiu i zaprosił do współpracy legendy dawnego Sound City: Stevie Nicks, Ricka Springfielda, Toma Petty'ego czy wreszcie sir Paula McCartneya. Były Beatles i trzech żyjących członków Nirvany połączyło siły i nagrało piosenkę, która zaskakuje swoją energią. Warte uwagi są też pozostałe piosenki nagrane przy okazji powstawania filmu.
To dzięki Sound City sformował się najsłynniejszy skład Fleetwood Mac i tam nagrał „Rumours” – jeden z najlepiej sprzedających się albumów rockowych wszech czasów. Tam też na muzyczne wyżyny wzbili się członkowie Nirvany nagrywając „Nevermind”, jeden ze swoich albumów nagrał Johnny Cash. To tam rozbłysła gwiazda Ricka Springfielda. Studio uwielbiał Neil Young.
Electric Lady Studios
Wiele kultowych studiów nagraniowych założyli sami muzycy. Tak jest z nowojorskim Electric Lady, którego twórcą jest sam Jimi Hendrix. Otwarto je na kilka miesięcy przed śmiercią artysty. Hendrix uznał, że taniej będzie zainwestować w swoje studio, niż wynajmować sale nagraniowe. Poza tym chciał czuć się jak w domu w miejscu, gdzie nagrywa.
Dlatego Electric Lady powstało według jego wskazówek, a wystrój był ciepły, wręcz domowy. Hendrix polecił też, by unikać kątów (stąd np. okrągłe okna). Ostatecznie ambitny projekt architektoniczny i nowoczesne wyposażenie kosztowały ok. 1 mln dol. (inwestycję uratowała wytwórnia Warner Bros.). Na oficjalnym otwarciu pojawili się m.in. Eric Clapton, Ron Wood czy Yoko Ono, żona Johna Lennona. Później w Electric Lady pojawiały się jeszcze większe nazwiska.
W nowojorskim studiu nagrywali i miksowali albumy m.in. Australijczycy z AC/DC (m.in. przełomową „Back in Black”), Led Zeppelin („Houses of the Holy” i „Physical Graffiti”), David Bowie („Young Americans”), The Rolling Stones („Some Girls”) czy U2 („Songs of Innocence”). Dzisiaj tworzy tam zarówno stara gwardia (najnowszy solowy album nagrał tam Keith Richards z The Rolling Stones), jak i młodzi artyści (Erykah Badu, Lana Del Rey, The Roots, Kanye West, Daft Punk czy Beck).
AIR Studios (Montserrat)
Z czasem muzykom coraz bardziej nudziły się studia, w których spędzali nawet po kilkanaście godzin dziennie. Dlatego taką popularnością w latach 80. cieszyła się założona przez „piątego Beatlesa” sir George'a Martina filia jego AIR Studios na karaibskiej wyspie Montserrat. Nagrywając tam, artyści jednocześnie byli w pracy i na wakacjach.
Dodatkowym bonusem była możliwość współpracy z legendą przemysłu muzycznego, który odkrył The Beatles i był odpowiedzialny za brzmienie czwórki. Dlatego sukcesami okazywały się produkcje nagrywane pod jego okiem przez inne zespoły, np. „Steel Wheels” Rolling Stonesów, „Brothers in Arms” Dire Straits czy „Synchronicity” The Police.
Ale to wspaniałe miejsce zbyt często padało ofiarą kataklizmów. Najpierw w 1988 r. wyspa została spustoszona przez ogromny huragan Hugo. Sir George intensywnie włączył się w zbieranie funduszy dla mieszkańców. Podobnie było po erupcji uśpionego od ponad 300 lat wulkanu, który w latach 1995-97 zmusił do opuszczenia domów ponad 2/3 mieszkańców wyspy.
Dlatego w 1998 r. zorganizował w Royal Albert Hall koncert charytatywny naszpikowany gwiazdami związanymi wcześniej z Montserrat. Wystąpili na nim m.in. sir Paul McCartney, Mark Knopfler, Sting, Elton John, Eric Clapton i Phil Collins. Pod koniec lat 80. studio przestało działać, a dzisiaj straszy ruinami. Niestety.